REKLAMA

Każda transakcja sprzedaży samochodu powinna odbywać się online. Z widoczną ceną

Wielokrotnie pisałem o psuciu rynku samochodów zabytkowych (i nie tylko) przez wyjątkowo chciwych handlarzy, kupujących auta bardzo tanio, a wystawiających drogo. Mam taki pomysł…

sprzedaż samochodu dokumenty
REKLAMA
REKLAMA

Wiele osób powie: a co to komu przeszkadza? Każdy może sprzedać za ile chce i kupić za ile chce! I to prawda. Nie można nikomu przecież zabronić handlowania samochodami, a i ja wcale nie mam takiego zamiaru. Chodzi tylko o to, że obecny system kupowania i sprzedawania samochodów dobry był w średniowieczu w odniesieniu do powozów konnych, a teraz mamy trochę inne możliwości techniczne.

Koniec z plikami umów

Obecnie kupując samochód używany musimy pofatygować się do sprzedającego dzierżąc w dłoni kartkę papieru o poważnie brzmiącej nazwie „Umowa kupna-sprzedaży”. Transakcję zawieramy wypełniając dwa egzemplarze umów – po jednym dla sprzedającego i kupującego. Sprzedający może (a raczej powinien) iść do swojego wydziału komunikacji zgłosić sprzedaż, kupujący musi udać się do swojego urzędu celem przerejestrowania pojazdu, chyba że jest handlarzem i kupił auto do swojego autohandlu. Wówczas łatwo o sytuację, że o sprzedaży pojazdu nie wie nikt, a już z pewnością nie jest ona odnotowana w systemie. Handlarz sprzedaje je dalej, na fakturę lub umowę, kolejna osoba odsprzedaje po pół roku… i lądujemy z samochodem do którego jest 5-7 umów kupna sprzedaży. A jeśli choćby jednej brakuje, to auta już nie da się zarejestrować, bo „brakuje ciągłości”.

Rozwiązanie jest proste. Transakcja kupna sprzedaży powinna być zawierana za pomocą strony internetowej lub aplikacji na smartfona połączonej z CEPiK. Wystarczyłoby wpisać dane sprzedającego i kupującego, nr rejestracyjny, VIN i „captchę” – i gotowe. Zmiana danych właściciela pojazdu trafiłaby do systemu, za każdym razem. Koniec z plikami umów i gubieniem dokumentów. Niewiarygodne, że minister cyfryzacji nie wpadł jeszcze na coś tak oczywistego. Wklepana do systemu transakcja miałaby status „oczekująca na przerejestrowanie”, dopiero po pojawieniu się w wydziale komunikacji kupujący musiałby załatwić resztę formalności. A sprzedający nie musiałby się już donikąd fatygować. Ponadto informacja o zmianie właściciela trafiałaby od razu na historiapojazdu.gov.pl. Dzięki pojawieniu się transakcji w systemie wiadomo byłoby też, czy kupujący opłacił (nieco absurdalny, przyznam) podatek od czynności cywilnoprawnych, zwany potocznie PCC-3.

To gdzie ten mój pomysł na „wycięcie januszy handlu”?

Z koniecznością cyfryzacji sprzedaży większość pewnie się zgodzi. Mam jednak propozycję bardziej radykalną. Zapewne zjedziecie ją w komentarzach, ale… kto nie próbuje, ten nie wygrywa. Po podaniu stosownych danych na historiapojazdu.gov.pl pojawiałyby się nie tylko daty zmiany właściciela, ale też ceny. Tak, dobrze przeczytaliście. Ceny sprzedaży aut byłyby publicznie dostępne, pod warunkiem że masz VIN, nr rejestracyjny i datę pierwszej rejestracji pojazdu. Kupujący często naciska na wpisanie niższej kwoty na umowie, żeby zapłacić mniejszy podatek. Sprzedający się zgadza, a potem gdy przychodzi do zwrotu pojazdu z powodu jego wad ukrytych zwraca kupującemu taką kwotę, jaka była na umowie. Kupujący jest „zrobiony” na własne życzenie. Zaryzykuję twierdzenie, że na kartce wypisywanej w kuchni (większość aut zmienia właściciela w kuchni) sprzedający i kupujący znacznie łatwiej i chętniej poświadczą nieprawdę, niż gdy przyjdzie do wpisania tej nieprawdy do systemu informatycznego.

REKLAMA

Moim zdaniem dodanie cen do historii pojazdu wyjdzie tylko na dobre kupującym. Będą mogli łatwo sprawdzić, ile auto było warte wcześniej.

W „rekordzie” z historią pojazdu nie będzie wszak informacji kto kupił samochód, tylko za ile.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA