Volkswagen T-Roc Cabrio to przedziwny pojazd, który widziałem raz w życiu, w Holandii. Pomysł zrobienia kabrioletu z crossovera wydaje się świeży, ale w rzeczywistości takie auto budowano już na bazie Golfa ponad 30 lat temu.
Do teraz nie mogę uwierzyć, że Volkswagen naprawdę wyprodukował T-Roca cabrio. W dobie poszukiwań oszczędności za wszelką cenę wydaje się nierealne, że wielki koncern mógł stworzyć coś tak dziwnego i niszowego. Gdy pojawiał się Volkswagen T-Roc Cabrio, niektórzy mówili, że oto VW stworzyło nowy segment. Nie całkiem, bo podobną koncepcję prezentował przecież Nissan Murano Cabrio...
A i nawet ten paskudek nie był pierwszy, jeśli chodzi o łączenie kabrioleta z crossoverem, bo trzeba cofnąć się ponad 30 lat wstecz i zobaczyć Biagini Passo.
Do sprzedania jest Biagini Passo za 27 900 zł
Sprzedający twierdzi, że tego pojazdu zbudowano tylko 65 sztuk i moje źródła to potwierdzają. Sam zamysł tego pojazdu był bardzo dobry i wymagał od Włochów z Biagini sporo pracy inżynierskiej. Mianowicie wzięto budę z Golfa I Cabrio i postawiono ją na typowej dla terenówek ramie z profili stalowych. W tę ramę wmontowano układ napędowy z Golfa II w postaci silnika benzynowego 1.8, manualnej skrzyni biegów i napędu na 4 koła Syncro. Nadwozie wcale nie było tak po prostu postawione na tej ramie, bo najpierw poddano je zaawansowanym przeróbkom wizualnym, montując front i tył własnego projektu z wykorzystaniem elementów m.in. z Fiata Pandy (reflektory) czy Opla Kadetta Caravan (lampy tylne). Inna jest maska i błotniki przednie. Wnętrze, z wyjątkiem kierownicy, nie różni się od VW Golfa.
Ktoś powie, że takie Biagini Passo nie miało sensu
Nie do końca. Volkswagen wtedy chętnie korzystał z zewnętrznych firm, które budowały dla niego samochody. Weźmy choćby Karmanna – bardzo wiele z aut VW, zwłaszcza kabrioletów, produkował Karmann. Mercedes swoją terenówkę budował u Steyra, a producenci amerykańscy potrafili zlecać produkcję swoich aut we Włoszech i transportować je samolotem do USA. Dlatego firma Biagini słusznie założyła, że warto zbudować tak niszowy pojazd, bo może Volkswagen zechce go firmować własną marką i „podzleci” ten wóz do produkcji jego pomysłodawcom. Niestety, tak się nie stało i ostatecznie przez 3 lata (1990-93) zbudowano tylko 65 sztuk, które w odróżnieniu od wielu innych rzadkich aut z tego okresu nie nabrały wartości i dalej kosztują grosze. Ten akurat kosztuje 27 900 zł za stan jednoznacznie, wizualnie słaby, ale to jeszcze nie znaczy że jest tyle wart. Biagini Passo bez sukcesu próbowano sprzedawać w sieci dealerskiej Piaggio. Volkswagen tego auta nigdy nie zaakceptował, ale też go nie odrzucił i nie pozwał jego twórców – po prostu lata później skopiował ten pomysł.
W każdym razie można mieć coś, czego pewnie nie będzie miał nikt inny
I będzie można się chwalić, że ma się włoski supersamochód, ręcznie robiony, zrobili tego tylko kilkadziesiąt sztuk, taaak, to jest kabriolet, i wtedy wszyscy myślą że to jakieś superlimitowane Lambo, albo jeszcze rzadsza marka typu DeTomaso, a tu cyk, i stoi taki pokrak w postaci połączenia kabrioletu z crossoverem.
A nie, to nie ten. To ten:
Zdjęcia z ogłoszenia, fot. „Golf”