REKLAMA

Toyota, ale weź się trochę uspokój. Inni też by chcieli sprzedawać auta w Polsce

Wyniki sprzedaży nowych samochodów w Polsce za wrzesień 2023 potwierdzają, że nasz rynek został zjedzony przez dwa koncerny, oba dalekowschodnie. Producenci europejscy całkowicie odpuścili temat, poza grupą VW. 

Toyota, ale weź się trochę uspokój. Inni też by chcieli sprzedawać auta w Polsce
REKLAMA
REKLAMA

Abyście mieli od razu skalę zjedzenia polskiego rynku przez Toyotę, to zaprezentuję Wam pierwszą dziesiątkę sprzedaży samochodów w Polsce we wrześniu, ale bez uwzględnienia Toyoty. Uwaga:

3. Skoda Octavia

4. Kia Sportage

7. Hyundai Tucson

10. Cupra Formentor

I to tyle. Reszta pierwszej dziesiątki to wyłącznie Toyoty. A sytuacja z miesiąca na miesiąc staje się coraz bardziej niepokojąca dla europejskich producentów. Obecnie, po 9 miesiącach roku 2023 Toyota sprzedała 65 tys. samochodów, a następna w kolejności Skoda - 37 tys. aut. Gdyby Kię i Hyundaia liczyć łącznie, wynik sięgałby 47 tys. pojazdów, ale jeśli każdą markę bierzemy pod uwagę osobno, to Kia dystansuje Hyundaia, sprzedając 27 tys. aut przez 9 miesięcy bieżącego roku, podczas gdy Hyundai sprzedał ich 19,8 tys. sztuk.

We wrześniu Toyota jeszcze bardziej odskoczyła rywalom

Sprzedała dwa razy tyle aut co Skoda, osiągając udział 22 proc. polskiego rynku. Jednak o tym, że Toyota wciąga polski rynek do nosa, to wiemy nie od dziś. Najciekawsze jest to, że drugim najpopularniejszym samochodem września 2023 r. w Polsce była... Toyota C-HR, czyli wóz, który właśnie zjeżdża „na bazę” po 7-letnim okresie produkcji. Po raz kolejny potwierdza to, że zmiany modelowe są o wiele szybsze niż zmiana preferencji klientów i gdyby C-HRa produkowano przez 10 czy 12 lat, nadal znajdowałby nabywców.

Ale najciekawsze rzeczy dzieją się na dole tabeli

Bardzo wysokie miejsce Cupry Formentor też nie jest zaskoczeniem, bo oto po latach prób grupie VW udało się wyprodukować SUV-a, który wizualnie się wyróżnia, i to na plus. Chyba w końcu zatrudnili projektanta, którego zabrakło do Seata Ateki.

W pierwszej dwudziestce marek zabrakło Fiata – w ogóle nie został uwzględniony w linkowanym zestawieniu. Historia tej marki w Polsce idealnie pokazuje, jak łatwo jest roztrwonić zbudowany przez lata kapitał i jak bardzo pstry jest koń, na którym jeżdżą upodobania klientów. Nie pojawia się już Mitsubishi. Nie ma też Citroena, tak jakby nie istniał w ogóle. Ani jeden model tej marki nie znalazł się w pierwszej 50-tce najpopularniejszych aut w Polsce we wrześniu. Na liście marek w okolicach miejsc 17. i 18. znalazły się Ford i Opel, które kiedyś lądowały nawet w pierwszej piątce, a dziś ich oferta wygląda jakby bardzo nie chciały sprzedawać samochodów. Może jeszcze Opel próbuje walczyć, choć jego polityka cenowa przeraża, ale Ford to chyba na serio poddał front jeśli chodzi o samochody osobowe.

Znaczny spadek zanotowała Dacia, lądując na 10. miejscu listy marek, a bestsellerowy do niedawna Duster był we wrześniu dopiero czternasty. Za to wśród 10 najpopularniejszych producentów znalazło się miejsce i dla Audi, i dla BMW, i dla Mercedesa.

Ale dlaczego to wszystko się dzieje?

Nie jestem analitykiem rynku, ale to nie znaczy że nie mogę spekulować. Moim zdaniem są dwa powody: pierwszy to dostępność samochodów. W trakcie pandemii i kryzysu półprzewodnikowego auta producentów europejskich były bardzo trudno dostępne, podczas gdy Toyota i Kia realnie miały samochody na tzw. stoku, czyli gotowe do wydania. Klienci, również flotowi, przenieśli się więc tam, gdzie mogli coś kupić i tym jeździć, a nie tylko czekać. Duży klient, jakim jest TVN, porzucił Skody na rzecz Kii Ceed kombi, a to nie jedyny przykład.

Drugi powód to budowane latami przeświadczenie o niezawodności marek dalekowschodnich. Nie bez przyczyny producenci z Azji zaczęli dawać najdłuższe gwarancje, doskonale wiedząc że wpłynie to na decyzje klientów. Uznaje się, że Toyoty czy Kie „raczej się nie psują”, więc mając do wyboru towar z ryzykiem usterki lub bez tego ryzyka, wybieramy ten drugi. Ma to nawet swoje odzwierciedlenie na rynku wtórnym, gdzie ten sam samochód z drugiej ręki z logo Toyoty będzie o 20 proc. droższy niż z logo Peugeota, chociaż powstały w tej samej fabryce.

I wreszcie ostatni powód, stricte już powiązany z Toyotą

REKLAMA

Nazywa się „hybrydy”. Hybrydy to samochody ostateczne. Nie psuje się, nie ma turbo, nie trzeba zmieniać biegów, ogólnie jest odporne na kierowców-idiotów. Stanowi więc idealne rozwiązanie i dla floty, i dla odbiorcy prywatnego. Toyota zaoferowała produkt dostosowany do masowego nabywcy, przeciwnie niż inni producenci, bawiący się zbytecznie w elektryczne wynalazki dla niszowego odbiorcy. Nie ma innego wyjścia dla producentów europejskich niż wylobbować zakaz aut hybrydowych i wymuszone przejście na pojazdy elektryczne. A nie, czekajcie. To już się stało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA