Skoda, o której nigdy nie słyszeliście. Oto terenowa Trekka z 1970 r. montowana w Nowej Zelandii
Skoda Trekka - historia nieznana. Ten terenowy samochód z czeskim sercem montowany był dawno temu w Nowej Zelandii i do dziś pozostaje jedynym seryjnie produkowanym pojazdem w tym kraju.
Skodę Trekkę z 1970 r. miałem okazję poznać w hiszpańskich górach, choć tak naprawdę ta terenówka pochodzi z Nowej Zelandii. W latach 1966-1973 powstało ok. 2500 egzemplarzy i zobaczyć dziś taki samochód to nie lada gratka. Dość powiedzieć, że prezentowana beżowa Trekka jest jedną z pięciu, które udało się ściągnąć do Czech. Nacieszmy się tą wyjątkową maszyną z dawnych lat, ponieważ obecnie rząd Nowej Zelandii uznaje ją za dobro narodowe i nie pozwala już na eksport.
Co ciekawe ta Trekka nie jest własnością Skody i nie pochodzi z kolekcji muzealnej. To prywatny samochód, odbudowany przez sympatycznego Czecha, którego mieliśmy okazję poznać. Był naszym kierowcą i wcale nie oszczędzał swojego cacka na bezdrożach. Zaraz, zaraz, czyli w Mlada Boleslav nie ma żadnej Trekki? Jest jedna sztuka, ale niestety obecnie ma status nieruchomości.
A więc czym konkretnie jest Skoda Trekka?
Od strony technicznej jest to połączenie czeskiego układu napędowego, tj. podwozia i silnika z nowozelandzkim nadwoziem, które zostało w całości zaprojektowane na południowej półkuli. Inspiracją był Land Rover, ale w tym przypadku pudełkowata karoseria osiadła na dużo bardziej delikatnej ramie od osobowej Skody Octavii Kombi. Proces budowy zaczynał się od transportu podwozia do Nowej Zelandii. Na miejscu samochody były karosowane w Auckland pod czujnym okiem czechosłowackich inżynierów. Podobno syn jednego z nich pracuje obecnie w muzeum Skody.
Trekka jest kwadratowa jak kostka Rubika z dwóch powodów. Wykonywanie elementów z prostej blachy było relatywnie proste i tanie a poza tym nadwozie Trekki miało być przede wszystkim praktyczne. Powstały dwie wersje nadwoziowe - furgon oraz prezentowany pickup, w którym górna część nadwozia jest z włókna szklanego (również lokalnej produkcji z kraju na Oceanie Spokojnym).
Prosta konstrukcja, do bólu prosta
Z perspektywy czasu można śmiało uznać, że samochód jest bardzo spartański, ale w tym tkwi jego urok. Trekka ma jedną parę drzwi z prostymi odsłoniętymi mechanizmami klamek, dwa miejsca z przodu oraz ławki z tyłu, na których siedzi się bokiem do kierunku jazdy. Najciekawsze smaczki to koła zapasowe przyczepione na zewnątrz tylnych błotników, rura wydechowa przechodząca przez karoserię z prawej strony oraz zawieszone na łańcuchach chlapacze przy kołach tylnej osi. Jest jeszcze hak, który podobno był jedyną pozycją na liście opcji.
Środek jest utrzymany w duchu surowej praktyczności. Deska rozdzielcza jest metalowa i bardzo prosta, ale prawdę mówiąc, to beżowa Trekka ma wszystko, czego potrzeba. Na pokładzie są elektryczne wycieraczki (również tylna włączana na tylnych drzwiach), ogrzewanie z przodu z nadmuchem na szybę oraz lampka sufitowa. Na desce rozdzielczej nie zabrakło podstawowych zegarów produkcji brytyjskiej. Obok nich pojawiły się nawet obrotomierz oraz metalowy otwieracz do butelek. Kierowca siedzi po prawej stronie i prowadzi auto, trzymając wspaniałą białą kierownicę ze Skody.
Pod maską Skody pracuje czechosłowacki czterocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 1.2 o mocy ok. 50 KM. Napęd przenoszony jest na tylną oś przez 4-biegową, manualną skrzynię biegów oraz tylny mechanizm różnicowy bez blokady. Trekka ma niezależne zawieszenie ze Skody, w tym tylną oś wahliwą przez co koła są tak nienaturalnie wygięte w pozytyw.
Miałem okazję poznać Trekkę z perspektywy pasażera
Pierwsze co zauważyłem. wsiadając przez tylne drzwi to, że ławki nad wnękami nadkoli nie mają pasów bezpieczeństwa, ani uchwytów do łapania. Jedyny uchwyt, jaki znalazłem, to metalowy, podwójny stelaż do montażu strzelb.
Jazda na oklep zaczęła się łagodnie
Trekka porusza się dość powolnie i na asfalcie mogliśmy wsłuchać się brzęczenie jej silnika i opłakiwać jej osiągi. Było miło, dopóki nie zjechaliśmy z asfaltu. Na bezdrożach siedzenie nad tylnym kołem resorowanym przez jeden poprzeczny resor piórowy potrafi dać się we znaki. Ostatecznie pomimo niewielkich prędkości to przejażdżka tą Skodą była pełna doznań. Nie wierzycie, to zobaczcie to nagranie:
Randka z Trekką to był prawdziwy dzień dziecka
Nie znałem jej wcześniej, nie a tutaj nagle taplałem się w błocie, fotografując ją na górskich drogach Hiszpanii. Opowiedziałem wam już chyba wszystko, poza najważniejszym... Mianowicie o tym, jak do tego doszło, że Nowa Zelandia produkowała samochody na bazie Skody w latach 60. A więc było to tak...
Skoda Trekka historia prawdziwa
W latach 60. ubiegłego wieku regulacje rządowe Nowej Zelandii bardzo utrudniały zakup nowego samochodu. Dolar nowozelandzki był w tamtym czasie walutą niewymienną ,a na dodatek import pojazdów był ograniczony przez wysokie cła. Poza tym od potencjalnych importerów wymagano drogich koncesji. Aby ominąć te przeciwności, zrodził się pomysł na zbudowanie samochodu w kraju. Okazało się, że do współpracy jest skora zlokalizowana za żelazną kurtyną czechosłowacka Skoda i tak się zaczęło.
Dziś dumni Kiwis podają, że Trekka jest w 80% z Nowej Zelandii. Importowane elementy to były tylko części. Dzięki temu podlegały niższym cłom. Poza tym Trekka była sprzedawana jako „pojazd rolniczy”, co pozwalało ominąć szereg niesprzyjających przepisów nakładanych na osobówki. Mimo niskiej jakości auto było dobrze przyjęte przez odbiorców. Niestety w latach 70., po złagodzeniu ograniczeń importowych i poprawie sytuacji gospodarczej samochód z czeskim sercem przestał być atrakcyjny.
Dziś Skoda Trekka jest ceniona przez Czechów oraz Nowozelandczyków. Cieszę się, że miałem okazję poznać ją z bliska.