7 powodów, dla których nowy Hyundai i20 jest wart zainteresowania
Hyundai i20 przeszedł lifting. Piszemy o tym, bo wiele osób może przeoczyć tę ważną informację. Podajemy też siedem powodów, dla których warto się zainteresować akurat tym samochodem.
Do tej pory Hyundai i20 był po prostu jednym z wielu modeli w zatłoczonym segmencie samochodów miejskich. W międzyczasie wiele się jednak zmieniło. Dlatego po lifcie ta praktyczna propozycja z Korei zyskała kilka bezsprzecznych atutów.
-
Nie jest elektryczny
Serio, w gamie są tylko silniki spalinowe. A dokładniej – tylko benzynowe. Nie kupimy już i20 z dieslem. Tego akurat żałuję, jeździłem trochę poprzednią Kią Rio 1.4 CRDi i ten samochód zaskoczył mnie pod każdym względem: był duży, wygodny, szybki i oszczędny. Ale nie ma co żałować – Hyundai idzie z postępem i do i20 oferuje teraz 1.0 T-GDI oraz 2 silniki benzynowe, wolnossące: 1.2 i 1.4. Najmocniejszy w gamie 1.0 T-GDI może mieć 120 KM i siedmiobiegową skrzynię dwusprzęgłową (czyli „automat”).
2. Nie jest hybrydowy
Tu nie ma żadnego systemu hybrydowego. Silniczków elektrycznych nie brakuje, ale żaden z nich nie napędza kół. Nie ma więc efektu przełączania się między silnikami, nie ma opóźnienia przy ruszaniu, nie ma gwizdania jednostki elektrycznej i tępawego pedału hamulca działającego w trybie zerojedynkowym. Nie ma też bagażnika zmniejszonego przez zestaw akumulatorów trakcyjnych i przewodów wysokiego napięcia, których przecinanie w razie wypadku wymaga specjalnego sprzętu i umiejętności.
3. Nie jest SUV-em
Może jest odrobinę crossoverem, bo w gamie są 2 wersje: standardowa i Active, czyli lekko podniesiona i z plastikowymi poszerzeniami. Ale to raczej takie delikatne akcenty stylistyczne. Nikt nie pomyli i20 z SUV-em i nie będzie mówił „patrzcie na tego pozbawionego empatii człowieka, który wozi się SUV-em po mieście!”. Poza tym dzięki temu i20 będzie mieć normalne ogumienie. Zawsze mnie zastanawia jak to możliwe, że opony do SUV-ów są dwa razy droższe.
4. Nikt nie będzie ci zazdrościł
Nikt nawet się nie zorientuje, że masz nowy samochód. Złodzieje ominą go wzrokiem w poszukiwaniu Lexusów i Mazd. Sąsiad nie powie „ooo, ciekawe skąd miał na to pieniążki”. Była żona nie zażąda podniesienia alimentów. Były mąż nie powie „ale jej się powodzi, znowu nowe auto”. Nowy samochód bez zazdrości, bez agresji, bez zbytecznych docinków i komentarzy. Bardzo dobra sytuacja. Ciekawe, czy są fani Hyundaiów i20, którzy jednak docenią ten lifting.
5. Nie jest „coupe”
Do tej pory w gamie i20 występowała wersja 3-drzwiowa opisana jako „coupe”. Z coupe miała ona tyle wspólnego co Tesla z silnikami dwusuwowymi. Obecnie już jej nie ma i nawet najtańszy Hyundai i20 ma pięcioro drzwi. To ma sens – i tak inni producenci dawno poszli w tę stronę.
6. Nie jest autonomiczny, ale pomaga kierowcy
Zamiast wtrącającej się „autonomii” w nowym i20 zastosowano znane już z wyższych klas systemy wspomagające prowadzenie: automatyczne hamowanie przed przeszkodą, system wykrywający zmęczenie kierowcy i sugerujący przerwę oraz samoczynne korygowanie toru jazdy na pasie ruchu. Na szczęście to kierowca dalej decyduje, dokąd i jak porusza się samochód.
7. Ma pięcioletnią gwarancję bez limitu kilometrów
Ile kilometrów dasz radę najeździć w pięć lat? Niektórzy w takim czasie potrafią osiągnąć 300 000 km i więcej. Oznacza to, że nawet jeśli coś sypnie się po 300 000 km, ale przed upływem 5 lat, producent wymieni to za darmo. Aż trudno w to uwierzyć. Widocznie jednak Hyundai jest tak pewien jakości swoich samochodów, że mu się to opłaca.
No i taki jest i20 po lifcie. I tak chętnie się nim przejadę. Bardzo lubię niezbyt ekscytujące samochody. Bardzo łatwo jest zbudować supersamochód z milionem koni mechanicznych i dziesiątkami szokujących rozwiązań, ale nadzwyczaj trudno jest zrobić dobry, zwykły wóz, który w dodatku musi być tani i niezawodny.