Być jak francuski artysta w berecie. Jak to jeździ: Citroen C6 2.7 HDI z 2007 roku
Mercedes? BMW? Audi? Fuj, to zbyt standardowe, plebejskie wybory. Prawdziwy oryginał musi jeździć Citroenem C6. Tak jak ja przez kilka godzin, a teraz wam to wszystko opiszę.
Mercedesem to ja sobie mogę wrócić z wieczornego wina. Takim z kogutem „Taxi” na dachu. BMW? Moje działalności są przecież w pełni legalne (no, może oprócz tego, że ostatnio z tymi podatkami to nie bardzo…). Audi? Nie jestem księgowym! Jaguar? Och, tylko nie ci przeklęci Anglicy. Francuska kultura jest najlepsza, wszystko inne to marna podróbka. Muszę jeździć autem francuskim jak sery, bagietki i zamieszki na przedmieściach.
Tak pewnie myśleli ludzie, którzy kupowali Citroena C6
Wyobrażam sobie, że w ich domu bez przerwy leciała Edith Piaf przeplatana z największymi hitami Charlesa Aznavoura, a posiłek bez obfitej porcji śmierdzącego sera się nie liczył. Trzeba jednak przyznać, że na widok sylwetki C6 można było błyskawicznie zostać frankofilem.
Świat po raz pierwszy ujrzał ten samochód w nieco innej formie jeszcze w latach 90. Koncept Lignage zapowiadał następcę wysłużonego już wtedy, ale wciąż jeszcze sprzedawanego modelu XM. Citroen zwlekał jednak z wprowadzeniem dużej limuzyny do sprzedaży. Musiało minąć sześć lat, by auto powstałe na bazie prototypu trafiło do salonów, a po drodze marka zaliczyła kilkuletni epizod bez przedstawiciela w klasie średniej wyższej. Trudno jednak uznać C6 za przestarzałe z wyglądu… nawet w 2023 roku.
Stylistyka robi nadal wrażenie
Długie, niemal pięciometrowe nadwozie z długą maską i krótkim tyłem z charakterystycznymi, zachodzącymi na klapę lampami. Szeroki przód z dużym znaczkiem. Punkt główny programu – wklęsła tylna szyba. C6 wygląda trochę kosmicznie, ale też bardzo retro. Nawiązuje do klasycznych Citroenów i… też jest jednym z nich. Wiem, że wygląd tego wozu wzbudza różne emocje. Niektórzy go kochają, inni wpisują na listy najbrzydszych aut świata. Bliżej mi oczywiście do tej pierwszej grupy, ale rozumiem, że francuski pomysł może się nie podobać.
Po otwarciu drzwi czar nie pryska. Byłoby szkoda, gdyby pod tak ciekawym nadwoziem kryło się nudne wnętrze. Na szczęście ludzie z Citroena też tak pomyśleli.
Citroen C6 – wnętrze
Pierwsze zaskoczenie widać od razu. C6 nie jest coupe (ani starym Subaru…), ale drzwi nie mają ramek. Miły akcent, choć ma też wady, o czym później. Środek tego egzemplarza jest utrzymany w czarnej kolorystyce. Z jednej strony jasne skóry pewnie dodałyby tu jeszcze trochę splendoru, z drugiej po latach z pewnością lepiej trzymają się ciemne wnętrza.
W C6 ciekawe są jeszcze schowki w drzwiach (pokryta drewnem pokrywa z gracją odsuwa się do dołu), a oprócz tego miłym zaskoczeniem jest obecność wyświetlacza head-up. Jest minimalistyczny, jak w myśliwcu – to znaczy, że wyświetla tylko prędkość. Nie to, co dzisiejsze wielkie projektory pokazujące mapę, strzałki i tytuły piosenek - i może to i dobrze.
Fotele z regulacją na drzwiach są obszerne i wygodne
Całe wnętrze robi dobre wrażenie. Samochód, którym jeździłem, pochodzi z 2007 roku i ma na liczniku ok. 220 tysięcy kilometrów. Środek nie jest „zmęczony” i nie trzeszczy. Nie podobały mi się tylko… dźwigienki za kierownicą. Są takie same, jakie miałem w swojej dawnej Xsarze. Czyli niezbyt piękne.
