REKLAMA

Ujawniono sens stref czystego transportu. Ma sześć zer na końcu

Polskie miasta może niech nie patrzą na londyńskie wyniki, bo zaraz okaże się, że strefę czystego transportu trzeba ustanowić w każdym mieście i będzie ona obowiązywać po prostu na całym ich terenie. Powód? Oczywiście zyski.

Londyn
REKLAMA
REKLAMA

I to zyski - przynajmniej z naszej, polskiej perspektywy - ogromne. Więc niestety podejrzewam, że nikt tej wiadomości nie przegapi i jeszcze wyciągnie z niej odpowiednie wnioski.

Zarzucasz wędkę...

Gdyby ktoś przegapił - Londyn zapowiedział na początku roku, że rozszerzy tzw. ULEZ, czyli strefę "ultra niskiej emisji" o dodatkowe 32 dystrykty, czyli nawet o ponad 20 km od centrum miasta. Ci, których samochody nie łapały się do kategorii ultra niskoemisyjnych, mieli płacić 12,5 funta dziennie, żeby poruszać się po tych terenach, albo mogli skorzystać z lokalnych dopłat do zakupu pojazdu, który ustalone kryteria by spełnił.

Nie były to przy tym wybitnie rygorystyczne kryteria, bo można je było spełnić niemal dwudziestoletnim samochodem z silnikiem benzynowym i tylko posiadacze diesli - które przecież jeszcze niedawno według UE miały uratować planetę - mieli problem. W ich przypadku minimum to norma Euro 6, czyli 2015 rok i wyżej.

Ostatecznie jak zaplanowano, tak zrobiono, rozszerzenie strefy weszło w życie, mimo dość wyraźnego sprzeciwu lokalnej ludności. Tymon oczywiście od razu napisał, że cały plan jest na tyle absurdalny, że może chodzić tylko i wyłącznie o pieniądze, a gdyby ktoś uważał, że to tylko teoria spiskowa, to nad tym samym problemem pochylił się m.in. Guardian. Sugerując, że teraz cały świat patrzy na Londyn - po pierwsze na to, czy miasto przypadkiem nie spłonie po takich decyzjach, i czy to się po prostu opłaci.

No i teraz mamy odpowiedź.

... i wyciągasz 120 mln zł.

Po pierwsze - miasto nie spłonęło. Po drugie - jak oszacował analityk BBC na bazie dostępnych danych, przychody wynikające z rozszerzenia ULEZ miały w ciągu miesiąca wynieść prawie 24 mln funtów w opłatach i jeszcze dodatkowych 1,2-2,4 mln w karach, które nałożono na tych, którzy po ULEZ jeździli, ale płacić nie chcieli. I tak - to są pieniądze "dodatkowe", z samego rozszerzenia strefy, a nie przychód łączny z całego ULEZ-a. Oraz - te 120 mln to kwota zaokrąglona zdecydowanie w dół i bez uwzględnienia kar - same legalne opłaty.

Co ciekawe, przytłaczająca większość samochodów osobowych spełnia już kryteria ULEZ i nie musi płacić - do tej grupy zalicza się aż 96,4 proc. pojazdów z Londynu Zewnętrznego, czyli niemal tyle samo, ile w dzielnicach zaliczanych do Londynu Wewnętrznego.

Kto więc ponosi prawdopodobnie większą część tych kosztów? Wygląda na to, że ci, którzy faktycznie potrzebują samochodu do pracy, czyli ci, którzy korzystają z wszelkiej maści vanów. W tym przypadku zgodność z normami wykazuje już tylko 86,2 proc. wszystkich pojazdów tego typu.

REKLAMA

Oczywiście wszyscy w urzędzie miasta płaczą i jest im z tego powodu bardzo wszystko jedno przykro, i jednocześnie przypominają, że dalej można dostać dopłaty do wymiany auta (ciekawe, jakiego vana można za nie kupić). Żeby jednak było weselej, budżet na dopłaty wynosi 160 mln funtów (120 mln już wykorzystano), więc na dobrą sprawę, jeśli wpływy się utrzymają, w kilka miesięcy miasto wyjdzie "na zero". Mało tego - szacuje się, że ULEZ przestanie "zarabiać" w okolicach 2026 albo nawet 2027 r.

Nie wypada wprawdzie bezczelnie przemnożyć wyników z pierwszego miesiąca przez liczbę pozostałych do tego 2026/2027 r. miesięcy, ale na pewno są w tym wszystkim jeszcze gigantyczne pieniądze. Co śmieszne - pieniądze płacone przez tych, którzy wjeżdżają "trującymi" samochodami do miasta, ale po prostu stać ich na to, żeby się tym nie przejmować albo przerzucą ten koszt na kogoś innego. Sprytnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA