REKLAMA

Kamery w Australii wyłapią kierowców korzystających z telefonów. Poproszę coś takiego w Polsce

Jak sprawić, żeby prawo było przestrzegane? Wystarczy zrobić wszystko, co możliwe, żeby kara była nieuchronna. I właśnie w ten sposób jeden ze stanów Australii postanowił walczyć z kierowcami używającymi telefonów trakcie jazdy.

korzystanie-z-telefonu-podczas-jazdy-kamera-australia
REKLAMA
REKLAMA

Naprawdę trudno nie przyklasnąć temu pomysłowi, o ile jego realizacja będzie zgodna z zapowiedziami. Trudno też nie pomarzyć o tym, żeby podobny system trafił i do Polski.

Korzystał pan z telefonu, tutaj jest pana zdjęcie. A, no i mandat.

Rozwiązanie, wprowadzone na razie w Nowej Południowej Walii (Sydney i sporo terenów okolicznych), uruchomiono w niedzielę, pierwszego dnia grudnia, choć odpowiednie ostrzeżenie pojawiło się kilka dni wcześniej. Cały system bazuje na mobilnych kamerach oraz kamerach stacjonarnych, które - z wykorzystaniem tzw. Sztucznej Inteligencji - wykrywają, kto w trakcie jazdy korzysta z telefonu. Potem proces jest prosty - robią mu zdjęcie, a na bazie tego zdjęcia wystawiany jest mandat.

Na wszelki wypadek nie pozostawiono jednak wszystkiego w rękach SI. Każde zdjęcie, na którym według komputera przedstawiona będzie osoba łamiąca prawo, będzie dodatkowo weryfikowane przez człowieka. I dopiero wtedy faktycznie zostanie wysłane wezwanie.

Terapia jest tak szokowa, że kierowcy dostaną aż 3 miesiące na oswojenie się z nowością.

Serio. Zgodnie z oficjalnym komunikatem przez pierwsze trzy miesiące zamiast twardych mandatów wysyłane będą tylko ostrzeżenia.

Dopiero po tym okresie będzie trzeba zapłacić za swoja głupotę za kierownicę - odpowiednio 344 lokalne dolary albo 457 lokalnych dolarów, jeśli do przewinienia doszło w strefie szkolnej. Do tego dochodzi jeszcze minimum 5 punktów karnych.

Stawki te przy tym nie zmieniły się w żaden sposób od przypadków analogowego wykrycia używania telefonu za kółkiem. Ot, po prostu będzie łatwiej wyegzekwować te kary.

Dużo, dużo łatwiej.

Program testowy (bo tak, dalej są to testy) ma potrwać do 2023 r. i zakłada się, że w ostatnim roku jego funkcjonowania przeprowadzonych zostanie aż 135 mln skanów pojazdów.

Ile osób planuje się złapać? Miło byłoby napisać, że żadnej, ale sam wynik z krótkich testów (od stycznia do czerwca 2019 r.) nie napawa optymizmem. W ciągu tych sześciu miesięcy uwieczniono ponad 100 000 kierowców korzystających w trakcie jazdy z telefonu. Podsumowanie po 3 latach może być więc trochę przerażające.

A co z prywatnością?

Teoretycznie problemów nie ma. Zdjęcia się błyskawicznie przetwarzane przez SI i jeśli nie ma żadnego podejrzenia, że ktoś uchwycony na nich korzysta z telefonu, znikają w ciągu maksymalnie godziny z serwera.

Plus, co jest akurat negatywną niespodzianką, zapowiedziano, że miejsca, gdzie staną kamery, zostaną wyraźnie oznaczone za pomocą odpowiednich znaków. Bez sensu, ale to zdecydowanie temat na inny tekst.

Czy coś takiego sprawdziłoby się w Polsce?

Od strony legalności samego rozwiązania - nie mam pojęcia. Natomiast od strony samej idei - dlaczego nie? W końcu nie ma żadnego realnego powodu, żeby w trakcie jazdy korzystać z telefonu w sposób inny niż z wykorzystaniem obsługi głosowej, a jeśli nie możemy tak z niego korzystać, to... nie korzystajmy z niego w ogóle.

Niestety wykrywalność takich wykroczeń jest raczej niewielka, bo i jak przyłapać kogoś na gorącym uczynku? Pojawiają się wprawdzie kolejne pomysły, ale niektóre z nich mogą pomóc dopiero po tragedii.

REKLAMA

Jeśli więc ktoś nie potrafi się z powodów zdroworozsądkowych rozstać na czas jazdy z telefonem, to może chociaż pomógłby mu lęk przed zdjęciem i mandatem? O ile oczywiście mandat za takie wykroczenie nie byłby żenujący niski.

PS. Tak, piesi też mają swoje z uszami w kwestii zapatrzenia się w smartfony. I tak, oczywiście z tego powodu powinniśmy odpuścić kierowcom. Oczywiście.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA