Przegląd ogłoszeń: fura dla Janusza
Kim jest archetypiczny Janusz? To osobnik, który wymachując wąsami, będzie tłumaczył wszystkim, że tylko jego wybór motoryzacyjny jest najlepszy, a wszyscy, którzy się z tym nie zgadzają, to dyletanci. Oto przegląd ogłoszeń z autami dla Januszy.
Na pewno znacie tę sytuację, kiedy mężczyzna w słusznym wieku (może być opcjonalnie: z brzuszkiem, w kamizelce wędkarskiej i z wąsami, lub wszystko naraz), peroruje na temat wspaniałości swojego samochodu. On od zawsze jeździ niemieckimi, bo tylko niemieckie są dobre. Albo: tylko idioci jeżdżą autami niemieckimi, francuskie są równie dobre, a dużo tańsze. Albo: tylko Mercedesy, synek, tylko Mercedesy. Itp. itd. Potem samochodów wybieranych przez takich osobników nie chcą kupować normalni ludzie, bo „podchodzą im Januszem”, co jest najzupełniej niesłuszne. Kupcie sobie januszową furę i nie przejmujcie się, a oto zestawienie takich samochodów na poniedziałkowy poranek:
-
„Audi to jest najlepsza marka. Ocynkowane, rozumiesz synek?”
„Te twoje [wstawić markę] to zardzewieje osiem razy zanim na moim Audi pojawi się choćby bąbel”, twierdzi Janusz. Wprawdzie jego wóz bywa już trochę dziurawy, ale to są ocynkowane dziury, więc to zupełnie inna rozmowa. Dlatego zaczynamy od Audi A4. Wiecie jak trudno jest znaleźć A4 B5 w dobrym stanie? Jestem wręcz przerażony, jak te auta zostały skutecznie „dojechane” i jak strasznie wyglądają ich wnętrza. Nadwozie tego wozu zestarzało się z godnością, a kabina wręcz przeciwnie. Znalazłem jednak coś pasującego do naszego przeglądu.
Sprzedaje pan Tosiek, właściciel, nie żaden handlarz. Robił już remont skrzyni biegów, który nie był tani, bo to „automat”. Mamy tu do czynienia z benzynowym sedanem 1.8, oczywiście z LPG. Szukałem bardziej januszowej konfiguracji 1.6 z LPG, ale jest niesłychanie rzadka. W 1.8 125 KM mamy 20-zaworową głowicę, więc z jednej strony podnosi to komplikację silnika i zwiększa ewentualny koszt regeneracji gniazd, z drugiej jednak pozwala danemu Januszowi chwalić, się że on ma pięć zaworów na cylinder, a cztery zawory mają tylko przegrywy. Trzeba to powiedzieć głośno: to ostatni moment na zakup A4 B5. Wkrótce ich ceny będą niższe niż koszt wymiany kompletu wahaczy z przodu (po 4 na koło). A czy „automat” pasuje do Janusza? Tak – tacy ludzie nawet automatem jeżdżą trzymając cały czas rękę na wybieraku.
2. Volkswagen Passat B5, Passat to jest prestiż
Audi było benzynowe, Passacik musi być dieslem. Nie uwierzycie, ale ostatnio diesle przeszły do mniejszości nawet w ogłoszeniach z przedliftową B-piątką. Zanim kupiłem sobie Mercedesa W210, całkiem serio szukałem Passata B5, żeby kupić go „ironicznie” i „zanim stanie się to modne”. Passat stał się już tak wymiętoszonym przez popkulturę memem, że mało kto bierze już poważnie pod uwagę jego zakup. To bardzo dobrze, bo dzięki temu jeszcze potanieją, zwłaszcza że problem z przednim zawieszeniem jest tu taki sam jak w A4 B5.
Jeszcze większy problem pojawił się, gdy ustawiłem w filtrach najbardziej januszową konfigurację B5: kombi, 1.9 TDI ale na pompie (bo pompowtryskiwacze „to tylko problem”) i z przebiegiem poniżej 200 000 km. Całe dwa samochody. Co się stało z wami, handlarze? Zapomnieliście, jak się pcha szafę? No trudno, oto jeden z tych egzemplarzy. Ma wszystko: granatowy kolor, lipne niemieckie blachy, nieoryginalne felgi, lekką polerkę i przebieg, który asymptotycznie od lat dąży do 200 000 km, lecz nigdy tej wartości nie osiąga. Za 15 lat będzie mieć 199 999,999999 km. Jest świetny. To prawdziwy ogłoszeniowy youngtimer, czyli samochód, który był popularny w ogłoszeniach 5-7 lat temu, a dziś można go uznać za rarytas.
3. Opel Vectra C. A po co ja mam przepłacać za te „woldzwageny”?
Vectra C jest tania i ogromna, a przy tym ma niemieckie pochodzenie. Trudno mi jednak zrozumieć januszowe upodobanie do marki Opel, która to marka nie należy raczej do tych najwyżej cenionych na rynku wtórnym. Trudno też uznać Vectrę C za samochód wybitny – lista jej typowych usterek nie jest krótka, ale za to większość napraw została dobrze opanowana przez warsztaty niezależne. Np. typowe uszkodzenie modułu CIM pod kierownicą można naprawić przez internet i jeszcze dostać dwuletnią gwarancję. Największą zaletą Vectry C jest jej przestronność. Nie pojmuję, jak można było tak zniszczyć ten niezły w sumie projekt funkcjonalny zastępując Vectrę Insignią, która jest większa z zewnątrz, ale mniejsza w środku.
Jaką wersję Vectry C uznałem za najbardziej januszową? Koniecznie diesla z lat 2002-2004 bez common rail, czyli 2.0 DTI albo 2.2 DTI. To własne diesle General Motors, nie przejęte od Fiata ani nie opracowane w kooperacji z Włochami. „To bardzo dobry silnik”, opowiada Janusz, „bo po pierwsze nie ma tego całego kamon reli, a po drugie ma łańcuch rozrządu” – i to z jednej strony prawda, z drugiej zaś brak common rail jest w obecnych czasach wadą, a nie zaletą. Warsztaty nastawione są na diesle z common rail, tymczasem w Oplu 2.0 DTI z czasem sypie się pompa wtryskowa, a regeneracja potrafi kosztować kilka tysięcy złotych. Nie ma znaczenia, Janusz przemilczy, a z samochodu i tak będzie zadowolony. Oto taka Vectra z bardzo małym przebiegiem.
A tu druga, z przebiegiem 456 000 km. Jest naprawiana na bieżąco. Nie wątpię.
4. Renault Laguna. Oni tak na nią mówią – królowa lawet – bo mi zazdroszczą!
Francuskie samochody są o wiele lepsze niż niemieckie. To tylko niemiecka prasa motoryzacyjna zbudowała mit niemieckiej niezawodności. A słyszałeś o skandalu VW? Oni tylko kłamią cały czas. A ty jeszcze płacisz i kupujesz te kłamstwa – klaruje Janusz, fan samochodów francuskich. Mógłby jeszcze ewentualnie mieć Citroena, ale nie bardzo go stać, więc ma Lagunę dwójkę. Długo zastanawiałem się nad egzemplarzem, który mógłbym polecić w tym zestawieniu. Pod uwagę brałem początkowo tylko silnik 1.9 dCi. „Ci debile nie wiedzą że to świetny silnik, mówię ci synek” – więc kombinowałem, czy by nie dać takiego wozu, w którym już stało się to, co się stać musiało.
Ostatecznie uznałem jednak, że to za duży hardcore, polecać auto, w którym do wymiany jest silnik – i to na taki, który znowu wykona obrót panewką za jakiś czas. Dlatego postanowiłem postawić na Lagunę w wersji występującej niezwykle rzadko, bo była robiona tylko przez półtora roku pod koniec produkcji, czyli dwójkę z 2.0 dCi. Mamy więc właściwie Lagunę III w karoserii Laguny II. Problem z Laguną II polega na tym, że ten samochód jest za ładny i za wygodny w stosunku do swojej jakości. Gdyby zrobili go od początku dobrze i porządnie, byłby absolutnie cudowny. Ale to ten typ auta, w którym zawsze coś skrzypi, odpada i nie działa. Ale taka z 2.0 dCi to istny rarytas. Otwieramy maskę i mówimy: widzisz pan co tu pisze? DWA ZERO DE CE I. A wiesz pan co to znaczy?
Że to jest ten wzmocniony.
