Nowe auto do 120 tys. zł. Nie musisz lubić sajgonek
Nowe auto do okolic 120 000 zł? Jeśli zaczniemy szukać na portalach ogłoszeniowych, natychmiast zasypią nas propozycje z bardzo dalekiego wschodu. Ale są i inne opcje.

Przyznaję - po ustawieniu filtra na nowe auto i 120 tys. zł, niektóre serwisy ogłoszeniowe zaczynają wyglądać jak menu chińskiej restauracji. Szybko jednak okazuje się, że nawet jeśli ktoś jeszcze nie chce chińczyka, to ma w czym wybierać.
W czym dokładnie? Zerknijmy na auta - a dokładniej na pięć przykładów - które można uznać za zakupowo-użytkowo-odsprzedażowe pewniaki. I może ze dwie ciekawostki.
Toyota C-HR

Wersja wyposażenia możliwie najniższa, ale argumenty są trzy. Po pierwsze - to oczywiście hybrydowa Toyota, więc spora część naszej redakcji już się zbiera, żeby zakrzyknąć "niezawodna". Po drugie - to faktycznie rozsądna cena. Może i nie absolutnie najniższa cena z wyprzedaży, ale na tle narzekań na ceny początkowe tej generacji - jest dobrze.
Po trzecie - prawdopodobnie nie będzie problemów z sensowną odsprzedażą takiego auta za jakiś czas. Polacy lubią Toyoty, lubią hybrydy, lubią SUV-y/crossovery, więc mamy komplet.
W kwestii napędu czy wyposażenia - nie ma tu nic wyjątkowego. Podstawowe 1.8 140 KM z e-CVT i podstawowe wyposażenie, obejmujące m.in. adaptacyjny tempomat, kamerę cofania czy LED-owe reflektory.
Skoda Octavia

Porażająco wręcz nieciekawe auto, ale za to... również porażająco przyzwoite, a do tego spore i "w automacie". Na plus, poza tym, co wspomniane na początku, można zaliczyć fakt, że jest to wersja Edition 130, więc w kwestii wyposażenia nie jest aż tak smętnie, jak mogłoby być przy odmianie "Essence".
Podobnie jak w przypadku Toyoty, tak i pewnie na Octavię za kilka ładnych lat znajdziemy kupca od ręki, chociaż pewnie byłoby łatwiej, gdyby wybrać nadwozie kombi. Ale do tego trzeba by raczej trochę dopłacić.
Cupra Leon

Tak, wiem, teoretycznie to samo, tylko w innym opakowaniu. Ale to opakowanie i wciąż jednak trochę niestandardowa marka robią robotę. Spokojnie można ostentacyjnie ziewać przy opowieściach znajomych o tym, jak radzą sobie ich Skody i Volkswageny - my wybraliśmy wolność, niezależność i tak dalej.
Albo po prostu - wybraliśmy przyjemnie wyglądającego, praktycznego hatchbacka. Pod maską pracuje doskonale wszystkim znany i umiarkowanie sportowy silnik 1.5 TSI, łączony - niestety - z manualną przekładnią. Choć w sumie to kolejny argument w dyskusji o tym, dlaczego wybraliśmy nieszablonowo.
A tak na serio - na tle pozostałych aut z tego zestawienia Cupra Leon wygląda zdecydowanie najbardziej jakoś.
Kia Proceed

Trochę się już ten model zapomniał na rynku, ale wciąż można go uznać za dobrą propozycję. Wygląda ciekawie, przyjemnie jeździ, a do tego uraczy nas milionem fizycznych przycisków na desce rozdzielczej. Niestety - w przypadku tego egzemplarza - uraczy nas też manualną skrzynią biegów. Najwyraźniej auta ładniejsze od Octavii już tak mają.
Poza tym możemy liczyć m.in. na silnik 1.5 o mocy 140 KM, 17-calowe felgi, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, czujniki parkowania i kamerę cofania, cyfrowe zegary, ładowarkę bezprzewodową, pakiet systemów bezpieczeństwa, automatyczną, dwustrefową klimatyzację i tempomat.
Volkswagen T-Roc

Przypadek ciekawy o tyle, że w tej cenie można mieć albo nowego, albo starego T-Roca. Ten stary trochę przy tym przeraża, sugerując, że katalogowo powinien kosztować ponad 150 tys. zł (?!), oferując m.in. dodatkowo kierownicę obszytą skórą i podgrzewaną, 2-strefową klimatyzację automatyczną, cyfrowe zegary, 17-calowe felgi i cały zestaw pakietów. Czyli na bogato, a do tego 1.5 150 KM z takim nadwoziem radzi sobie naprawdę bardziej niż przyzwoicie.
O dziwo w niemal identycznej cenie można kupić nowszy - i dużo ładniejszy - wariant T-Roca. Będzie wprawdzie słabszy (1.5 116 KM) i gorzej wyposażony, ale też powinno być znośnie. Takie rzeczy jak adaptacyjny tempomat, czujniki parkowania z przodu i z tyłu czy LED-y z przodu są na miejscu. 16-calowe felgi da się jakoś przeżyć.
Dzika karta: Alfa Romeo Junior

Niby premium, a wygląda na to, że da się znaleźć pojedyncze oferty, gdzie już na start jest o grube tysiące taniej. Losowy przypadków - cena katalogowa powyższego egzemplarza to prawie 150 tys. zł (ponownie: ?!), bo ktoś dodał do listy opcji m.in. elektrycznie sterowany fotel kierowcy z funkcją masażu i czarne akcenty nadwozia.
Nie jest to zresztą jeden jedyny taki egzemplarz - m.in. na Otomoto jest pełno sztuk do okolic 125 tys. zł, więc jeśli rozważamy zakup, niekoniecznie trzeba się jakoś strasznie spieszyć. Tym bardziej, że zabawny fakt jest taki, że niektórzy za mniej więcej 135 tys. zł będą nam próbowali sprzedać... Alfę Romeo Tonale.
I to już brzmi jakoś.







