Z tyłu miejsca jest dużo. Francuski prezes może wyciągnąć nogi i poczytać „Le Monde”. „Panie szofer, proszę ruszać!” – powie pewnie w końcu zniecierpliwiony. No to ruszamy.
Citroen C6 – jazda
Pod maską testowanego auta, tak jak zresztą w większości C6 na rynku, pracuje motor wysokoprężny 2.7. Ma sześć cylindrów i dwie turbiny. Moc nie jest może przesadnie imponująca w dzisiejszych czasach (to 208 KM), ale wystarcza do tego, by wszędzie dojechać na czas i zdążyć jeszcze wypić kawę przed spotkaniem. Moment obrotowy wynosi pokaźne 440 Nm. Czas przyspieszenia do setki w wersji z automatem to 9,3 s. Niezbyt szybko – ale po wciśnięciu gazu C6 robi wrażenie żwawego auta. Obydwie turbiny prędko zabierają się do pracy, a przednie koła lubią zapiszczeć przy mocnym starcie. Nie da się zapomnieć, że w odróżnieniu od BMW czy Mercedesa, Citroen ma napęd na przód. Francuzi nigdy nie pokochali RWD.
Citroen jest przede wszystkim wygodny
Och, jakiż tu jest komfort! C6 to konstrukcja jeszcze z czasów, w których Citroen korzystał ze swojego flagowego rozwiązania, czyli hydropneumatyki. Dopracowywane przez lata zawieszenie, tutaj naprawdę pokazuje, co potrafi. Dziury przestają istnieć, a progi zwalniające nie robią na aucie i jego kierowcy żadnego wrażenia.
Citroen ma też wady. Bezramkowe szyby sprawiają, że przy wyższych prędkościach w środku szumi mocniej niż bym się tego spodziewał. Z kolei silnik, mimo sześciu cylindrów, na postoju zaskoczył mnie kulturą pracy na minus (a mam bezpośrednie porównanie z 3.0 V6 CDI z Mercedesa, bo taki motor napędza moje prywatne auto). Ale komfort i styl C6 sprawiają, że zupełnie nie dziwię się tym, którzy po przejażdżce Citroenem nie chcieli już patrzeć na nudne, niemieckie limuzyny.
Citroen C6 – sytuacja rynkowa
To murowany kandydat na youngtimera, więc można się spodziewać, że dobre egzemplarze raczej zdrożeją. Te kiepskie da się kupić za kilkanaście tysięcy złotych, ale kombinacja „tani, ale skomplikowany i w dodatku mało popularny wóz” nigdy nie kończy się dobrze.
Prezentowany egzemplarz jest na sprzedaż za 29 990 zł. Ma za sobą duży serwis (w C6 trzeba uważać m.in. na układ oczyszczania spalin, czyli FAP, figle potrafi płatać również elektronika) i właśnie dowiózł właściciela do Paryża, co widać na zdjęciach. Właściciel ceni w C6 oczywiście przede wszystkim komfort i przestrzeń. Narzeka na trochę zbyt słabe wyciszenie, podoba mu się za to spalanie (ok. 8 litrów w żwawo pokonywanej trasie). C6 nie jest póki co szczególnie trudne w serwisie i dzieli sporo rozwiązań np. z C5, choć liczba mechaników, która nie będzie robić wielkich oczu na widok zawieszenia hydropneumatycznego z roku na rok będzie maleć.
Podsumowanie
Czy Citroen C6 jest lepszy od niemieckich rywali? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Mercedes będzie pewnie cichszy, BMW lepiej poradzi sobie na zakrętach, a obydwa powinny być łatwiejsze w odsprzedaży. To wszystko było zresztą widać w statystykach sprzedaży, gdy opisywane wozy były nowe. Francuska propozycja, mówiąc delikatnie, rynku nie zawojowała. Ale C6 ma swoje zalety, no i staje się już klasykiem. Takich Citroenów więcej nie będzie. Milo, że kiedyś były.
Fot. Michał Pe
Czytaj również: