Bentley obiecuje samochody elektryczne, ale na razie części będą latać Antonowami
Lider w dziedzinie zrównoważonej mobilności luksusowej zrównoważy zaoszczędzone CO2 wyziewami pięciu samolotów transportowych.
Minął niecały miesiąc od konferencji podczas której Bentley opowiadał o swoich planach na przyszłość. Dwa nowe PHEV-y w 2021, ograniczenie wpływu na środowisko o 75 proc. do 2025, elektryfikacja gamy do 2026, rezygnacja z silników spalinowych w 2030 – wszystko, by stać się całkowicie węglowo neutralnym. Fabryka w Crewe już taka jest – została uznana za taką już w zeszłym roku, m.in. po wprowadzeniu rozwiązań typu system oczyszczania wody w lakierni,
lokalne nasadzenia drzew,
zwiększenie do 30 tys. liczby paneli solarnych,
czy dzięki wykorzystywaniu wyłącznie odnawialnych źródeł energii.
Krótko mówiąc – widać, że firma wie, że jej klientom dobro świata leży na sercu i nie chce ich zawieść.
Żeby tak się jednak stało, Bentley musi do tego 2030 r. istnieć. A to oznacza, że musi mieć co sprzedawać. A żeby sprzedawać, musi mieć co produkować. A żeby mieć co produkować, musi trzymać w pogotowiu 5 samolotów transportowych marki Antonow.
Jak donosi Automotive News, Brytyjczycy wynajęli taki zestaw, by zapewnić sobie płynność dostaw podzespołów do swoich produktów. Jak przystało na rdzennie brytyjską firmę, Bentleye w 90 proc. składają się z elementów powstających poza krajem i do Crewe trzeba je jakoś dostarczyć. A jak już w końcu ten Brexit wydarzy się naprawdę i np. Brytyjczycy nie dogadają się z Unią najlepiej, to trzeba będzie zmodyfikować łańcuch dostaw, uwzględnić nowe taryfy importowe i przygotować się na ewentualne wąskie gardła w całym procesie. Firma pracowała nad tym od dwóch lat i ponoć już jest gotowa. A rozwiązaniem ma być właśnie tych 5 Antonowów, które będą przywoziły do Manchesteru karoserie samochodów, które dla przypomnienia powstają w fabrykach Grupy Volkswagena w Zwickau, Lipsku i Bratysławie.
Prezes Hallmark stwierdził, że póki wszystko działa, to jest dobrze
Ale wstrzymanie dostaw mogłoby być dla firmy groźniejsze, niż sam Brexit.
Trzeba pamiętać, że te auta nie są produkowane hurtowo i każde jest dopasowane do klienta. Stąd konieczność zorganizowania procesu metodą „just-in-time” czyli z dostawą elementów bez zbędnego magazynowania, dokładnie wtedy kiedy są potrzebne. Nie ma sensu robić wielu elementów na zaś. Dlatego do niedawna Bentley miał zapas części na dwa dni. Teraz stock ma zabezpieczać produkcję na 14 dni, czyli niemal trzy tygodnie pracy (wolne weekendy).
Ale Antonowy i tak mogą się okazać niezbędne – w końcu firma chce w tym roku przekroczyć magiczną liczbę 10 tys. sprzedanych samochodów i w kolejnych latach sprzedawać ich jeszcze więcej. A klienci w Chinach, którzy dziś kupują 35 proc. produkcji Bentleya mogą nie być szczególnie cierpliwi. Ani okazywać zrozumienia dla kwestii emisji CO2.
Dlatego aby mieć szansę zostać producentem węglowo neutralnym w 2030 r., Bentley bierze pod uwagę możliwość zostania producentem węglowo nadaktywnym w latach poprzedzających. Bo żeby była jasność – te Antonowy nie będą latać na prąd.