Najdzikszy projekt, który dziś zobaczycie. Oto BMW Isetta z silnikiem z Garbusa
Mało mocy? Słabe osiągi? Nie szkodzi - BMW Isetta z układem napędowym z Volkswagena Garbusa i tak odwróciłoby więcej głów niż najnowsze Ferrari.
Zwykle jeśli ktoś zabiera się za wymianę silnika w niewielkim klasycznym autku, to przybiera to jedną z dwóch form: albo stosuje się jednostkę napędową o podobnej pojemności, by wszystko dało się jakoś upchnąć w seryjnej komorze silnika, albo wręcz przeciwnie - montuje się największy silnik, jaki można było znaleźć. Tak powstał np. Fiat 500 napędzany V12 z Lamborghini.
Można też zrobić coś pomiędzy.
Innymi słowy: może i widoczny na zdjęciach pomysł zajmuje bezsensownie dużo miejsca, ale za to nie oferuje rakietowych osiągów. Ogólnie nieczęsto da się znaleźć coś tak bardzo od czapy - i bardzo się cieszę, że na ten pojazd trafiłem. Gdzie? Na niezawodnym portalu Bring a Trailer, oczywiście.
4 RAZY WIĘCEJ CYLINDRÓW
To brzmi dumnie - przynajmniej do momentu, w którym nie zdamy sobie sprawy, że seryjne BMW Isetta zadowalało się pojedynczym cylindrem, który pozwalał na osiągnięcie mocy na poziomie 12 lub 13 KM, zależnie od pojemności skokowej (245 lub 298 cm3). To umożliwiało rozpędzenie się do 85 km/h, co - jak podejrzewam - było absolutnie przerażającym doświadczeniem.
W przypadku soczyście zielonego dziwadła z BaT najprawdopodobniej stopień przerażenia ogarniającego pasażerów jest podobny - w końcu silnik VW już w postaci seryjnej miał 50 KM. Sam fakt, że pojazd jest w stanie zrobić tzw. wheelie podczas ruszania (oderwanie przednich kół od asfaltu) przemawia do wyobraźni.
Poza tym to projekt zrobiony jak dla obcego.
Lakier jest położony dość niechlujnie i w niektórych miejscach pęka. Przednie koła miejscami są przykręcone z użyciem podkładek pod śruby, a miejscami bez. Nadwozie jest tu i ówdzie pocięte najwidoczniej na ślepo; efektem tego są nierówne krawędzie i brak symetrii po lewej i prawej stronie auta. Do tego mamy jeszcze coś, czego bardzo nie lubię, czyli chińskie opony na tylnej osi - ale powiedzmy, że przy tych osiągach pojazdu jestem w stanie to jakoś przeboleć (zapewne i tak prowadzi się to lepiej od seryjnej Isetty).
Ależ bym tym jeździł.
Nie widzę co prawda nigdzie miejsc na montaż tablic rejestracyjnych, ale wygląda na to, że pojazd jest dopuszczony do ruchu. No chyba, że twórca filmiku jeździł nim sobie w normalnym ruchu ulicznym, choć nie powinien - nie wnikam.
Tak czy owak jestem przekonany, że uśmiech nie schodziłby mi z twarzy podczas przejażdżki się tym małym potworkiem, tym bardziej że zapożyczona z Garbusa jednostka napędowa z wydechem poprowadzonym ku górze brzmi tu całkiem przyjemnie. W niższych partiach obrotów przypomina mi nawet nieco dźwięk opisywanego niedawno Opla GT z silnikiem Mazdy MX-5.
Dobrze, że auto jest daleko.
Jeszcze by mi przyszło do głowy, żeby licytować. Aukcja zakończy się 1 września, a obecnie najwyższa oferta za pojazd opiewa na kwotę 7400 dol. (ok. 27,4 tys. zł). Pytanie mam tylko jedno: