REKLAMA

Kierowcy mają zimą dobrze. Spróbuj być pieszym, a najlepiej weź wózek

Bez znaczenia, czy wozisz nim dzieci, czy złom. Gnij w zaspach i w pogardzie.

odśnieżanie chodników zimą
REKLAMA
REKLAMA

Podobno Margaret Thatcher powiedziała, że osoby po 25. roku życia, które wciąż korzystają z autobusów, to życiowa porażka. Nie wiem, czy faktycznie tak powiedziała, ale jestem bardzo ciekawy jej zdania na temat dorosłych pieszych, bo to twór siedzący na drabinie społecznej nawet niżej niż pasażer autobusu. Taki sposób myślenia niechcący wymknął się Brexitowi poza wyspiarski kraj. U nas zimą tylko samochód się liczy, autobus też ma nienajgorzej, a nóżki to są w... opałach.

Przy obecnych opadach śniegu kierowcy samochodów żyją jak pączki w maśle, a piesi – jak wolne media na Węgrzech. Niech samochodziarze nie jęczą, jak to są tłamszeni, bo wystarczy spojrzeć na priorytety odśnieżania, żeby wiedzieć, kto ma dobrze, a kto źle. Pieszy idący po śniegu to nieudacznik, chodząca porażka.

nieodśnieżone chodniki zimą
Porządna droga po zakupy.

Ktoś wywalił się na ryj, ktoś złamał nogę

Zimą jest śmiesznie, można tak wesoło rozbić sobie nos. Ktoś musi się wywalić i rozpłakać, żeby pośmiał się ktoś. Odgarnianie śniegu to wciąż ważny problem, ale nie z samochodów, tylko z jezdni, chodników i rowerowych dróg. Kolejność, w jakiej je wymieniłem, nie jest bez znaczenia, a rano popełniłem błąd, bo wybrałem się do przedszkola z dziecięcym wózkiem, zamiast pojechać samochodem jak człowiek.

Polska zimowa wyprawa na K2 nie zakończyła się sukcesem. Moja tak, ale wydaje mi się, że poziom trudności był zbliżony. Poproszę o jakąś dotację, bo muszę zatrudnić Szerpów i kupić tlen. Samochody jechały, a ja stałem z wózkiem wbitym w zaspę i naprawdę nie wiedziałem, w którą stronę się ruszyć, wracać, czy daremnie przeć naprzód? Bez wózka też nie było dużo lepiej, bo spociłem się jak Krzysztof Bosak z niewyspania.

Chodników nie odśnieża nikt, a jezdnie są czarne

Śniegu na chodnikach było więcej niż wyrazu opozycja w Wiadomościach. Polska jest mistrzem Polski w nieodśnieżaniu chodników. Jezdnia dla samochodów musi być odśnieżona i posypana solą, bo będzie kataklizm, kierowcy będą złorzeczyć, że ten kraj jest zbudowany z mokrej dykty, a w pośladkach dostaną zakwasów takich, że splajtują piekarnie. Piesi muszą pogodzić się z tym, że mogą się połamać, zapocić, a i tak nikomu się nie śpieszy, żeby z chodników zgarnąć śnieg lub chociaż nie zatarasować wielką hałdą śniegu przejścia dla pieszych.

odśnieżanie chodników zimą
Wystarczy przyjechać samochodem, na parkingu jest czyściutko. Koło tych znaków, wbrew pozorom, jest chodnik

Odśnieżanie chodników leży, jak Krystyna na zabiegu w malinowym chruśniaku

Prywatnie, czy państwowo, indywidualnie, czy kolektywnie, nikt odśnieżać żadnego chodnika nie ma zamiaru, chyba że akurat jeździł pijany samochodem i zesłali go na publiczne roboty. Zarządca drogi w końcu wyśle piaskarki na ulice, ale z ich pracy chodniki pożytek mają żaden. Z pracy prywatnych rąk też.

Pięć machnięć łopatą wokół swojej posesji to zbyt wiele dla przeciętnego śmiertelnika. Podobno istnieje obowiązek odśnieżania, podobno jest to różnica, czy wokół posesji biegnie choć wąski pas zieleni, czy też go nie ma. Jedna z tych sytuacji ma na właściciela terenu nakładać na obowiązek odśnieżania chodnika, druga go zdejmować. Nie ma to dużego znaczenia, bo pod śniegiem żadnej zieleni nie widać, wszystko jest nieodśnieżone tak samo.

Nikt nie będzie machał łopatą by komuś lepiej się chodziło, a właściciel posesji przecież i tak wszędzie jeździ samochodem, a jeśli przypadkiem gdzieś chodzi, to na pewno nie dookoła własnego domu. Przejście zimą przez ulicę domków jednorodzinnych to przekleństwo. Muszę podpytać ich właścicieli, czy wiosną nie mają problemu z usuwaniem odkrytych spod śniegu zwłok.

Tylko idiotom marzy się chodzenie piechotą

Z listy osób uświadomionych i dbających o planetę, na pewno skreśla mnie fakt, że nie wierzę, iż nawet setki tysięcy przybywających co roku samochodów elektrycznych sprawią, że w miastach i wsiach będzie lepsze powietrze. Zwiększenie liczby samochodów sprawi tylko, że będzie więcej samochodów i ludzi, którym kompletnie nie będzie chciało się nigdzie chodzić, skoro mogą jeździć taniej, czyli na prąd. Czynnością godną pogardy jest i ciągle będzie chodzenie, szczególnie, gdy spadnie śnieg.

Unikam korzystania z samochodu w mieście, większość codziennych spraw staram się załatwić chodząc. Zamiast podjechać 500 metrów po ciężkie zakupy, zawsze wolę je przynieść, a odprowadzanie dziecka do przedszkola, to faktycznie najczęściej odprowadzanie, a nie podwożenie. Wprawdzie z autobusów też wtedy nie korzystam, ale i tak jestem porażką, przegraną sprawą, o którą nie należy dbać. Prawdziwa dbałość o środowisko naturalne to dbanie o samochody. Dotować należy samochody elektryczne, do butów nikt nie dopłaci. Piesi won.

Na szczęście są rowerzyści

Piesi nie dotykają jednak dna. Tam przyklejeni leżą rowerzyści, których nikt nie ma zamiaru zeskrobać. Czarna wizja kierowców samochodów, że kiedyś całe miasto opanują ci przeklęci rowerzyści, raczej się nie ziści. Ścieżek rowerowych nikt nie odśnieża, bo przecież nikt i tak nie jeździ po nich rowerem. A nikt nie jeździ rowerem, bo ścieżki są nieodśnieżone. Szach mat rowerzyści, paragraf 22. się chowa wobec tej przebiegłej logiki.

REKLAMA

Hierarchia na drodze układa się więc tak - na samym szczycie są kierowcy, którzy muszą zawsze mieć czarną drogę, bo oni mają ważne sprawy. Dużo niżej są piesi, którzy zapewne chodzą wyłącznie po zasiłek, bo żaden człowiek sukcesu piechotą nie chodzi. Obie te grupy mogą śmiać się z rowerzystów. Rowerzysta może awansować wyłącznie do samochodziarzy, bo na pieszego to nikt głupi się nie pisze. #chodnikibezwyboru

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA