Kto wygra: oko policjanta czy nagranie z kamery. Pojedynek o 5 punktów karnych, w którym decydują centymetry
Kto wygra ten wspaniały pojedynek: policja, która chce dać mandat za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, czy kierowca, który ma kamerę

Od lat uważam, że jedną z moich najmądrzejszych decyzji był montaż kamery samochodowej. Nie mam jakichś spektakularnych nagrań, udało mi się nagrać kilka wymuszeń pierwszeństwa, może dwa albo trzy wyprzedzania w niedozwolonych miejscach, ale rzadko kiedy mam ochotę coś robić z tym dalej. Od pewnego czasu kamerka służy mi przede wszystkim do obrony w sytuacji, gdybym trafił na patrol policji, który musi wyrobić miesięczne statystyki, więc widzi rzeczy, które się nie wydarzyły. Pisaliśmy kilkukrotnie o radiowozach, które dziwnie hamowały przed pustymi przejściami dla pieszych, ale jeszcze nie widziałem walki o centymetry podczas wyprzedzania.
Policja chce dać mandat za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, ale zaskoczyła ich jedna rzecz
W swoim szatańskim i sprytnym planie nie wzięli pod uwagę tego, że kierowca może mieć kamerę. Ale po kolei, jak mówiła caryca Katarzyna II do swoich amantów. Do sieci trafiło nagranie, na którym widać interwencję policyjną.
Autor nagrania rozpoczął manewr wyprzedzania całkowicie zgodnie z przepisami, zakończył go na granicy zgodności, bo dosłownie centymetry dzieliły go od przekroczenia podwójnej ciągłej. Policyjny patrol, który za nim jechał uważał jednak inaczej. Kierowca został zatrzymany pod zarzutem niezastosowania się do znaków poziomych, tj. do przekroczenia podwójnej ciągłej, jak zwykło się mówić. Obecnie takie wykroczenie zagrożone jest mandatem w wysokości 200 zł i 5 punktami karnymi. Kierowca nie zgodził się z wersją policji, powiedział, że ma kamerę i zdarzył się cud. Policjanci nie wręczyli mandatu. Magia.

W takich chwilach zakup kamery zwraca się błyskawicznie
Osobną kwestią pozostaje jednak zupełnie coś innego. Co za czasów dożyliśmy, że kamery nie mają służyć dokumentowaniu wykroczeń innych kierowców, a służą do obrony przed policją. Sam kiedyś byłem niedoszłą ofiarą pomiaru prędkości na oko, ale udało mi się wybronić, bo poprosiłem o pokazanie pomiaru. Boję się nawet myśleć ilu kierowców wpadło, bo nie miało kamery lub nie znało policyjnych procedur. Gdybym był producentem kamer samochodowych, to reklamowałbym się wyłącznie takimi nagraniami. Po roku na rynku pływałbym w basenie wypełnionym banknotami pięćsetzłotowymi.
Czytaj również: