REKLAMA

Pytanie na niedzielę: jakie masz doświadczenia z zakupem nowego auta w salonie?

Czy kupując nowe auto w salonie, czułeś się jak szanowany klient, czy raczej przeszkadzający petent?

rejestracja nowego samochodu
REKLAMA
REKLAMA

Moją pierwszą poważną pracą w życiu, którą rozpocząłem jeszcze na studiach, była sprzedaż samochodów w salonie pewnej francuskiej marki. Pierwszego dnia w pracy dostałem podręcznik „standardów marki”, które handlowiec musiał spełniać, żeby prawidłowo obsługiwać klienta.

Zasady wymagały m.in. by do gościa podejść z wariacją zapytania „w czym mogę pomóc” w ciągu 30 sekund od momentu gdy przekroczy próg salonu. I w każdej rozmowie należało dążyć do spisania oficjalnego dokumentu z danymi zainteresowanego, by móc potem zadzwonić i zapytać, czy wciąż jest zainteresowany zakupem. Biada temu, kto by o tym zapomniał, bo zawsze mógł trafić na tajemniczego klienta, który miał za zadanie sprawdzać stosowanie się do procedur. Jeśli zanotował braki – dealer tracił premię. Ale normalni klienci słysząc prośbę o zostawienie danych, zwykle wycofywali się rakiem i nigdy nie wracali.

Pamietam jedną kampanię, z okazji wprowadzenia na rynek jednego miejskiego modelu. Przez okres promocji musieliśmy chodzić po salonie w specjalnych polarach, z wyhaftowanym na plecach wielkim napisem „Zapytaj mnie o niezłego łobuza”. Śmiechom nie było końca…

Nie chodzi mi wcale o to, by usprawiedliwiać handlowców.

Nie każde zachowanie da się zasłonić procedurami. Ostatnio stanąłem po drugiej stronie barykady uczestnicząc w zakupie auta kogoś z rodziny. W okolicy miejsca zamieszkania zainteresowanego są dwa salony marki, której model chciał kupić. Jeden – 40 km od domu, drugi – 70 w zupełnie inną stronę. Krewny był zdecydowany na zakup, nie potrzebował nabierać wrażeń, czy przeprowadzać jazdy próbnej; punktem wyjścia do odwiedzin w salonie była sensowna oferta cenowa. Żeby nie robić zbędnych wycieczek, zaczęliśmy od rozmów telefonicznych. W pierwszym salonie, tym bliżej domu, handlowiec powiedział wprost, że on o pieniądzach przez telefon rozmawiał nie będzie. W drugim przegadaliśmy wszystko i kwadrans później na mailu czekała oferta z konkretną konfiguracją auta i dostępnymi wariantami finansowania. Zgadnijcie, w którym salonie odbieramy auto za dwa tygodnie?

Kolega opowiadał ostatnio o swoim sąsiedzie, który zrobił wycieczkę po salonach w poszukiwaniu SUV-a.

REKLAMA

Rozważał modele 5 marek. I wybrał produkt tej, której handlowiec zaproponował, ze podjedzie do niego do garażu, by sprawdzić, czy auto na pewno się w nim zmieści. Innym się nie chciało, nawet gdy zostali o to poproszeni.

Jakie mieliście przygody w salonach? Czy zawsze spotykaliście z obsługą, jakiej oczekiwaliście?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA