Inne auta elektryczne drożeją, a to jedno tanieje. Kosztuje już od 29 560 zł
Wuling Mini EV, a właściwie cała rodzina Wulingów, stawia czoła silnej konkurencji na rodzimym rynku. Chińczycy zdecydowali się więc znacząco obniżyć ceny, które i tak były już śmiesznie niskie.
Wchodzę na polską stronę Dacii: najtańszy w Polsce samochód elektryczny, raczej śmiesznie mały i słaby (choć nie taki zły, co sprawdziłem): 106 900 zł. Wchodzę na stronę Wulinga w Chinach: najtańszy samochód elektryczny kosztuje niecałe 30 tys. zł. Hm, ciekawe dlaczego ta elektromobilność u nas tak słabo idzie.
Nie jestem oburzony, że samochody elektryczne są w Polsce za drogie
Jestem oburzony tym, że w Chinach są one tak śmiesznie tanie. Do tej pory Wuling Mini EV, który stał się już całą rodziną modeli, kosztował od 7960 dolarów. Po obniżce zaczyna się od 7090 dolarów, i to tylko wtedy, gdy kupujemy go w całości, jednorazowo. Producent oferuje znakomite finansowanie: wpłata 3790 dolarów i opłata abonamentowa za akumulator 50 dolarów miesięcznie. Z tego co widzę na mikrozdjęciu, jest to oferta na 5 lat. Przecież to jest niemal jak za darmo – a do tego Wuling, wiodący chiński producent małych samochodzików, swoją rodzinę Mini EV rozbudował już tak, że każdy w niej znajdzie coś dla siebie.
Rodzina Wuling Mini EV liczy kilka modeli
Podstawowy to Mini EV z czterema miejscami. Wygląda tak:
Jego specjalna edycja to Gameboy, dostępny w sześciu wersjach wykończenia: czarno-czerwonej Hurricane Phantom, zielonej Jungle Adventure, białej Star Tours (inspirowanej Star Wars), Party Sweetheart – wyglądającej jak ciasteczko, limonkowej Lime Soda i różowej Cherry Blossom. Jest to tak uWu, że zabrakło mi języka w gębie.
Potem mamy AirEV, który jest nieco mniejszy niż Mini EV, ale za to droższy. Oto on:
Najmniejszym modelem jest 2,5-metrowy Nano EV:
Zostaje jeszcze niszowy Mini EV cabrio w cenie 59 000 zł (w przeliczeniu):
I czterodrzwiowy Bingo:
Słowem rodzina Wulingów jest tu silna. Co z silnikami i akumulatorami? Różnie, bo można mieć wersję o zasięgu 120, 200 lub nawet 300 km, przy czym te wartości są mocno na wyrost. Chińska norma pomiaru zużycia energii jest naprawdę mało realistyczna. W każdym razie z tego co ustaliłem, to Gameboy ma 40 KM mocy i akumulator 17 lub 26,5 kWh, a Air ma 40 lub 68 KM i akumulator 26,7-28,4 kWh. W obu przypadkach te większe akumulatory mają starczyć na 300 km jazdy, ale to nieprawda. Pewnie można liczyć na jakieś 180-200 km realnego zasięgu. Nawet pomijając ten drobiazg, wybór jest niesamowity, a ceny wręcz komicznie niskie. Najdroższy Air EV z pełnym wypasem kosztuje 41 200 zł (w przeliczeniu).
Ja właściwie chciałem zadać tylko jedno pytanie
W założeniu mamy zmniejszać powierzchnię, którą zajmujemy i redukować nasz ślad węglowy. Mamy oszczędzać i się elektryfikować jak szaleni. Tymczasem pojazdy, które realnie by w tym pomogły, są niedostępne na naszym kontynencie, natomiast na innym kontynencie są dostępne powszechnie i w bardzo niskich cenach. To tak, jakby kazać komuś przejechać przez całe miasto metrem i jedna osoba miałaby to zrobić w Paryżu, a druga w Krakowie, i potem wypominać tej drugiej osobie, że jej się nie udało. Jak mamy jeździć małymi samochodami elektrycznymi, skoro nikt ich u nas nie sprzedaje, lub robi to w horrendalnie zawyżonej cenie? Pytam dla kolegi, bo ja odpowiedź znam.