REKLAMA

Bentley nie chciał zrobić monstrualnego coupe, więc ktoś zrobił je za niego

Cóż za niedopatrzenie. Jeśli przyjrzeć się gamie Bentleya, łatwo zauważyć, że brakuje w niej jednego rodzaju samochodów - majestatycznych, ponad 5-metrowych coupe. Na szczęście ktoś wypełnił w końcu tę lukę.

bentley mulsanne
REKLAMA
REKLAMA

Mulsanne? 5,57 m. Flying Spur? 5,3 m. Bentayga? 5,14 m. Wszystko się zgadza, 5 metrów jest. Problem tylko w tym, że wszystkie te auta mają co najmniej dwie pary drzwi. A jeśli chcemy mieć jedną, musimy zejść poniżej tego poziomu i pogodzić się ze skromnymi 4,85 m nowego Continentala. Toż nawet Klasa S Coupe jest większa.

Kiedyś klienci mogli jeszcze zamówić mierzącego ponad 5 m Brooklandsa, ale od 2011 r. słuch o nim zaginął. Zresztą i tak wyprodukowano zaledwie kilkaset sztuk.

Tak być nie może. I tak samo pomyślała włoska firma Ares Design, która przygotowała rozwiązanie tego problemu.

Rozwiązanie kosztuje 1,7 mln zł i jest nim... Bentley Mulsanne Coupe.

Tak, Ares Design zdecydowało się na bazie Mulsanne zbudować dwudrzwiowe coupe, co wymagało tyle pracy, że jej ostateczny efekt wyceniono na ok. 395 tys. euro. I nie chodzi tutaj o cenę zakupu kompletnego, przerobionego samochodu. 395 tys. euro kosztuje sama przeróbka, do której musimy dostarczyć zakupiony przez nas wcześniej samochód. A że ceny Mulsanne zaczynają się w podobnych okolicach, możemy w ten sposób podwoić wartość auta. Albo wydać na nie po prostu dwa razy więcej, czyniąc je o połowę mniej praktycznym. Co kto lubi.

Co uległo zmianom? Zaczęto od tego, że dokładnie zeskanowano standardowego Mulsanne i komputerowo opracowano szczegółową wizję finalnego produktu.

Po czym wyłączono na chwilę komputer i po prostu ucięto cały dach, zaczynając tuż nad przednią szybą, a kończąc przy bagażniku. Po chwili namysłu pozbyto się także fabrycznych drzwi i tylnych ćwiartek, a także całkowicie zmieniono lokalizacje słupka B, żeby karoseria była w stanie pomieścić dłuższe drzwi. Bez nich... nie dałoby się zająć miejsca na tylnych fotelach. Słupek C z kolei wymagał zaprojektowania całkowicie od nowa.

Ares zaprojektował też i zamontował w Mulsanne coupe nowy system ochrony przez zderzeniami bocznymi. Efekt? Przerobiony samochód ma certyfikat bezpieczeństwa TUV. Dość istotne, jeśli wydajemy na auto w sumie ok. 4 mln zł.

Dobra, dobra, na razie wychodzi z tego kabriolet. I to niekompletny.

Na tym prace oczywiście się nie zakończyły - włoska firma dorobiła wszystkie brakujące elementy według własnego projektu. Brakujące ćwiartki, a także fragment pokrywy bagażnika wykonano z aluminium, natomiast przedłużenia drzwi i centralną część dachu wykonano z włókna węglowego. Przygotowano też nowe szyby boczne i tylną. Na całość założono jeszcze 22-calowe felgi aluminiowe (opony 265/35) i już - robota zrobiona.

W efekcie dwudrzwiowy Mulsanne jest lżejszy od oryginału o 450 kg, a do tego obniżono go o 20 mm i podniesiono moc silnika do ok. 600 KM.

Przy okazji udało się nie zepsuć Mulsanne w środku, jeśli nie liczyć faktu, że do tych lepszych miejsc - czyli tych z tyłu - jest teraz trudniejszy dostęp. Większość elementów wykończeniowych, w tym głównie wykonanych ze skóry, udało się przenieść po drobnych modyfikacji do nowego kształtu wnętrza. Z przodu zainstalowano natomiast nowe fotele, dało się bez utraty godności wsiąść do tyłu.

Niestety nowe fotele wymusiły redukcję kolejnego po drzwiach elementu wyposażenia Mulsanne. Zamiast dwóch osobnych ekranów systemu multimedialnego dla pasażerów tylnego rzędu konieczne było zainstalowanie pojedynczego, ulokowanego na tunelu centralnym.

Spokojnie z tymi portfelami!

Nie ma wątpliwości, że majestatyczny Mulsanne coupe nie spodoba się każdemu. O ile z profilu wygląda fantastycznie, o tyle pod innymi kątami... nieco karykaturalnie. Ale jeśli komuś znudziła się jego praktyczna, czterodrzwiowa limuzyna, albo uznaje ją za coś zbyt powszechnego, mając jednocześnie wolne 1,7 mln zł - dlaczego nie?

REKLAMA

Niestety zlecając prace firmie Ares będzie musiał uzbroić się w cierpliwość. Pełna przeróbka pochłonie nie tylko fortunę, ale też ok. 4 miesięcy, które są potrzebne na dopracowanie wszystkich szczegółów. Zresztą i te 1,7 mln to tylko cena wyjściowa - w zależności od oczekiwań klienta może najprawdopodobniej ulec znaczącej zmianie.

Ewentualnie można też liczyć na to, że Bentley zrealizuje swoje plany zaprezentowane w studyjnym Grand Convertible, tylko jeszcze dołoży do niego dach. Choć auto od Ares Design i tak będzie bardziej unikatowe - jak na razie dostarczono pierwszą sztukę do pierwszego klienta, a całość ma być ekstremalnie limitowana.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA