W Niemczech już rezygnują ze swoich czystych stref. Jest nadzieja dla starych diesli
W Polsce jeszcze nie powstała żadna strefa czystego transportu z prawdziwego zdarzenia. Niemcy zaczęli likwidować swoje umweltzone, bo nie mają już sensu.
Oto wiadomość, którą każdy może zinterpretować po swojemu. W niemieckim kraju związkowym Badenia-Wirtembergia likwiduje się umweltzone, czyli ich wersje stref czystego transportu. Na likwidację stref załapały się Heidelberg, Karlsruhe, Pfinztal, Schramberg i nie jest to jeszcze koniec, bo od maja dołączą kolejne miasta. Od 1 marca mogą wjeżdżać do nich nawet starsze pojazdy, nawet te stare, trujące diesle. Dlaczego tak się stało? Bo powietrze stało się czystsze.
Czy umweltzone przyniosły sukces?
Taka nasuwa się oczywista odpowiedź, ale to wcale nie jest takie proste. Proszę podpowiadam, jak mogą się cieszyć zwolennicy tworzenia stref czystego transportu w miastach: strefy przynoszą wymierne efekty, bo dzięki nim powietrze stało się czystsze, oto dowody. I jeszcze wersja dla przeciwników lub wątpiących w skuteczność tego rozwiązania: jednak jesteśmy w stanie żyć ze starymi autami w miastach i nie boimy się, że nas wytrują.
Do tej pory, jak w wielu niemieckich miastach, ograniczono tam ruch pojazdów. Bez zielonej nalepki na szybie nie można było wjeżdżać do wyznaczonej strefy. Bez diesla z normą minimum Euro 4 i benzyny z Euro 1 można było zapomnieć o takiej przepustce. Tak było od ponad 10 lat, ale już nie jest. Można przejechać przez centrum Karlsruhe, kopcąc dieslem. Mieszkańcy na jego widok na pewno będą uciekać w popłochu.
Powietrze jest tam już tak czyste, że żadnych kopciuchów się nie boją. Czyste - oznacza, że mieści się w obowiązujących normach jakości powietrza. Władze nie obawiają się, że zniesienie zakazów doprowadzi do wzrostu zanieczyszczeń. Przy obecnym poziomie zanieczyszczenia niedogodności są większe niż korzyści.
Co nam to mówi?
Mówi nam, że strefa czystego transportu nie musi się rozciągać na całe miasto. W ponad 300 tys. Karlsruhe objęte było nią tylko centrum miasta. W Krakowie na pewno nie lubią czytać takich rzeczy, bo tam zaplanowali strefę w całym mieście, bez możliwości zjazdu z autostrady nawet na parking P+R. No patrzcie, da się poprawić jakość powietrza, bez zamykania całego miasta. Kto by pomyślał?
W niemieckich miastach udało się zejść poniżej stężenia 40 ug dwutlenku azotu na metr sześcienny w ujęciu rocznym. Może polskie miasta z takim wynikiem nie powinny w ogóle ustanawiać stref? Skoro przy takim wyniku Niemcy, ten nasz wzór, się nie boją. Tylko to trzeba byłoby wiedzieć, jaki wynik mamy teraz. Ostatnie raporty rocznej oceny jakości powietrza w polskich miastach tworzone przez GIOŚ dotyczą 2018 roku. Te prawie 5 lat różnicy mogło znacząco wpłynąć na odmłodzenie parku maszynowego, ale ustanawiającym strefy nie bardzo to przeszkadza.
Niemieckie wyniki osiągnięto stosując dość łagodne środki. Diesle z normą Euro 4 były uprawnione do otrzymania zielonej nalepki. Strefy nie były wcale rozległe i było mnóstwo wyłączeń. W Polsce jedyny słuszny diesel to ten z Euro 5, czyli znacznie nowsze samochody. Ustanawiającym strefy nie przeszkadza dysproporcja w dochodach, gdy porównamy się z naszym zachodnim sąsiadem.
Polskie strefy są święte, choć jeszcze ich nie ma
Gdyby ktokolwiek przejmował się społecznymi skutkami wprowadzenia stref czystego transportu, można byłoby rozmawiać o innych rozwiązaniach, bardziej sprawiedliwych społecznie. W tej chwili przerzuca się odpowiedzialność na klientów, którzy wiele lat temu kupowali samochód reklamowany jako ten ekologiczny.
Można byłoby zaoszczędzić setki tysięcy złotych, jeśli nie miliony, wprowadzając zakaz wjazdu dla pojazdów z nieparzystym numerem rejestracji w wybrane dni tygodnia i z parzystym w inne dni. Cel, czyli ograniczenie emisji spalin zostałby osiągnięty, a wszystkim utrudniono by życie po równo. Pomysły na ograniczenie ruchu samochodów w mieście można mnożyć, ten z parzystymi numerami wcale nie musi być najlepszy. Podobnie jak nie są najlepsze obecne samorządowe pomysły.
Teraz doprowadza się do sytuacji, że przez miasta, które były niemieckimi pionierami stref czystego transportu, będzie można przejechać kopcącym gratem, a w polskich miastach właściciel takiego pojazdu będzie miał przypiętą łatkę truciciela. Zupełnie jakby jego stare auto miało bezpośredni wpływ na śmiertelność z powodu chorób związanych z niewydolnością układu krążenia i płuc w całej Europie. Niemcy na luziku stwierdzają, że stare auta już ich nie zadymią, a my - cali spięci - kosimy wszystko równo z trawą.
Czytaj dalej: