REKLAMA

Nie da się już jeździć małym samochodem. To straszne, co stało się z motoryzacją

Miałem w życiu mnóstwo małych samochodów, ale już ich nie mam. Przez „ekologię” w motoryzacji giną małe samochody, które mają najwięcej sensu. To znaczy dalej da się nimi jeździć, ale jakim kosztem?

jazda małym samochodem
REKLAMA
REKLAMA

Jechałem kiedyś dużym sedanem przez stan Kentucky. Wydawało mi się, że będę się dobrze mieszał z resztą ruchu, ale było odwrotnie. Cały czas czułem się jak niziołek, nie mogąc zajrzeć innym kierowcom w oczy, co najwyżej w ich poszycie drzwi, bo wszyscy jechali pickupami albo SUV-ami. Ostatnio natomiast po Warszawie jeździłem przez 2 dni Nissanem Micra K11. Co za horror.

Nissan Micra K11 ma 30 lat

Kiedy debiutował w roku 1992, był na polskim rynku samochodem małym, ale „normalnym”. Normalnym, bo po ulicach ciągnęły setki tysięcy Maluchów, nowością było niewiele większe od Malucha Cinquecento, za rogiem czaiło się zaś Tico – wspaniałe, bo pięciodrzwiowe. Małość samochodu była stanem pożądanym, bo dzięki małości można było utrzymać niskie koszty eksploatacji. Potem, z czasem auta zaczęły nieubłaganie rosnąć. Każda kolejna generacja była większa od poprzedniej. Dotyczy to oczywiście także Micry i właściwie każdego współczesnego samochodu. Zainteresowanie małymi samochodami zaczęło słabnąć. Jeszcze w pierwszej dekadzie obecnego wieku w Polsce najlepiej sprzedawał się Fiat Panda. Ale potem na szczyt listy zaczęły trafiać samochody coraz większe, obecnie otwiera ją Toyota Corolla – auto, które w czasach świetności Micry K11 byłoby uznawane za klasę średnią.

jazda małym samochodem

W Europie ten trend jest nieco mniej zauważalny

Przez lata bestsellerem był Volkswagen Golf, który od jakiegoś czasu zamienia się miejscami z Peugeotem 208. Nie zmienia to jednak faktu że w pierwszej dziesiątce ubywa samochodów z segmentu aut miejskich, a przybywa tych większych, zwłaszcza crossoverów. Owszem, wciąż trzyma się w niej Fiat 500, ale wypadła zeń Fiesta czy VW Polo, pojawił się natomiast już jakiś czas temu VW Tiguan czy Nissan Qashqai.

Ale nie o tym chciałem mówić, niepotrzebnie zapędzam się znowu w rynkowe analizy

20 lat temu jadąc małym samochodem byliśmy po prostu jednym z kierowców na ulicy. Dziś jadąc małym samochodem jesteśmy odstępstwem od normy, którą jest auto o długości ok. 4,3-4,5 metra (niegdyś uważane za duże), najczęściej podwyższone. To oczywiście sprawia, że jazda małym samochodem staje się o wiele bardziej niebezpieczna, bo gwiazdki NCAP można sobie wsadzić w bagażnik. Gwiazdki NCAP nie odnoszą się do sytuacji gdy SUV o masie 1,8 tony wjeżdża w Nissana Micrę ważącego 800 kg. Zderzając się z kimś mamy znacznie większą szansę wpaść na auto nieporównanie większe od naszego i z wyżej umieszczoną linią przodu, które po prostu nas zmiażdży. Nie mówię już nawet o podejściu innych kierowców do użytkownika małego samochodu. Można go śmiało staranować, można go zlekceważyć, można wymusić pierwszeństwo. „No jedzie takim pierdkiem, to jego problem, ja mam dużego SUVa i muszę się zmieścić”. Kierowca w małym aucie to dostawca jedzenia, nikt inny, poza tym zapewne obcokrajowiec. Nikt normalny nie jeździ przecież małym samochodem, skoro może jechać dużym.

Sport ekstremalny

To jeszcze do pewnego stopnia rozumiem

Wiadomo, że ten kto ma większego, automatycznie czuje się bardziej potężny i władczy. Każdy tak ma, dlatego dysproporcja w rozmiarze pojazdu zawsze będzie wpływała na interakcje między kierowcami. Nie mogę się jednak pogodzić z tym, że władze Unii Europejskiej – zapewne delikatnie lobbowane przez producentów samochodów – wprowadziły takie przepisy, które faworyzują duże samochody względem małych. Skoro liczy się emisja CO2, to trzeba zbudować samochód tak, żeby emitował jak najmniej. To nieważne, że przy tym naciąga się dane na korzyść producentów i wychodzi że wielki SUV pali 1,4 l/100 km, bo dołożono mu baterię, której nikt nigdy nie naładuje. Producenci lepiej zarabiają na dużych samochodach niż na małych, a prawodawstwo UE im w tym pomaga.

Ekologiczne jest 2,5-tonowe Audi z napędem elektrycznym, ale mały samochodzik typu VW Up!, który waży 2,5-krotnie mniej (i zużyto na niego 2,5 raza mniej zasobów) już jest zły, bo emituje CO2 podczas jazdy. Tymczasem owo Audi ma na dzień dobry „malus” ekologiczny w postaci tego, że jego masa jest o 1500 kg większa niż Up!-a, czego nikt nie bierze pod uwagę. Up! według katalogu emituje 105 g CO2 na km. Czyli te 1500 kg masy wyemituje na dystansie 15 tys. km. W porównaniu z Audi, przez 15 tys. km mały Up! jest więc właściwie bezemisyjny.

vw lupo 3l tdi test
VW Lupo 3L. Emitował mało, ale się nie udało

Zabito możliwość jazdy małym samochodem

Jeśli jeszcze jakieś małe samochody będą, to oczywiście elektryczne, ale wątpię w to, bo za słabo się na nich zarabia. Nagle Indie ze swoim limitem długości 4 metrów wydają się oazą zdrowego rozsądku. Musimy jeździć dużymi samochodami, nie mieścić się na miejscach parkingowych, wydłużać korki i ogólnie zajmować więcej przestrzeni, ponieważ zyski firm, które te samochody produkują, są najważniejsze. Są do tego stopnia najważniejsze, że prawodawstwo ustalane na poziomie ponadpaństwowym zajmuje się głównie ochroną tych zysków. Budujemy sobie przy okazji społeczeństwo, któremu stale wciska się, że tylko ten, kto żyje wystawnie, jest godny podziwu, a ci żyjący skromnie to albo biedaki (bo ich nie stać), albo idioci (bo ich stać, ale nie kupują nowego SUV-a).

REKLAMA

Jeśli zrobiliście niedawno prawo jazdy, nie zaczynajcie od małego samochodu

Minimum to coś kompaktowego typu Golf. Małe samochody są dla hardcorów, którzy niczego się nie boją. Jeśli zaczniecie jeździć Corsą C albo Seicentem, to pewnie szybko zniechęcicie się do jazdy autem. Ewentualnie zginiecie. Trzeba było sobie kupić coś dużego, jak normalny człowiek.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA