REKLAMA

Ten elektryczny samochód to śmiertelna pułapka. Youtuber wytacza ciężkie działa

Południowoafrykański youtuber „serpentza” opowiadający o sprawach dotyczących Chin, brutalnie zaatakował markę Aito i jej nowy model elektrycznego SUV-a, twierdząc że jest on śmiertelną pułapką. Trochę koloryzuje, ale coś jest tu na rzeczy.

Ten elektryczny samochód to śmiertelna pułapka. Youtuber wytacza ciężkie działa
REKLAMA
REKLAMA

To nie jest tak, że ja bezrefleksyjnie chwalę chińskie samochody za co popadnie, a rząd chiński przysyła mi co miesiąc paczkę renminbi. Gdyby przysyłał, to pewnie nie mógłbym napisać tego wpisu. Doceniam po prostu, jak szybkie postępy robią producenci chińscy i jacy są nieustępliwi w dążeniu do sukcesu. Natomiast po drodze oczywiście przytrafiają się im koszmarne porażki, prowadzące często do groźnych wypadków i strat w ludziach. I tak pochodzący z RPA twórca, który twierdzi że sam posiadał chiński samochód, nazywa nowe elektryczne auta chińskie „śmiertelnymi pułapkami”, powołując się na kilka przykładów, gdy rzeczywiście podczas wypadku pojazd nie zachował się jak powinien.

Serpentza trochę koloryzuje w swoim filmie

Poruszył tam kilka spraw, niektóre są trochę naciągane. Co do pierwszej sytuacji, czyli odpadającego zawieszenia – rzeczywiście taka wada fabryczna pojazdu jest śmiertelnie niebezpieczna i trudno mi sobie wyobrazić człowieka, który kupuje nowe auto w salonie, żeby chwilę później zgubić tylne zawieszenie. Przypomina się film „Gung Ho” i sławna scena z rozkręcającym się Fiatem Regatą. Rzeczywiście, pan Serpent może mieć tu rację, że kontrola jakości na eksport do krajów rozwijających się zapewne kuleje w Chinach. Potem jednak przechodzi do kwestii pożarów i tu trik polega na tym, że pokazuje płonące samochody zarówno elektryczne, jak i spalinowe, cały czas twierdząc, że palą się wyłącznie elektryczne – a wszystko jeszcze obrazuje... wyciętą sceną z filmu sensacyjnego, gdzie auto wylatuje w powietrze w sposób zaplanowany. Widać nawet ekipę filmową.

Swoją główną uwagę skupia jednak na wypadku samochodu Aito M7

W Europie ten pięciometrowy SUV z napędem elektryczno-spalinowym jest ponoć dostępny jako Seres 7, ale na oficjalnej stronie Seresa go nie ma, są tylko modele 3 i 5. Zresztą Seres ostatnio wycofał się z Polski, więc zakup modelu 7 czy M7 raczej już nam nie grozi. Wielki SUV z range extenderem w postaci silnika 1.5 potrafi ponoć przejechać ponad 1000 km bez tankowania, ale youtuber oskarża go, że nie potrafi przeżyć kolizji bez uwięzienia swoich pasażerów w płonącej pułapce. Przytacza tu przykład wypadku, gdzie kierujący Aito M7 wbił się w tył ciężarówki. Klamki nie wysunęły się, a drzwi pozostały zablokowane, poduszki powietrzne nie odpaliły (przynajmniej boczne, bo przednich nie widać), a samochód spalił się doszczętnie razem z pasażerami.

Takie wypadki zdarzają się w Chinach codziennie, ale ten podobno był specjalny

Za sprawą powiązań firmy Aito z największymi chińskimi koncernami technologicznymi i rządem, wydano ponoć zakaz mówienia o tym wypadku i ocenzurowano wszystkie media, które dopuściły się niebacznie zrelacjonowania przebiegu z tego wydarzenia. Zwłaszcza jeśli chodzi o skandaliczną sytuację z nieodpalonymi poduszkami i drzwiami, które nie dawały się otworzyć. Napisał jednak o tym Reuters, a w we wiadomości znalazło się też stanowisko firmy Aito – twierdzi ona, że poduszki otworzyły się normalnie, odczyty z akumulatora też były „normalne” (i dlatego się zapalił?).

REKLAMA

Jest w tym jedna prawda

To raczej nie marka pojazdu elektrycznego sprawia, że po wypadku może się on zapalić, bo płonący niedawno w centrum Warszawy Lucid Air raczej nie był chiński. Problemem jest szybkość rozprzestrzeniania się pożaru i trudność w jego ugaszeniu. Jestem też gotów przyznać, że rzeczywiście przy tej prędkości wypuszczania nowych modeli przez Chińczyków, muszą się wśród nich trafić pojazdy niedopracowane, a wręcz groźne. Jednak czy są powody do paniki? Moim zdaniem nie większe niż w przypadku samochodów spalinowych, bo coś strasznego może nas spotkać w każdym aucie. Nie chciałbym mieć wypadku w żadnym pojeździe, ani spalinowym, ani elektrycznym, ani chińskim, ani europejskim. A jeśli prawdą jest, że feralny Aito M7 faktycznie jechał z prędkością 115 km/h gdy uderzył w wolno jadącą ciężarówkę, to trudno się dziwić, że uszkodzenia były tak znaczne. Pytanie tylko, czy chiński rząd faktycznie panikuje, jak napisano w tytule filmu – tego już raczej się nie dowiemy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA