Rząd zapowiada nowe ułatwienia dla kierowców. Ale szczegółami woli się na razie nie dzielić...
Nie musimy już jeździć z dowodem rejestracyjnym, nie musimy mieć przy sobie stale OC. Niedługo ma być jeszcze lepiej. A może po prostu... normalnie?
Szef resortu cyfryzacji zapowiedział, że w ciągu „najbliższych dni” poznamy szczegóły tzw. pakietu deregulacyjnego dla kierowców. Ma być lepiej, łatwiej i... w sumie to nie wiadomo.
Pakiet deregulacyjny dla kierowców - co się zmieni?
Czego będą dotyczyć zmiany - póki co to tajemnica. Tu i tam wspomina się o likwidacji kompletnie zbędnej (i przy okazji płatnej) karty pojazdu, czasem pojawiają się też wzmianki o prawie jazdy w aplikacji, czy zniesieniu obowiązku przerejestrowywania samochodu.
Rządowy zespół zajmujący się tymi tematami pracuje już od kilku miesięcy, więc najnowsze doniesienia to zaledwie przypomnienie, żebyśmy przypadkiem nie pomyśleli, że urzędnicy ostatecznie postanowili cały temat zakopać. A przypominać się trzeba - w końcu niedługo wybory.
Oczywiście póki co nie padają jeszcze żadne terminy wprowadzenia nieujawnionych póki co zmian w przepisach. Nie powinniśmy jednak spodziewać się żadnych rewolucji z dnia na dzień.
Tym bardziej, że o likwidacji niektórych obowiązków wspomina się od lat. I co? I wiadomo. Jeśli tym razem ma się jednak udać - cudownie.
„Obowiązki, które kosztują obywatela”
Jedyne co martwi (poza wtórnością zapowiedzi i prawdopodobnie częściową wtórnością celów), to to, że wszyscy zdają się skupiać głównie na finansowym aspekcie całego problemu. Szef resortu cyfryzacji deklaruje, że mają zostać zniesione te obowiązki, które „kosztują obywatela, ale nie są już dziś potrzebne”. Kolejne publikacje podliczają, ileż to kosztuje nas papierologia związana z zakupem samochodu.
Tyle tylko, że te opłaty - jakkolwiek zupełnie zbędne i bezsensowne - ani trochę nie są istotą problemu. Przy zakupie jakiegokolwiek samochodu to groszowy wydatek - może z wyjątkiem aut absolutnie najtańszych albo osób, które bardzo często zmieniają samochody. Ale jeśli wydamy kilka czy kilkanaście tysięcy złotych na używane auto, to potem przerejestrowanie i inne papiery są wydatkiem niezauważalnym.
Faktycznym wydatkiem są tutaj nerwy i czas. Gdyby to wszystko dało się załatwić przez internet, pewnie mało komu przeszkadzałoby wydanie raz na kilka lat tych 200-300 zł.
Dlaczego więc po prostu nie przyznać: ok, daliśmy ciała, do tej pory był syf i zamieszanie, ale teraz wszystko będzie normalnie i będzie w...
... aplikacji?
Przyznam, że gdyby tego dotyczyły zapowiadane zmiany, nie kryłbym ani trochę radości. Mamy 2018 r., prawie każdy ma smartfona, nie ma żadnego powodu, żeby nie upchnąć wszystkich danych na temat kierowcy, OC, prawa jazdy i samochodu w małym programie na telefonie. Telefon zawsze mamy przy sobie, w aucie przeważnie jest go jak naładować, więc nie ma zbyt wielu argumentów, żeby tego nie zrobić.
Poza jednym. Kojarzycie aplikację mDokumenty, która teoretycznie miała zastąpić nam dowód osobisty? Nie? Pewnie dlatego, że nie ma większego sensu z niej korzystać, bo wyświetlany w niej dokument nie jest traktowany jako dokument oficjalny. A kojarzycie, że w zeszłym kwartale miały do niej trafić właśnie (!) „dowody rejestracyjne, polisy OC i prawa jazdy”? Pewnie też nie, bo przeglądam właśnie wszystkie zakładki aplikacji mDokumenty i nic takiego nie widzę. Nie widzę też aplikacji „Mój pojazd”, która miałaby o wiele więcej sensu, niż przeglądarkowe wydanie usługi.
I po prostu boję się, że i tak będzie w tym przypadku. Że w zapowiedziach będzie pięknie, wygodnie, a może i nawet szybko, a ostatecznie wszystko będzie ciągnąć się tak, że zdążymy o wszystkim zapomnieć.
Aż do następnych wyborów. Na które - patrząc na moje tablice rejestracyjne - powinienem pojechać z Wrocławia do Krakowa...