REKLAMA

Nissan e-NV200 Camper, czyli elektryczny kamper, którym nigdzie nie dojedziesz

Nissan zaprezentował swój nowy pomysł: elektrycznego kampera na bazie modelu NV200. Samochód kompletnie bez sensu. 

Nissan-e-NV200-Camper-2
REKLAMA
REKLAMA

e-NV200 został pokazany w Hiszpanii i jak na razie jest to jedyny kraj, w którym można go kupić. To trochę taki eksperyment - jeśli elektryczne kampery podbiją serca Hiszpanów, Nissan zacznie je oferować w innych krajach. Coś mi mówi, że tak się jednak nie stanie.

e-NV200: elektryczny kamper, które nigdzie nie dojedzie

I nie zrozummy się źle. Sama idea elektrycznego kampera wydaje mi się super. Taki samochód nie emituje żadnych zanieczyszczeń, więc spokojnie można nim sobie wjeżdżać w głąb lasów, na dzikie plaże itd. Problem z elektryczną wersją NV200 wynika z jego beznadziejnie małego zasięgu. 200 km w kamperze to przecież tyle, co nic.

Takie samochody kupuje się, żeby pojechać nimi na koniec świata, zrobić tam ognisko i wrócić po kilku dniach spania w dyskusyjnych warunkach. Elektrycznym NV200 z Warszawy nie dojechałbym nawet na Mazury bez dłuższego postoju na naładowanie akumulatorów. Bez sensu.

Wyobraźmy sobie nawet, że komuś te 200 km zasięgu jakoś strasznie nie przeszkadzają, kupuje e-NV200 i jedzie nim np. w Bieszczady. Jeśli w pobliżu nie ma żadnej ładowarki podłączonej do sieci elektrycznej, to trochę strach korzystać z akumulatorów Nissana, żeby ładować swoje elektryczne gadżety (telefony, suszarki, mikrofalę, etc).

Nissan-e-NV200-Camper-4
REKLAMA

Wyobraźcie sobie ten absurd: ktoś dociera super-ekologicznym i elektrycznym kamperem na jakieś kameralne, dzikie odludzie i pierwsze co robi, to odpala swój agregat zalany ropą. Dlaczego Nissan nie oferuje w podstawowej opcji e-NV200 jakichś ogniw solarnych na dachu? Przecież ten samochód aż się prosi o takie wyposażenie.

O wiele bardziej rozsądnym wyborem na tę chwilę byłby kamper na bazie NV300, który też oferowany jest w hiszpańskich salonach Nissana. Ale tam pod maską znajduje się tradycyjny diesel, więc w sumie nie jest to żaden news. Gdyby e-NV200 mógł przejechać bez ładowania chociaż te 500 km, to bym się nim ekscytował. Ale 200? Taki zasięg jest znośny w przypadku miejskich aut elektrycznych (e-NV200 jest zresztą całkiem fajny, jako miejski dostawczak). Na weekendowe wypady na łono natury to stanowczo za mało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA