Kradzieże katalizatorów to świetny biznes. Złodzieje ładują je do żółtego Lamborghini
W Stanach złodzieje katalizatorów jeżdżą Lamborghini. Nie mam na myśli tutaj włoskich traktorów, którymi przerzucają używane części po terenie złomowiska. Kalifornijscy złodzieje jeżdżą na robotę żółtym Lamborghini Urus. Wysiadają z Lambo i wycinają na żywca katalizator z Nissana NV200. Nie wierzycie? Zobaczcie to nagranie.
Nie jestem specjalistą od kradzieży, ale jestem zdania, że do takich „zadań specjalnych" powinno się używać niezbyt krzykliwego pojazdu. No wiecie, żeby wtopić się w tłum. Kiedyś w Wielkiej Brytanii ulubionym samochodem do napadów na banki był Ford Transit. Praktyczny i skromny - to rozumiem. Ale to nagranie pokazuje, że czasy się zmieniły. Złodzieje też chcą pokazać, że dorobili się w swoim życiu sporych pieniędzy. A czy może być coś bardziej ostentacyjnie mówiącego o statusie majątkowym, niż żółte Lamborghini? Ok nie jest to supercar, a wielki SUV, ale nadal - to nie są tanie rzeczy. Cennik Urusa rozpoczyna się mniej więcej na poziomie miliona złotych netto. Co to jest milion złotych dla złodziei katalizatorów? A może to Lamborghini również pochodzi z kradzieży?
Czy to Lamborghini też jest kradzione?
Nie wiemy, czy Lamborghini jest kradzione, ale dokładnie wiemy kiedy posłużyło do kradzieży katalizatora. Opis opublikowanego przez amerykańską policję z Torrance nagrania mówi, że sytuacja rozegrała się 9 listopada 2022 r. o godz. 4 nad ranem lokalnego czasu. Dobór takiej pory dnia wydaje się być sprzeczny z wyborem samochodu. Pojechać krzykliwym autem, ale o takiej porze dnia, że nikt go nie zobaczy - to bez sensu.
Tę kradzież na szczęście „zobaczyła" soczewką kamery w jednym z pobliskich domów. Dzięki temu przeciwko złodziejom istnieje bardzo przekonujący materiał dowodowy. Niestety oficerom nie udało się rozczytać tablic rejestracyjnych tego Lamborghini. Mimo wszystko, jeżeli tylko ten samochód nie został chwilę wcześniej gdzieś skradziony (i po robocie porzucony), to nie powinno być problematyczne dotarcie do właściciela takiego unikatowego pojazdu. Chociaż, co ja tam wiem. Myślę, jak Polak, a to przecież Kalifornia, gdzie podobno stać na życie już tylko najbogatszych, a żółtych Urusów jest pewnie jak mrówek.
Mnie najbardziej dziwi dobór takiego auta ze względu na coś innego. Przecież w tej sytuacji, to żółty potwór może zostać zabezpieczony jako materiał dowodowy. Wtedy Lamborghini zarośnie kurzem na jakimś policyjnym parkingu i nikt z niego nie skorzysta... Chyba że ktoś się po niego zgłosi. W Polsce to skierniewicka policja zapraszała właścicieli skradzionych katalizatorów na komendę po swoje mienie.