REKLAMA

Fisker Karma na sprzedaż w Polsce. Co to za samochód?

Mam pewne wątpliwości, czy słowa sprzedającego o tym, że to jedyny Fisker Karma w Polsce, są zgodne z prawdą. Ale to i tak bardzo ciekawy model. Wkrótce albo będzie poszukiwany albo kompletnie bezwartościowy.

Fisker Karma na sprzedaż w Polsce. Co to za samochód?
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętam, że kilka lat temu oglądałem norweski film „Obywatel roku”. Mroczny kryminał, akcja dzieje się zimą, jest ponuro. Akcja była całkiem niezła, ale moją uwagę najbardziej zwrócił jeden z pojawiających się na ekranie samochodów. Był to srebrny Fisker Karma. Jeździł nim jeden z czarnych charakterów, mieszkający w pięknej, nowoczesnej willi. To wszystko do siebie pasowało: Norwegia, czarny charakter, willa, Fisker. Pomyślałem, że to w sumie ciekawy wóz. Co jakiś czas oglądałem z ciekawości różne egzemplarze na portalach aukcyjnych, ale wybór na rynku nigdy nie był zbyt duży lub… nie było go wcale. Teraz jeden Fisker pojawił się na sprzedaż.

A co to w ogóle za auto?

O Mercedesach mówi się, że to „samochody ze Stuttgartu”. BMW jest z Monachium, Audi z Ingolstadt, a Fisker z… Uusikaupunki. Marka powstała co prawda w Kalifornii w 2007 roku, ale to w tym miasteczku na zachodzie Finlandii od 2011 r. produkowano model Karma. To pierwszy i jedyny produkt w historii firmy.

Fisker Karma na sprzedaż

Założycielem marki był Henrik Fisker. To znany duński designer, mający na koncie takie projekty jak m.in. nadwozie BMW Z8 czy Astona Martina DB9. Nie da się ukryć, że w Karmie widać tę samą rękę, choć tamta auta były chyba jednak ładniejsze.

Karma to duży (4,97 m długości) sedan. Wygląda interesująco i kontrowersyjnie, ale to wcale nie wygląd był czymś, co sprawiło, że to nie była po prostu kolejna luksusowa limuzyna.

Chodzi o układ napędowy.

W czasach, kiedy Fisker debiutował, moda na samochody „eko” nie była jeszcze tak rozwinięta, jak teraz. Auta hybrydowe (poza kilkoma wyjątkami) kojarzyły się raczej z nudą i kiepskimi osiągami. Fisker był inny. To nietypowa hybryda plug-in.

Ma aż dwa silniki elektryczne. Oprócz nich, zamontowano w nim także silnik benzynowy o pojemności dwóch litrów, z turbodoładowaniem. Ten ostatni ma 260 KM, a łączna moc całego układu wynosi aż 408 KM. To pozwala Fiskerowi osiągnąć 100 km/h w 5,8 s i maksymalnie jechać 200 km/h. Jak na taką moc nie są to imponujący wynik… ale wrażenia z pewnością i tak są niezłe, za sprawą momentu obrotowego na poziomie… 1300 Nm. Jest jeszcze jedna ciekawostka.

Silnik benzynowy nie jest bowiem połączony z kołami. Służy jedynie do ładowania silników elektrycznych, gdy poziom baterii spada. Pomagają w tym także baterie słoneczne umieszczone na dachu auta.

Zasięg w trybie sport wynosi około 80 kilometrów, a w trybie o nazwie „stealth” – około 400. Całkiem nieźle.

Model Karma był wytwarzany głównie z tworzyw pochodzących z recyklingu.

Przed debiutem Henrik Fisker i jego współpracownicy umiejętnie podgrzewali atmosferę związaną z nowym modelem. Zamówienia zbierano na 3 lata przed premierą. Zbudowano aurę ekskluzywności (ceny w USA: od 95 tysięcy dolarów), a wśród osób, które zapisały się na samochód znalazł się m.in. Leonardo Di Caprio. Nie była to jeszcze euforia na miarę Tesli, ale można było już wyczuć ten sam klimat.

Niestety, firma w 2012 roku zbankrutowała. Z planów m.in. na kabriolet nic nie wyszło.

Niedługo przedtem opuścił ją sam założyciel, który obecnie stworzył inną firmę i też planuje produkować samochody.

Fiskerowi nie pomogła afera z pożarami aut (czy czegoś wam to nie przypomina?), za które odpowiadały wadliwe baterie. Zostały wymienione w ramach akcji serwisowej, ale – jak to się mówi – niesmak pozostał. Do 2012 roku powstało 2460 aut. 1600 z nich trafiło do USA, zaś największym rynkiem w Europie była Holandia. Sprzedano tam 166 aut. Na całym kontynencie: 533.

Fisker wystawiony na OLX i Otomoto pochodzi prawdopodobnie z USA.

Fisker Karma na sprzedaż

Ma już jednak polskie tablice rejestracyjne. Jeździ już chyba po Europie na tyle długo, że zdążył być serwisowany w ASO w Dusseldorfie i to aż za kwotę 7 tysięcy euro. Choć wydaje mi się, że w przypadku takiego auta nabicie tak wysokiego rachunku nie stanowi problemu.

Opis jest typowo handlarski.

Jest więc wypełniony milionem informacji i dobrych wiadomości, ale głównie takimi, o które nikt nie pytał. Prowadzący mówi na to „Ewangelia według Grubasa”. Podano też, że ten samochód to „CNG i hybryda”, a 12 tysięcy kilometrów w pewnym momencie robi się jednak 12 tysiącami mil. Nie ma zdjęć wnętrza. Gdyby ktoś był ciekawy, jaki jest kokpit Karmy, oto przykładowe zdjęcie z internetu. Było sporo ciekawych możliwości konfiguracji kolorystycznych.

REKLAMA

Nie wiem więc, czy ten egzemplarz (za 199 900 zł) to dobry pomysł. Nie wiem też, czy w ogóle zakup Fiskera Karmy ma sens. Ten samochód ma przed sobą dwie drogi: albo stanie się poszukiwanym klasykiem albo będzie wkrótce bezużyteczny, bo zabraknie do niego części i będzie zbyt dziwny, by dało się go utrzymywać w sensownym stanie.

Chyba że marka i model wrócą na rynek. W końcu mówi się, że Karma lubi wracać…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA