REKLAMA

BMW Sebka leciało trzy paki. Wiecie ile to jest 314 km/h? To Wam powiem

Wczoraj podano, że (na razie domniemany) sprawca potrójnie śmiertelnego wypadku poruszał się z prędkością 314 km/h. Dla przeciętnego człowieka to liczba, która niewiele mówi, ale...

314 km/h
REKLAMA
REKLAMA

Trzysta czternaście kilometrów na godzinę: jeśli twój samochód może tyle rozwinąć, to znaczy, że jako społeczeństwo mamy problem. Naprawdę trudno uzasadnić dopuszczenie takiego pojazdu do ruchu w kraju, gdzie maksymalny limit prędkości to 140 km/h. Stało się jednak co się stało i oto po nowych badaniach biegłych udało się dojść do tego, że BMW Sebka przed wypadkiem jechało 314 km/h. Oto szczegółowa rekonstrukcja.

To teraz wyobraźcie sobie, że jedziecie 174 km/h po drodze, na której znajdują się nieruchome przeszkody, np. drzewa lub bloki betonowe. I te przeszkody są umieszczone nie po bokach drogi, ale na waszym pasie ruchu lub na pasie obok, i musicie próbować nie trafić w te przeszkody przy 174 km/h. Niestety, gdy wreszcie to lawirowanie się nie uda, nie da się po prostu włączyć gry ponownie.

Nawet jeśli kierujący Kią jechał 140 km/h, to różnica prędkości między nim a BMW wynosiła 174 km/h

A to oznacza, że kiedy kierowca Kii po raz pierwszy zobaczył światła BMW w lusterku – z odległości powiedzmy 200 metrów, czyli całkiem dużej, do momentu uderzenia minęły 4 sekundy z kawałkiem. BMW pokonywało wtedy 48,3 metra na sekundę. Cztery sekundy to tyle, ile było Wam potrzeba, żeby przeczytać to zdanie, które właśnie przeczytaliście. Nikt nie jest w stanie zareagować w takim tempie, zwłaszcza prowadząc pojazd przy prędkości 140 km/h w ciemnościach. Jak już wielokrotnie pisałem, problemem jest nie prędkość, a różnica prędkości. Dlatego właśnie w Polsce na autostradach powinno się obniżyć limit prędkości do 120 km/h, żeby zmniejszyć różnicę między autami osobowymi a ciężarowymi. Zamiast tego zabroniono wyprzedzać samochodom ciężarowym, przez co jazda autostradą traci dla nich sens i często lepiej jest wybrać drogę lokalną – nie bardzo wiem w imię czego.

Przy 314 km/h pokonujesz 1 kilometr w 11,4 sekundy

A to na przykład oznacza, że jeśli mijasz właśnie znak „zjazd za 1000 metrów”, to oznacza że musisz jak najszybciej podjąć hamowanie, bo za kilka sekund będzie już dużo za późno. Absolutnie topowe samochody potrzebują ok. 7 sekund na zatrzymanie się do zera z prędkości 300 km/h, ale dotyczy to tylko jakichś niezwykłych pojazdów typu Porsche 911 GT3 RS czy Koenigsegg. Minimalna droga hamowania z tej prędkości to ok. 300 metrów, ale znowu, to wyniki z najwyższej półki, nieosiągalne dla samochodów zwyklejszych. Można więc założyć, że jeśli jedziesz trzy paki i widzisz przed sobą coś oddalonego o 400 metrów – czyli ledwo widocznego na horyzoncie – to już nie zdążysz się przed tym zatrzymać. Od momentu pojęcia, że coś blokuje drogę i trzeba hamować, minie od 1 do 1,2 s, czyli pokonasz jakieś 60 metrów i zostanie 340 na hamowanie. Czyli może się już nie udać. Możesz więc, całkiem realnie, uderzyć w przeszkodę, której przez dłuższy czas nie widzisz.

Samochody, które jadą 314 km/h nie powinny istnieć

Przekonujemy się o tym po raz kolejny. I znowu fanatycy prędkości będą krzyczeć, że chce się im odebrać wolność i że w Niemczech jakoś można, itp. itd., chociaż każdy następny przykład tylko potwierdza, że już 250 km/h to nie jest prędkość, przy której da się coś kontrolować. Co więc proponuję? Drobiazgowe i wyrywkowe kontrole wszystkich bardzo nowych i bardzo szybkich pojazdów, zwłaszcza jeśli pojawiają się jako bohaterowie tuningu na różnych stronach i fanpejdżach firm tuningowych, lub posiadają ich naklejki na karoserii. Masz takie auto – spodziewaj się kontroli w celu sprawdzenia, czy został zdjęty fabryczny ogranicznik prędkości. Jeśli tak, to następuje konfiskata pojazdu. Czy to wszystko brzmi bezprawnie? Możliwe. Czy zmniejszy problem morderców z autostrady? Z pewnością.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA