REKLAMA

VW Garbus to ostatni samochód, jakiego spodziewacie się z klimatyzacją. Jest na sprzedaż

Kto chciałby jeździć klasycznym Garbusem, ale lubi mieć klimatyzację, może kupić egzemplarz, który dotarł do Polski przez Meksyk i Japonię. Nie będzie tanio.

garbus klimatyzacja
REKLAMA
REKLAMA

„Z którego roku jest ten samochód?” – chętnie zapytałbym przechodniów, mijających czerwonego Volkswagena Garbusa z ogłoszenia na Otomoto. Odpowiedzi obejmowałyby pewnie i rok 1935 i 1980. Może ktoś postawiłby na wczesne lata 90. Wygrywałyby zapewne lata 60.

Nic z tego. Ten Garbus wyjechał z fabryki w roku 2002

garbus klimatyzacja

Gdy świat witał już Volkswagena Golfa piątej generacji, w Meksyku z zakładu w Puebli nadal zjeżdżał stary, dobry Garbus. Podczas swojej arcydługiej kariery rynkowej przeszedł wiele modyfikacji. Na polskiej Wikipedii napisano, że było ich aż 78 tysięcy. Późne, meksykańskie wersje miały np. mniej romantyczne, plastikowe wnętrze i nowocześniejszą kierownicę. Ale jeśli chodzi o założenia konstrukcyjne, to nadal ten sam wóz, który pamięta czasy sami wiecie kogo.

garbus klimatyzacja

Czerwony Garbus z ogłoszenia pochodzi z Japonii

To znaczy, najpierw wyprodukowano go w Meksyku, z przeznaczeniem na tamtejszy rynek – ale japoński kolekcjoner kupił fabrycznie nowy egzemplarz i powiedział „proszę zapakować”. Zapakowano, na statek. Celem podróży było miasto Kobe. Volkswagen spędził tam czas od 2003 (właśnie taką datę ma wpisaną jako rok produkcji, choć w ogłoszeniu napisano, że stworzono go w 2002 r.) do 2019 roku, a później udał się kolejną, daleką podróż morską. Tym razem celem była Polska.

garbus klimatyzacja

Po dotarciu do Krakowa, Garbus przeszedł odświeżenie, obejmujące np. korektę lakieru i dodanie kilku elementów chromowanych. Być może wtedy na dachu zagościł także stylowy bagażnik.

Teraz jest na sprzedaż

Cena wynosi 76 000 zł. „Tyle pieniędzy za Garbusa?!” – ktoś zapyta. Oczywiście, są egzemplarze wystawione i za więcej. Są starsze. Trudno mi ocenić, czy młody rocznik to w tym przypadku wada czy zaleta. Auto jest pozbawione czaru dawno minionych epok i klimatycznych detali, ale za to wygląda na zadbane i ma ciekawą historię.

Przede wszystkim, najciekawszym elementem meksykańsko-japońsko-polskiego Garbusa jest obecność fabrycznej klimatyzacji. W gorącym, meksykańskim klimacie to naprawdę potrzebny dodatek. Klienci - traktujący Volkswagena jako najtańszy sposób na proste, nowe auto, a nie na klasyka - zapewne robili wszystko, by wycisnąć z kieszeni jeszcze parę peso na dopłatę do klimy. Bez niej można się spocić jak po zjedzeniu burrito z najostrzejszym sosem.

Nowy-stary Garbus może być dobrym pomysłem na pierwszego klasyka

Nowsza wersja – z silnikiem 1.6 na wtrysku (moc: 54 KM), nowocześniejszą instalacją elektryczną i klimatyzacją – jest relatywnie prosta w obsłudze jak na auto może nie zabytkowe, ale na pewno z klasycznym klimatem. Garbus wielu osobom się podoba i chciałyby go mieć, ale boją się kłopotów z zabytkową technologią. Tutaj powinno być łatwiej, choć jestem pewien, że wielu prawdziwych fanów klasyków powie, że to niedopuszczalna droga na skróty i oszustwo. Niech się nie zapowietrzą. Oprócz irytowania purystów, w czerwonym egzemplarzu można robić wrażenie na innych, jadąc Garbusem w upał z zamkniętymi szybami. Czy ciekawskie spojrzenia są warte 76 tysięcy? Nie mam pojęcia, trzeba spojrzeć na to na chłodno.

REKLAMA

Zdjęcia pochodzą z ogłoszenia na Otomoto. Autor: Taimuresu Cars

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA