Sir Elton John to jeden z najbardziej znanych muzyków na świecie - a przy okazji automaniak. Większość aut z jego kolekcji stanowiły modele brytyjskie, ale były i wyjątki - w tym niesamowite Delahaye Type 175 z 1949 r.
Podobno fajnie jest być muzykiem - robisz to, co lubisz i jeszcze ci za to płacą. No dobra, w Autoblogu też to tak działa, choć jeszcze nie osiągnąłem poziomu dochodów Eltona Johna.
Jednym z przywilejów popularnych muzyków jest to, że mają oni wystarczające środki finansowe na utrzymywanie ciekawych kolekcji - w tym i kolekcji samochodów. Sir Elton John jest znany ze swojego zamiłowania do czterech kółek, a przez jego kolekcję przez lata przewinęło się sporo modeli m.in. Astona Martina, Jaguara (w tym E-Type'a i XJ220) czy Ferrari (m.in. 512 TR).
Przez 3 lata - od 1980 do 1983 r. - było w tej kolekcji francuskie Delahaye.
Markę tę założył Émile Delahaye w 1894 r. Przedsiębiorstwo specjalizowało się w budowie samochodów sportowych i luksusowych, choć produkowało również inne pojazdy - jak choćby ciężarówki. Delahaye miało na swoim koncie także kilka patentów - było m.in. pierwszym producentem w historii, który zbudował silnik w układzie V6 - jednostka ta powstała w 1911 r., miała 3,2 l pojemności skokowej i kąt rozwidlenia cylindrów na poziomie 30 stopni. Co ciekawe, był to zarazem jedyny silnik V6 w historii marki - i jedyny, który miał więcej niż jeden wałek rozrządu. Ten zaprojektowany przez Amédée Varleta motor przetrwał w ofercie tylko przez 3 lata.
Delahaye Type 175, które należało do Eltona Johna, miało już co innego pod maską.
Również mowa tu o 6-cylindrowej jednostce napędowej, ale tym razem rzędowej. Silnik o pojemności 4455 cm3 zaopatrzono w trzy gaźniki Solex. W praktyce jednak to wcale nie zawartość komory silnika jest najciekawsza w przypadku tego auta, a jego historia.
Jak z łatwością można zauważyć, pomiędzy 1949 a 1980 r. jest szmat czasu - a auto przecież nie czekało w salonie sprzedaży, aż Elton John zjawi się, podpisze dokumenty i wpłaci odpowiednią sumę w funtach na konto już upadłej marki. Zagadka jest łatwa do rozwiązania - pojazd powstał na zamówienie maharadży Mysuru w Indiach, potem został odkupiony przez amerykańskiego biznesmena.
Tyle tylko, że pierwotnie Delahaye z nadwoziem zbudowanym przez Figoni et Falaschi było srebrnym coupe - również w czasie, gdy należało do muzyka. Konwersja na kabriolet miała miejsce dopiero pod koniec lat 80. W 2001 r. samochód powrócił do Stanów Zjednoczonych, gdzie zasilił kolekcję Petersen Automotive Museum.
O mechanice słów jeszcze kilka.
Delahaye Type 175 było w zasadzie ostatnim dużym modelem tej marki - co oczywiście nie oznaczało, że na pokładzie było tu wszystko, co można sobie było wymarzyć. Egzemplarz wystawiony na Bring a Trailer posiada m.in. dodatkowe oświetlenie przeciwmgielne, szprychowe felgi, radio oraz ulepszony kolektor dolotowy, który w pakiecie ze wspomnianymi trzema gaźnikami pozwalał na osiągnięcie ok. 160 KM (zamiast seryjnych 140).
Napęd przenoszony jest za pośrednictwem 4-biegowej skrzyni z elektromagnetycznymi sprzęgłami, dzięki którym zmiana przełożenia nie wymaga wciskania pedału sprzęgła. Za trzymanie się drogi odpowiada tu niezależne przednie zawieszenie, tylna oś typu De Dion z resorami piórowymi i hydrauliczny układ hamulcowy Lockheed z czterema bębnami.
Chętni na zakup muszą się pospieszyć.
Aukcja zakończy się jeszcze dziś, a będzie to miało miejsce około godziny 19:40. Ciekawi mnie, jaka będzie ostateczna cena za pojazd - obecnie na stronie widnieje kwota 240 tys. dol., czyli około 895 tys. zł. Obstawiam, że będzie sporo więcej, pomimo tak znacznej ingerencji w konstrukcję samochodu, i to już w czasie, gdy muzyk dawno się auta pozbył.
Macie jeszcze 40 minut, żeby zalicytować.
Aktualizacja: poszło za 350 tysięcy.