Wypadek jak z serialu „Kobra – Oddział Specjalny”. Tak kończy się napieranie na lewym pasie
Wypadek pod Morach pod Warszawą wyglądał jak z niemieckiego serialu o policji autostradowej. Albo jak z gry komputerowej. Nie powiedziałbym, że nie dało się go uniknąć.
Oglądanie niemieckiego serialu „Kobra – oddział specjalny” było moim ulubionym sposobem na spędzanie czasu w wakacje albo w dni, w które akurat np. byłem chory i nie poszedłem do szkoły. Kryminalna fabuła i rozterki komisarzy policji autostradowej bywały trzymające w napięciu, ale i tak cały czas czekało się na wypadki. Trzeba przyznać, że ich nie brakowało, bo zwykle każdy odcinek zaczynał się od konkretnej kraksy. Wybuchy, dachowania, skoki, rozsypujące się ładunki z ciężarówek, no i jeszcze trochę wybuchów. Było widowiskowo, zwłaszcza że filmowcy zwykle rozbijali prawdziwe samochody. A że czasami świeże wtedy E46 na pół sekundy przed uderzeniem w naczepę zamieniało się w E36? No trudno, to taki mały prezent dla spostrzegawczego widza.
„Takie wypadki się nie zdarzają” – myślałem wtedy
Samochody tak przecież nie fruwają. A jednak – filmik z kanału „Stop Cham” udowodnił mi, że niemieccy filmowcy mieli niezłe pojęcie o wypadkach, a ja gorsze. Nie spodziewałem się, że to, co zobaczyłem, jest w ogóle możliwe. Nie ja jeden. „Gdyby coś takiego stało mi się w grze, pomyślałbym, że jest w niej słaba fizyka” – skomentował jeden z widzów.
Na filmie nakręconym 24 lipca w podwarszawskich Morach – czyli w miejscu, w którym ul. Połczyńska zmienia się w Poznańską i można z niej skręcić na trasę S8 – widać zderzenie Fiata Tipo i Toyoty C-HR.
Wypadek w Morach pod Warszawą wyglądał groźnie
Kierowca Toyoty albo nie spojrzał w lusterko, albo źle oszacował prędkość Fiata. Tipo jechało rzeczywiście szybko – a osoba siedząca za jego kierownicą najwyraźniej nie miała specjalnie dużej ochoty na to, by wytracić rozpęd. Mówiąc prościej – nie hamowała. Czy to kwestia zagapienia się? A może przepełnionej ambicją walki do ostatniej chwili o pozycję na lewym pasie? Nie wiadomo. Ale wygląda na to, że wypadek w Morach pod Warszawą wcale nie musiał się zdarzyć. Można go było uniknąć.
Tipo trochę pofruwało
Włoski samochód po uderzeniu w Toyotę wzniósł się w powietrze, po czym zarył przodem w asfalt i zatrzymał się na krawężniku. Było groźnie, ale mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało. Trochę dziwnie jest określać wypadek samochodowy słowem „efektowny”, ale ten taki właśnie był. Jak z Kobry. Mimo wszystko lepiej byłoby zahamować. Albo nie zajeżdżać drogi.
Czytaj również: