Land Rover wraca do rzędowych „szóstek”. Zacznie od specjalnej wersji Range Rovera Sport
6 cylindrów w rzędzie, 400 KM, 3 litry pojemności, 6,2 s do 100 km/h, turbodoładowanie i kompresor - takim silnikiem napędzana będzie nowa edycja specjalna Range Rovera Sport. Wkrótce ta jednostka trafi też do innych modeli marki.
Póki co, przez najbliższy czas, będzie ona jednak dostępna wyłącznie w Range Roverze Sport o oznaczeniu HST.
Range Rover HST - co to za wersja?
Jeśli nie brać pod uwagę zupełnie nowego, rzędowego silnika, wybór wersji HST zamiast standardowej skutkuje głównie zmianami w wyposażeniu i wykończeniu wnętrza oraz nadwozia.
Odmiana HST będzie oczywiście oznaczona gdzie się da stosownymi plakietkami z nazwą wersji. Do tego dochodzi wykończenie fragmentów tylnej klapy, grilla, maski i bocznych wlotów powietrza włóknem węglowym, a także dwa zarezerwowane dla tej wersji lakiery i pięć wersji kolorystycznych wnętrza. W wyposażeniu standardowym przewidziano m.in. 21-calowe felgi aluminiowe, matrycowe reflektory główne i czerwone zaciski hamulcowe.
W środku znajdziemy też regulowane w 16 płaszczyznach podgrzewane fotele, zestaw systemów bezpieczeństwa, trzystrefową klimatyzację i zestaw kamer 360 stopni.
Cena wersji HST zaczyna się w Wielkiej Brytanii - gdzie można ją już zamawiać - od ok. 81 tys. funtów (ok. 400 tys. zł). Dla porównania, najtańszy wariant z bazowym silnikiem benzynowym (SI4, 300 KM) kosztuje 64 tys. funtów (ok. 316 tys. zł), natomiast sześciocylindrowy, widlasty diesel (SDV6, 306 KM) - 67,5 tys. funtów (ok. 333 tys. zł).
Póki co Range Rovera HST nie ma jeszcze w polskich cennikach. Jedyną hybrydą w ofercie jest 2-litrowy, 4-cylindrowy P400e PHEV (404 KM), czyli hybryda o niezłym przyspieszeniu (6,7 s), ale wymagająca ładowania z gniazdka. Bez dodatkowego wyposażenia model ten kosztuje niemal dokładnie 400 tys. zł.
Trudno w tym momencie stwierdzić, ile będzie kosztować nowa hybryda w Polsce. W Wielkiej Brytanii między hybrydą plug-in a nową rzędową szóstką jest ok. 9 tys. funtów (44 tys. zł) różnicy.
Ale sam Range Rover HST nie jest tak ciekawy, jak jego nowy silnik.
400 koni, 6 cylindrów, 48 V
Przede wszystkim to pierwszy od niepamiętnych czasów rzędowy silnik benzynowy w Range Roverze. Jeśli nie liczyć Freelandera, to w ostatnich latach w ogóle w Land Roverze nie mieliśmy okazji uświadczyć tego typu silników - nieistotne, czy chodzi o diesla, czy o benzynę (chyba że cofniemy się o kilkanaście lat). Należy przy tym do rodziny Ingenium, która do tej pory składała się z jednostek 4-cylindrowych, i zastąpi do tej pory oferowane benzynowe V6.
Po drugie - jest to hybryda, ale nie hybryda ładowana z gniazdka, tak jak wersje P400E. Hybrydowość polega tu na zastosowaniu 48-voltowej instalacji elektrycznej oraz elektrycznego kompresora. Ten ma odpowiadać za zlikwidowanie turbodziury poprzez możliwość błyskawicznej reakcji po nawet najlżejszym naciśnięciu pedału przyspieszenia. Do pary z kompresorem silnik wyposażono dodatkowo w turbosprężarkę TwinScroll.
Efekt? 400 KM i 550 Nm w mocniejszej wersji, a przy tym obniżone spalanie, emisja CO2 i cząstek stałych. Choć to ostatnie zawdzięczane jest w dużej mierze stosowaniu filtra cząstek stałych.
Nowy hybrydowy silnik Land Rovera będzie przy tym występował w dwóch wersjach. Oprócz mocniejszej (P400) pojawi się także słabsza, generująca 360 KM. Pojemność silnika i zasada działania pozostaną jednak takie same. Biorąc pod uwagę, że w Polsce dostępne są słabsze odmiany standardowych silników spalinowych (np. 249-konny diesel 3.0 V6), jest spora szansa, że i u nas pojawi się właśnie ta osłabiona hybryda. Nie wiadomo niestety, jaka będzie różnica w cenie.
Z czasem nowa sześciocylindrowa wersja powinna zawitać także i w pozostałych modelach marki. W końcu do 2020 r. Land Rover chce zaoferować zelektryfikowane warianty wszystkich samochodów znajdujących się w ofercie. Póki co ma dwa - Range Rovera w wersji plug in i Range Rovera Sport w wersji plug in i mild hybrid.
Zostało więc jeszcze trochę do zrobienia...