Jeździłem najbardziej eleganckim SUV-em na rynku. Koni też mu nie brakuje
Jeżeli miałbym wymienić jedną rzecz, w której Francuzi są mistrzami i nie będzie to wino i popsuty ser, to bez wahania odpowiem: styl. Jeździłem SUV-em, który miał go tak dużo, że nawet ulice zaczynały wyglądać lepiej. Oto test DS 7 plug-in hybrid Edition France.

Tak, zdaję sobie sprawę, że trudno jest uzasadnić decyzję Francuzów o wydzieleniu DS Automobiles jako marki z segmentu premium, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu to się nawet spina. W 2024 r. w Europie nabywców znalazło ponad 37 tys. samochodów tej marki, co wprawdzie było spadkiem o ponad 20 proc. w stosunku do 2023 r., ale i tak są to wyniki, które na razie nie powodują nerwowych ruchów w koncernie Stellantis. Wyróżnikiem DS miała być jakość wykonania, design i poczucie, że obcujemy z produktem premium, który nie ma swojego odpowiednika wśród popularnych samochodów. Do mnie na testy trafił DS 7 w wersji hybrydowej i wykończeniu Edition France. Matko boska, ile tu się dzieje.

DS 7 PHEV Edition France - auto aż kipi od stylu
Dawno nie widziałem tak dobrze wyglądającego SUV-a i mówię to bez cienia zawahania. DS 7 ma elegancką linię, dużo detali podkreślających jego charakter i wyjątkowość, nawet sygnatura świetlna przykuwa uwagę. Wśród znajomych słyszałem wiele pozytywnych opinii, mimo że ich opinia o francuskiej motoryzacji jest raczej słaba.

Francuzi tak bardzo kochają swój styl, że nawet tylna klapa otwiera się razem ze światłami, żeby nic nie zepsuło pięknych linii tego modelu.

Moja odmiana była jeszcze lepsza, bo nosiła emblemat Edition France. Co się za tym kryje? Pod linią okien znajdziecie podwójny złoty pasek, który według projektantów zaczerpnięto z luksusowej francuskiej porcelany, na której podwójny pasek jest standardowym elementem wykończenia. Jeżeli kiedyś powstanie polski samochód, to widzę potencjał na nawiązanie współpracy z ceramiką z Bolesławca i wykorzystanie niebieskiego motywu. Jednak na razie musimy zadowolić się francuskimi dokonaniami stylistycznymi. Edition France zawiera również emblemat na masce auta, ale spokojnie, to nie koniec. Dla tej wersji zastrzeżone są 19-calowe felgi ze szlifem i ze złotym dekielkami, a ostatnim elementem jest złota cyfra 7 w nazwie modelu na klapie bagażnika.


W środku znajdziemy czarne wnętrze, kierownicę obszytą perforowaną skórą licową ze złotymi i karminowymi przeszyciami, tapicerkę z alcantary ze złotymi i karminowymi przeszyciami (jeszcze więcej rombów), podgrzewane fotele. To nie jest edycja, która zwala z nóg i nie jest równocześnie najbardziej wypasioną wersją. Po prostu jest tu trochę więcej elegancji niż w standardowej wersji, a efekty są przyjemne dla oka.

Podoba mi się wnętrze DS 7, mimo że jego projektanci najwidoczniej uznali, że romb jest najdoskonalszą figurą geometryczną, więc warto dać go jak najwięcej. Wszystko jest rombem, jak nie głośniki, to przycisk start, ale na tym nie koniec, bo pozostałe przyciski mają kształt rombu i gdy moja żona zapytała mnie jakim samochodem przyjeżdżam z Warszawy, to odpowiedziałem, że rombem.

Jednocześnie to wnętrze wysokiej klasy, w którym czuć jakość użytych materiałów i poziom wykonania godny królewskiego krawca. Oczywiście znalazły się fragmenty, które zdradzają wiek auta, takie jak multimedia i sposób ich obsługi, ale całościowo to wnętrze się broni. Przy czym na multimedia i sposób ich działania i obsługi będziecie narzekać, tak jak i narzekałem, bo nie są ani intuicyjne, ani szybkie, ale za to mają skomplikowane zakładki i małą możliwość personalizacji wyświetlacza kierowcy.

DS 7 ma długość 4593 mm, szerokość 1906 mm, wysokość 1637 mm, a rozstaw osi to przyzwoite 2738 mm. Te wartości przekładają się na SUV-a, co do którego nie miałem zastrzeżeń w zakresie miejsca dla podróżujących. Pojemność bagażnika to 555 l, a po złożeniu siedzeń otrzymujemy 1752 l.
A jak jeździ DS 7 Edition France?
Zaskakująco dobrze, ale z naciskiem na komfort. Gdy już wyłączymy nerwowe pikania, wybierzemy odpowiedni tryb jazdy, to możemy oddać się komfortowemu przemierzaniu kolejnych kilometrów. To vibe Citroenów z hydropneumatycznym zawieszeniem, które miały za zadanie izolować od wszystkich nierówności. DS 7 nie ma wymyślnego zawieszenia, ale i tak radzi sobie dobrze z trudnościami, jakie można spotkać na drodze.
DS 7 w żadnym momencie nie jest sportowym SUV-em, nawet jak włączycie tryb Sport. To kanapa na kołach i tak ją trzeba klasyfikować. W zakrętach miałem wrażenie bujania się, ale mieści się w granicach dobrego smaku. Nie czujecie potrzeby atakowania kolejnych zakrętów, nie odczuwacie nagłej żądzy wyprzedzania wszystkich. To nie ten typ samochodu.

Moc trafia na cztery koła, a jeżeli chodzi o skrzynię biegów, to mamy tutaj 8-biegowy automat (dobrze znany EAT8). Chodzi sprawnie, nie przeciąga biegów i nie przeraża optymalizacja zużycia prądu. Samochód nie zamula, bo do setki rozpędza się w mniej niż 6 s, ale nie czuć w nim żadnego sportowego zacięcia. Jeżeli myślisz, że będziesz w nim królem lewego pasa, to się mylisz i kup sobie coś niemieckiego.

A jaką hybrydą jest DS 7?
Plug-in, badum-tss. A na poważnie. Układ napędowy testowanego egzemplarza składa się z silnika spalinowego o pojemności 1,6 l i mocy 200 KM, który połączony jest z silnikiem elektrycznym. Łączna moc układu to 300 KM, ale w ofercie jest jeszcze hybryda plug-in o mocy 225 KM oraz topowa o mocy 360 KM. Bateria ma pojemność 14,2 kWh, a zasięg na prądzie według producenta to 62 km, ale nie wiem w jaki sposób to osiągnąć - w moim przypadku osiągałem zasięg rzędu 45-50 km. I tu najbardziej widać wiek auta i to, że to nie jest nowoczesna hybryda, która pozwala na przejechanie prawie 100 km na jednym zasięgu. DS 7 w wersji PHEV do setki rozpędza się w 5,9 s, a maksymalnie pojedzie 235 km/h, przy czym z oczywistych względów nie mogłem sprawdzić tej drugiej wartości w realnym użytkowaniu.

Dlaczego po hybrydzie czuć ząb czasu? Widzicie, DS 7 zadebiutował w 2017 r., w 2022 r. przeszedł lifting, który nadał mu wygląd taki, jak obecnie testuję. Technologia w hybrydach idzie cały czas do przodu, więc jeżeli jeździłeś jakąś nową hybrydą, np. od Audi, to się będziesz denerwował. Po rozładowaniu baterii czuć, że DS 7 ma mniej mocy, a do tego praktycznie nie idzie jej naładować ponownie z silnika spalinowego. Spalanie rośnie dosyć widowiskowo i w efekcie mamy samochód, który żeby pokazać pełnię swojej możliwości potrzebuje naładowanej baterii. I to jest mój największy zarzut do tego samochodu - przy jeździe z rozładowaną baterią jest znacznie gorszy w odbiorze.

Jeżeli jednak nie zamierzacie walczyć o kolejne kilometry na prądzie, macie możliwość ładowania się w domu, to nie będziecie narzekać. To nie jest samochód dla każdego i nigdy nie miał taki być. Musicie pokochać ten specyficzny, ale równocześnie piękny język designu i zaakceptować przeciętny układ hybrydowy, a samochód odwdzięczy się wam wysokim poziomem komfortu i przyjemną jazdą. Wiecie, jako redaktor motoryzacyjny obcuję z najnowszymi samochodami i technologiami. Chwilę przed testem DS 7 przejechałem ponad 2 tys. kilometrów hybrydami Audi najnowszej generacji, które na miękko robią ponad 100 km na prądzie i są szybkie za każdym razem. Gdybym nie miał takiej okazji, to wady napędu hybrydowego DS 7 nie byłyby tak mocno widoczne. Nie oznacza to, że zniknęłyby, bo nie da się ich ukryć, ale nie wysuwałyby się na pierwszy plan. Z drugiej strony ten samochód kosztuje sporo ponad 200 tys. zł, co jest dosyć sporą kwotą, więc można mieć pewne oczekiwania co do auta. Dlatego zanim kupicie DS 7 przejedźcie się nim jak najdłużej, niech sprzedawca wypuści was na trasę, ale i na koleiny, żebyście byli 100-proc. pewni, że dokonaliście dobrego wyboru.








































