A czy ty rzucisz picie, żeby nie zabrali ci samochodu? Nie ma takiej możliwości, żeby wśród naszych czytelników nie było osoby, która nie wystraszyłaby się pomysłu konfiskaty samochodu za jazdę po pijanemu.
Jest ich po prostu zbyt wielu, patrząc na polskie standardy ktoś tu musi pić i jeździć. Każdego dnia docieramy do tylu Polaków, że ktoś tu musi pruć na bani. I tym osobom zakazuję czytania Autobloga, idźcie sobie.
Mogą nie posłuchać, lecz niedługo może nadejść znacznie mocniejsza kara. Powraca dyskusja o konfiskowaniu samochodów osobom, które jeżdżą po alkoholu. Potwierdziło to ostatnio Ministerstwo Sprawiedliwości. Trzeba więc zadać sobie pytanie:
Czy należy konfiskować samochody za jazdę po pijanemu?
Tak straszna kara utraty mienia ma odstraszyć potencjalnych pijanych kierowców. Ostatni wypadek, w którym zabite małżeństwo osierociło trójkę dzieci, przypomniał, z jakim problemem się borykamy. Polacy ciągle jeżdżą na bani i żadne kary na nich nie działają.
Drwią sobie z zakazu prowadzenia pojazdów. Brak prawa jazdy nie przeszkadza im w piciu i jeżdżeniu samochodem. Jeśli kara jest za mała, to poddano pomysł, by ją zwiększyć. Przepadek samochodu ma być czynnikiem, który wystraszy pijanego potencjalnego zabójcę.
Nic takiego się nie wydarzy.
Prawdziwy problem z jeżdżeniem po pijaku
Prawdziwym problemem nie jest wysokość kary, a społeczne przyzwolenie na jeżdżenie po spożyciu. Większość ludzi alkohol spożywa w towarzystwie, a potem czasami, razem z tym towarzystwem, albo samotnie, rusza do domu lub po kolejną flaszkę samochodem. Władziu tylko uważaj tam na siebie w drodze.
Żeby cię przypadkiem nie złapali. Spokojnie, nie złapią. Drugi problem to nieuchronność kary, a raczej prawie kompletny brak zagrożenia złapaniem pijaka na drodze. Kiedy ostatnio mieliście kontrolę drogową, jakąkolwiek? Załapać się na dmuchanie to jak wygrać na loterii, praktycznie nie ma szans. Da się to ominąć dzięki informacjom na CB radio, miganiu światłami lub aplikacjom na telefon. Nawet nie trzeba się starać, z jednej wsi do drugiej zawsze się przejedzie, bo wiadomo, że Stasiek to dziś też był na weselu, to niby kto ma łapać? Żona go za krawat, łehehe. Poza tym trzeba jakoś do domu wrócić po nocy, na piechotę mam iść?
Nawet jakby pijaków nastraszyć koniecznością spłacenia całego długu publicznego to i tak to nic nie da. Oni nie widzą związku między swoimi czynami a ich ewentualnymi konsekwencjami, szczególnie, gdy są pijani.
Równie dobrze, co zaborem samochodu, można straszyć ich rozstrzelaniem. Ta iluzoryczna możliwość nie jest w stanie nikogo przestraszyć. Z konfiskatą samochodu za jazdę po pijanemu jest jeszcze więcej kłopotów.
A jak ktoś jechał cudzym samochodem?
Pytania obnażające bezsens tego rozwiązania można mnożyć. Proszę oto kilka:
- Który samochód skonfiskować, ten którym pijany jechał, czy inny samochód, który posiada? Może ma inny droższy i bardziej go zaboli? W dodatku nie musiał jechać swoim, mógł jechać służbowym, albo kolegi. To komu zabrać, producentowi chipsów, leasingodawcy?
- Czy pijak złapany w nowym BMW X6 poniesie taką samą karę, jak pijak w 15-letnim Oplu Astra? Wartość tych pojazdów jest różna, ich relacja do dochodów przestępcy też może być odwrotna. Może człowiek, który ma BMW X6 pijany jeździ tylko Astrą, którą sobie zostawił na tą okazję? No właśnie, własność.
