Swój kolejny tani samochód znajdziesz w Lidlu. Może nawet zmieszczą się do niego zakupy
Następnym razem, idąc na zakupy, pamiętaj, żeby kupić chleb, masło, mleko i... wynająć auto. Tak, Lidl proponuje klientom samochód - i to w pełni elektryczny.
Wygląda on tak:
Choć w wersji z Lidla - jak sugerują zdjęcia z niemieckich źródeł, bo oferta dotyczy jak na razie tamtejszych sklepów - prawdopodobnie będzie miał inny kolor karoserii. Albo będzie do wyboru.
Dobra, ale o co chodzi z tym, żeby do Lidla iść po samochód?
W sklepach tej sieci będzie można podpisać umowę na roczny wynajem takiego elektrycznego mikrusa. Wpłata własna nie jest wymagana, a miesięczny abonament obciąży nasz domowy budżet kwotą w wysokości równych 222 euro. Można też wynająć taki samochód bez pośrednictwa Lidla, ale wtedy tracimy lidlowy rabat i płacimy co miesiąc 269 euro. Kiedyś w podobny sposób można było wynająć Kię Stonic.
Ach, w tych 222 euro wliczone jest ubezpieczenie, przeglądy i wymiana opon. Ładowanie i inne wydatki musimy już pokryć dodatkowo z własnej kieszeni. Jeśli komuś się taki pomysł na pojazd spodoba - musi się niestety pospieszyć. Oferta obejmuje zaledwie 100 egzemplarzy.
A co to właściwie za pojazd?
Elaris Finn. Nie trzeba długo mu się przyglądać, żeby domyślić się, że przybył do nas prosto z Chin, chociaż sama firma, albo może raczej marka, jest niemiecka - po prostu sprzedaje samochody z Chin na licencji.
Czego możemy dowiedzieć się ze strony producenta? Chociażby tego, że teoretycznie zasięg Finna wynosi 300 km, ładowanie do 100 proc. ma zająć zaledwie godzinę (akumulator 32 kWh i szybkie ładowanie 30 kW), a całość - dzięki 35-kW silnikowi elektrycznemu - można rozpędzić do 115 km/h.
Finn ma przy tym mniej niż 3 m długości, 2 miejsca siedzące i bagażnik o pojemności 229 l. Czyli z zakupami nie powinno być większego problemu.
Wyposażenie też ma być całkiem niezłe - 14-calowe alufelgi, duży ekran systemu multimedialnego, Bluetooth, USB, LED-owe oświetlenie, klimatyzacja i... tempomat. Nieźle jak na takiego malucha, choć tutaj przechodzimy do sedna - Elaris Finn jest zaskakująco wręcz nie-tani. Według strony producenta standardowy koszt zakupu wynosi ponad 20 000 euro, czyli mniej więcej 95 000 zł. Mniej więcej tyle kosztuje w Polsce Dacia Spring, która rozmiarowo będzie w kwestii pojemności raczej ciut lepsza, choć i tak raczej nie porwie swoimi możliwościami tłumów.
Kto wie, może ta cena jest specjalnie ustawiona na takim poziomie, żeby przypadkiem nikt nie kupował tego za gotówkę, a całość szła przez wszelkiej maści abonamenty i inne subskrypcje. 220 euro miesięcznie kontra jednorazowo 20 000 euro - klienci i tak raczej wybiorą tę pierwszą opcję, szczególnie w przypadku takiego pojazdu.
I jeszcze w ramach ciekawostki.
Europejska strona Elarisa sugeruje, że ten chiński producent ma w swojej ofercie jeszcze kilka ciekawych modeli. Przykładowo SUV-a Beo:
Uroczy Pio:
Oraz, zupełnie z zaskoczenia: CARO.
I z tym ostatnim miałby największą szansę na sukces w Polsce.