5. Mercedes, to jest, proszę ciebie, Mercedes wśród samochodów.
Nie mogło zabraknąć Mercedesa. Ale jaki Mercedes jest januszowy? Przecież nie okular, bo janusze wiedzą, że rdzewieje. Niekoniecznie W124, bo podrożał i przeszedł do kategorii klasyka. W202? Mały. To nie Mercedes, proszę ciebie. Mercedes, rozumiesz, musi być duży. I tak lądujemy z klasą E W211 po taryfie jako naszym typem. Janusz dobrze wie, że wiele Mercedesów z Niemiec, zwłaszcza diesle, to byłe taksówki. Szuka więc skrupulatnie wszelkich śladów taksówkowej przeszłości, takich jak dziury po taksometrze czy charakterystyczna skóro-gumowa tapicerka. Wreszcie trafia na idealny egzemplarz. Sprzedający zapewnia go, że to nigdy nie była taksówka, a przebieg 220 000 km jest absolutnie oryginalny. Zadowolony Janusz kupuje, a po przyjeździe do domu zrywa tylko te resztki budyniowej okleiny z krawędzi drzwi (sprzedający mówił, że to taka folia ochronna) i jest zadowolony.
Muszę powiedzieć, że W211 to mimo kilku wad niebywale trwały samochód. SBC – z pewnością to głupi wynalazek, ale głównie z powodu tego licznika cykli działania. Blacha wykonana jest tu pancernie, jak w starych Audi. Wnętrze też nieźle się trzyma. Z czasem poddają się skrzynie automatyczne, ale cóż można poradzić? Ponadto ten samochód ma znośnie prostą elektronikę. Znacznie łatwiej poradzić sobie z W211 niż z BMW E60.
Odrzuciłem oferty budyniowych taksówek niemieckich, choć warto je pooglądać, bo są wśród nich takie rarytasy jak W211 z przebiegiem 800 000 km. Jednak ostatecznie postawię na to cacko przywiezione z Belgii. Tam taksówki nie muszą mieć charakterystycznego koloru. Jest sedan, diesel, automat, czarna gumoskóra i pół bańki przebiegu, są też uczciwie opisane wady. Niezła oferta. Janusz mógłby kupić, cofnąć na 220 000 km i spokojnie turlać się tym jeszcze przez kilka lat. A że czasem zakopci, to nie szkodzi, są przecież naklejki „Diesel musi dymić”.
6. A czy może istnieć januszowy SUV?
Sądzę, że tak, choć to akurat dość rzadko występujący gatunek. Uważam jednak, że takie kryterium spełnia Land Rover Freelander I generacji. Samochód tani, o słabej reputacji z uwagi na wady napędu 4x4 – w tym uszkodzenia sprzęgła płytkowego, a w konsekwencji i przekładni kątowej. Z drugiej strony ma przecież diesla z BMW, czyli nie może być taki zły. Problem stanowi znaczna liczba aut po przeróbkach z wersji angielskiej. Freelander ma niezbyt skomplikowaną, modułową tablicę przyrządów i przerobienie go nie należy do bardzo trudnych. Coraz częściej widzę tanie auta 4x4, a wśród nich Freelandery zaparkowane przy popularnych łowiskach nad Wisłą. Zapewne polubili je fanatycy wędkarstwa.
To nie jest tak, że Freelander jest zły. Powiedziałbym, że jest średni. Natomiast już kilka razy słyszałem, że „przecież Land Rover to najlepsze auto w teren”, w tym raz od leśnika. Niestety, sama marka Land Rover nie czyni z tego wozu terenówki. Podobnie jak Jeep Compass nie wjedzie tam, gdzie wjeżdża Wrangler. Tu leży januszowość tego modelu – w rozciąganiu renomy prawdziwych terenowych Land Roverów na lekko uterenowionego Freelandera i twierdzeniu, że ten wóz przejedzie przez wszystko w drodze na ryby/na grzyby/w góry/na narty. Pokona mniej więcej taki sam off-road jak japońskie auta z podobnego okresu.
Jaka konfiguracja? Diesel po lifcie, 5 drzwi. Przy okazji radzę zwrócić uwagę na ten żenująco mały bagażnik.
I to tyle na dziś. Pozdrawiam wszystkich Januszy motoryzacji. Przejedźcie się czasem innym samochodem niż własny, to potrafi zupełnie zmienić postrzeganie niektórych spraw.