Tak driftowali BMW, że mandat musiała im wystawić Państwowa Straż Rybacka
Nadeszła zima, więc drift BMW to obowiązek. Zapisane jest to w DNA marki i jej etosie. Niestety nie każdy nadaje się do tańca z bawarką.
Zaczął się ten wspaniały okres w roku, gdy na drogi tłumnie wyjeżdżają samochody z tylnym napędem, żeby bez ryzyka zniszczenia opon trochę polatać bokiem. Sam już zaliczyłem pierwsze tłuste boczury, uśmiech mi nie schodził z twarzy i z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować firmom, które odśnieżają Lublin, za to, że tego nie zrobiły. Bawiłem się wczoraj przednio, pewnie nie mogą tego o sobie powiedzieć smutni ludzie w smutnych przednionapędowych samochodach, którzy walczyli z trakcją i z zazdrością obserwowali jak można z gracją zamiatać tyłem. Mam nadzieję, że część z nich pójdzie po rozum do głowy i zakupi szybko samochód z napędem na tył, a ci najbardziej oporni dojdą do wniosku, że sezonowa zmiana opon ma jednak sens. Nie tylko ja postanowiłem trochę potańczyć. Na przeciwległym końcu Polski dwie młode osoby wsiadły do BMW E39 (polecam) i zaczęły piękny balet. W końcu księga ulicy mówi jasno: kto z pierwszym śniegiem nie polata, ten będzie miał przypał do samego lata.
Więcej o BMW i zimowych tematach pisaliśmy w:
Zima i drift BMW to temat rzeka
Potrafię to sobie wyobrazić. Lekki skręt kierownicą, gwałtowne dodanie gazu, migająca kontrolka od wyłączonej kontroli trakcji, radość na twarzy, silnik na obrotach. W tej jednej chwili kierowca i samochód stanowią jedność, tył idzie jak po sznurku, gotowy zatańczyć do melodii, którą gra kierujący. I coś nagle idzie nie tak, w tej idealnej muzyce pojawia się fałszywy ton, z czasem jest ich więcej, dyrygent przestaje panować nad orkiestrą, smyczki grają nie do taktu, a kontrabasista kompletnie się pogubił. Ostatnim rozpaczliwym ruchem batuty dyrygent próbuje odzyskać kontrolę. Niestety jest już za późno, występ kończy się klapą. Czy to była prędkość, czy może zabrakło umiejętności? Nigdy się tego nie dowiemy. BMW odpłynęło.
Dobra, a teraz na poważnie
PRZEPRASZAM JUŻ NIE BĘDĘ
Jak informuje Gazeta Wrocławska - wczoraj doszło do wodowania BMW E39. Dwie młode osoby z Ukrainy driftowały na nadbrzeżu Janówek i coś im nie wyszło, bo BMW wylądowało w Odrze i zatonęło. Można powiedzieć, że kierujący nie wiedział, że życiowy parkiet bywa śliski, więc trzeba uważać jak się na nim tańczy, bo można wylądować na lodzie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, poza BMW, które dotknęło dna.
Najciekawsze jest to, że Nadbrzeże Janówek nie jest drogą publiczną, więc policjanci, którzy przybyli na miejsce zdarzenia nie ukarali kierującego mandatem. Z drugiej strony to logiczne, w końcu BMW zostało jednostką wodną, więc tylko Izba Morska może decydować o losie właściciela albo kodeks piratów. Niestety do policjantów te zasady nie dotarły, więc skierowali wniosek do zwykłego sądu o ukaranie właściciela.