W samym środku Turcji wyjątkowo często w ruch idzie szlifierka kątowa. Samochód klasyczny nie może tam mieć dachu, bo inaczej nie pozwoli swojemu właścicielowi na zarabianie.

Pozdrawiam z Kapadocji. Tak, to ta piękna, instagramowa kraina pełna kolorowych balonów latających nad malowniczym, księżycowym krajobrazem. Tyle że teraz nic nie lata i nie jest wcale tak pięknie, bo co prawda przedwczoraj termometry wskazywały ponad 20 stopni Celsjusza, ale teraz mamy -1, a wiatr urywa głowę. Do tego pada deszcz ze śniegiem. Ale przynajmniej testy Toyoty Hilux - bo to właśnie powód tej wizyty - przebiegają w trudnych warunkach. Czyli ten pickup może się popisać.
Samochody w Turcji są naprawdę ciekawe

Nie byłbym sobą, gdybym jadąc przez prowincję w samym środku Turcji co chwilę nie przystawał na widok jakiegoś ciekawego grata i nie męczył towarzyszy podróży tym, że muszę zrobić kolejne zdjęcie.

O ile z dawnej wizyty w Stambule albo w którymś z kurortów pamiętam raczej zatrzęsienie świeżych i niespecjalnie ciekawych aut (Fiat Tipo, Renault Fluence, Toyota Corolla), o tyle sytuacja w tym regionie jest ciekawsza. Oczywiście, z punktu widzenia miłośnika starej motoryzacji. Użytkownicy tych aut pewnie woleliby jednak kupić sobie nową Corollę.
Wciąż częstym widokiem jest Tofas

„Można nawet spotkać Tofasy będące jeszcze dokładną kopią Fiata 131, na którym bazują – później Turcy zrobili do swojego narodowego samochodu własne nadwozie” - tak red. Tymon pisał w tekście opisującym wrażenia z tureckich dróg napisanym niemal trzy lata temu. Nic się nie zmieniło - te wozy nadal jeżdżą i jest ich naprawdę wiele. Mogą mieć ponad 40 lat, ale wciąż dzielnie służą. Bywają w różnym stanie, ale raczej nie widać pojazdów skrajnie zaniedbanych lub „polepionych” na taśmę. Poobijane - owszem, ale nie są szokująco zniszczone, jak bywają np. w Maroko.


Nie brakuje także nieco nowszych Tofasów z tureckim nadwoziem, czyli modeli Dogan (1985-2001) i Kartal (1985-2003). Wciąż jeździ dużo Tempr (produkowanych tu na licencji), nie chcą umrzeć Uno, a jeśli chodzi o inne marki niż Tofas/Fiat, silne są stare Renault, jeździ też mnóstwo Opli sprzed lat, z Vectrą A na czele. Zaskakująca może być popularność Skody Favorit i Łady 110/111.

Jak jeździ się po Turcji?
Sporo dzisiejszych, testowych kilometrów przejechaliśmy po bezdrożach, ale gdy pod kołami znajdował się asfalt, był zwykle dobrej jakości. Drogi są szerokie, ale zdarzają się na nich dziwaczne z naszego punktu widzenia rozwiązania, takie jak nawrotki na trasach wyglądających na autostrady. Turcy raczej z dystansem podchodzą do ograniczeń prędkości, ustawionych zresztą zazwyczaj z olbrzymim zapasem (czyli znak każe jechać 30, wszyscy jadą 80, nikt nie umiera ani nie eksploduje).

Zdarza się, że nie włączają świateł w sytuacji, w której raczej należałoby to już zrobić. Popularną modyfikacją są za to chińskie LED-y, oślepiające jak żarówka podczas policyjnego przesłuchania w filmach.
Jest tu też pewien regionalny specjał

Nie mówię akurat o jedzeniu, choć akurat to w Turcji można naprawdę docenić. Zauważyłem, że lokalną specjalnością jest… obcinanie dachów samochodom klasycznym. Tak okaleczone wozy - przeróżne, od VW Garbusa po amerykańskie krążowniki - służą potem do wożenia turystów, głównie z Dalekiego Wschodu, po atrakcjach Kapadocji. Widok jest dość przykry.

Gdyby stare auta mogły odczuwać strach, z pewnością trzęsłyby się na myśl o trafieniu do Turcji. Szlifierka idzie w ruch, a o sztywności nadwozia nikt potem nie myśli. Nie ma żadnego dachu - jeśli pada, kładzie się na auto jakąś płachtę. Albo i nie. Dziękuję za taką przejażdżkę. Ciekawe, czy montują do nich jeszcze silniki z Tofasa - w stylu kubańskim.


Tak czy inaczej, jedźcie do Turcji, najlepiej poza duże miasta. To raj dla graciarzy. Tylko obyście trafili na inną pogodę. Na koniec: jeszcze kilka fotek.