- Czy zabierać samochody w leasingu i niech złapany się martwi, jak rozliczy się z firmą leasingową? Czy w ogóle zabierać bez patrzenia na właściciela? Jechałeś pijany samochodem kolegi to kolega ma pecha, bo pewnie będzie mógł swoich praw dochodzić potem w sądzie.
- A jak ktoś w ogóle nie ma samochodu, to co mu zabrać? Rower, czy inny przedmiot zbliżony wartością do samochodu, ale wtedy pojawia się problem, do jakiego samochodu?
Do tych rozterek można dodać rozważania o wysokości mandatów i ich powiązaniu z wysokością dochodu. Potem możemy zejść niżej dowodząc, że na papierze dochody to można mieć niskie i jeździć luksusowym SUV-em. Albo do rozważań dla kogo utrata samochodu jest bardziej bolesna? Dla osoby z najniższą krajową i samochodem o jej wartości, czy dla osoby, która traci samochód kosztujący tyle co mieszkanie w stolicy? Nie da się tego rozstrzygnąć, kogo bardziej konfiskata zaboli. Odpowiedzią byłoby sprawne państwo właściwie sprawdzające rzeczywiste dochody swoich obywateli, ale ono nie istnieje.
Jak rozwiązać ten problem?
Skoro konfiskatę samochodu tak łatwo ośmieszyć? Pojawiła się koncepcja płacenia alimentów na rzecz ofiar wypadków, ta też zawiera luki. Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że proponowane zmiany, oprócz zaostrzenia odpowiedzialności karnej za przestępstwa w ruchu drogowym spowodowane przez nietrzeźwych kierowców, przewidują również przepadek pojazdu lub równowartości pojazdu, którym nietrzeźwy sprawca kierował. Zdaniem Ministerstwa:
Można to odczytać jako przyzwolenie na jeżdżenie po alkoholu, dopóki się kogoś nie zabije. Dopiero wtedy pojazd by przepadł. Chyba nikt nie chce walczyć z pijanymi kierowcami, tylko woli pokazowo zabrać kilku mordercom ich samochody. Samochód miałby być traktowany jako narzędzie popełnienia przestępstwa. Czyli bez przestępstwa nic zabierane nie będzie.
Pomysł by nakładać karę finansową równą wartości samochodu, którym się jechało, rozwiewa część wątpliwości związanych z własnością samochodu. Jak nie ma co zabrać, to trzeba zapłacić równowartość, ale jaką równowartość, z dnia zakupu, z chwil przed wypadku i jak to windykować, gdy kogoś już posadzimy? Nie likwiduje też innych wątpliwości. Bogaty pijany w tanim samochodzie poniesie zupełnie inną karę niż biedny w samochodzie nawet o przeciętnej wartości. Bez problemu da się wypaczyć sens również takiego rozwiązania. Uff, ale miałem farta, że zabiłem tych ludzi moim najtańszym samochodem.
Jedynym, bolesnym dla całego społeczeństwa rozwiązaniem, jest walczenie z kulturą picia. Jest wszechobecna i powszechnie akceptowana. W tym morzu alkoholu zawsze znajdą się śmiercionośne elementy. Im mniej alkoholu w społeczeństwie, tym mniej pijanych kierowców. Nie da się ich wyłapać w obecnym systemie kontroli, ten jest bezradny wobec kolejnych wyrastających pijaków, nauczonych od małego, że nie da się spotkać z ludźmi bez spożywania alkoholu.
Konfiskata samochodu powstrzyma pijaka tylko na chwilę, dopóki nie kupi sobie następnego, bo przecież na piechotę nie będzie chodził. Nie ma prostych odpowiedzi, jak z pijakami sobie poradzić. Najprostsza byłaby nieuchronność kary, ale na nią nie ma co liczyć, bo państwo jest z mokrego kartonu. Możemy tylko liczyć na świąteczne statystyki, ilu pijanych kierowców złapano w pierwszy dzień świąt.