Dwa potwory w cenie jednego. Ostatni Dodge Viper i Challenger SRT Demon trafią na aukcję
Dodge wraz z domem aukcyjnym Barrett-Jackson zakończą kolejną erę amerykańskiej motoryzacji. Na licytację trafi przepiękny zestaw: ostatni wyprodukowany model Vipera i Challengera SRT Demona. Istna gratka dla kolekcjonerów.
Aukcja tych dwóch potworów odbędzie się w czerwcu i założę się, że już teraz interesuje się nią wielu kolekcjonerów. W końcu niecodziennie można kupić zestaw, w skład którego wchodzą dwie legendy amerykańskiej motoryzacji.
Ostatni Dodge Viper i Dodge Challenger SRT Demon trafią na aukcję jako pakiet.
Ostatni Dodge Viper to ukłon w stronę legendarnego modelu Viper RT/10. Ostatnia sztuka, która zjechała z linii produkcyjnej, otrzymała przepiękny czerwony lakier (Viper Red) i 8,4-litrową jednostkę V10, która potrafi wygenerować 645 KM.
Najmniej ciekawym elementem Vipera jest jego wnętrze, w którym przyszły właściciel znajdzie połączenie czarnej skóry i alcantary. Musicie mi wybaczyć brak większego entuzjazmu związanego z tym egzemplarzem. O wiele bardziej na wyobraźnię działa mi drugi samochód z tego zestawu.
Dodge Challenger SRT Demon jest bowiem jednym z tych szalonych pomysłów, które trafiły do seryjnej produkcji. Ostatni Demon został zresztą wyprodukowany w najbardziej niedorzecznej wersji - bez fotela pasażera oraz tylnej kanapy. Klienci, którzy załapali się na zakup Demona z salonu, mogli dokupić sobie te dwa elementy jako opcje.
Każda z nich kosztowała zresztą jednego dolara, więc większość tych samochodów została doposażona w siedzenia dla pasażerów. Ale nie ostatni egzemplarz. Dodge stwierdził, że będzie to najbardziej rasowe auto do wyścigów na ćwierć mili i takie rzeczy, jak fotel pasażera, są w nim niepotrzebne.
Zamontowany pod maską 6,2-litrowy silnik HEMI V8 o mocy 840 KM (i momencie 1044 Nm) rozpędza tę bestię od zera do setki w 2,3 sekundy. Czas na ćwierć mili? Oficjalny wynik podawany przez Dodge'a to 9,65 s. Jest on możliwy do uzyskania po wprowadzeniu kilku drobnych modyfikacji, do których części oferowane były w ramach jednodolarowego pakietu "na tor" o wdzięcznej nazwie "Demon crate".
W jego skład wchodzą mniejsze przednie koła i nowy sterownik do silnika, dzięki któremu właściciel może napoić swojego Demona 100-oktanową benzyną. W tym samochodzie nawet klimatyzacja nie ma nic wspólnego z komfortem kierowcy. Dodge stwierdził, że lepiej (tzn. szybciej) będzie, jeśli zajmie się ona chłodzeniem powietrza wpadającego do układu dolotowego. Istne szaleństwo.
To koniec pewnej ery.
Zysk ze sprzedaży tych dwóch potworów zostanie przeznaczony na fundację United Way. Strasznie jestem ciekawy ceny końcowej i tego, do kogo trafią te dwie legendy. To niebywała gratka dla kolekcjonera. Biorąc pod uwagę coraz większe obostrzenia nakładane na producentów samochodów, może się okazać, że Demon to ostatni seryjnie produkowany samochód, który zapewnia takie wrażenia na torze.