Lamborghini z Jana Kazimierza niknie w oczach. Następuje naturalny proces rozkładu
Porzucone na warszawskiej Woli Lamborghini na gruzińskich tablicach rejestracyjnych jest stopniowo rozkradane. Czeka je niewesoła przyszłość.
„Panowie, to nasze auto, lepiej nagłośnijcie sprawę, żeby znaleźli nam koła” – usłyszał nasz wysłannik, gdy robił dziś zdjęcia Lamborghini Huracan, stojącego przy ulicy Jana Kazimierza w Warszawie. Pomarańczowy supersamochód stoi tam od soboty 15 stycznia. Ma rozbity przód, bo uczestniczył w kolizji na pobliskiej ulicy Wolskiej. Jego kierowca, zamiast poczekać na policję, odjechał z miejsca zdarzenia, zaparkował wóz na Jana Kazimierza i się rozpłynął. Szuka go policja.
Gdy oglądałem auto w niedzielny wieczór, miało jeszcze koła
Było oczywiście uszkodzone, ale nikt go jeszcze nie zaczął rozkradać. Dziś – jak się okazało – sytuacja wygląda o wiele gorzej dla właścicieli Lamborghini. Prawdopodobnie to wóz należący do jednej z wypożyczalni. Gruzińskie tablice rejestracyjne stanowią w tym wypadku pewną zagadkę.
Jak widać na zdjęciach, które zrobił dla nas Dawid, Huracan nie ma już kół. „Łaskawi” złodzieje podstawili pod progi cegły, ale raczej nie zrobili tego z troski o stan auta, a po to, by wygodniej im się „pracowało”. Co jest cenniejsze – koła z Lamborghini czy z Toyoty Yaris Cross? Trudne pytanie.
Ukradziono także znaczki
Jak widać, wszystko co da się relatywnie łatwo odczepić, oderwać lub odkręcić, znika. O ile koła skradziono raczej po to, by je sprzedać – zarówno felgi, jak i opony przedstawiają realną, sporą wartość – o tyle znaczki mogły równie dobrze paść łupem „kolekcjonerów”. Wiem, to złe słowo. To po prostu złodzieje, ale po prostu tacy, którzy niekoniecznie chcą wzbogacić się na łupie, a raczej schować go do szuflady. Zresztą kto to wie?
Na zdjęciach, Lamborghini ma otwartą przednią klapę. Jak mówi Dawid, to „sprawka” osób, które podają się za właścicieli wozu. Stoją przy nim i pilnują, by nikt nie ukradł nic więcej. Ciekawe, czy będą pełnić tam nocną wartę. Nie są podobno zbyt zadowoleni, że Huracan stał się lokalną atrakcją. Trudno się dziwić – i im, i tym, którzy przychodzą oglądać.
Jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył?
Jana Kazimierza to dość ruchliwa ulica, a Lamborghini stoi pod blokiem mieszkalnym. Wydawałoby się, że to kiepskie warunki dla złodziei. Wyobrażalibyśmy sobie, że wolą pracować w ciemnym zaułku. Niestety, smutna prawda jest taka, że są zwykle na tyle skuteczni, że żadne okoliczności im nie przeszkodzą. Rach, ciach, nie ma kół. Pewnie mogliby to zrobić w południe pod Pałacem Kultury, nikt by niczego nie zauważył.
Co dalej z Lamborghini? Jeżeli panowie, których spotkał Dawid, to rzeczywiście właściciele auta, niech je jak najszybciej zabierają. W innym przypadku, może je czekać los… Syren w latach 90. Opuszczone, rozbite egzemplarze z otwartymi drzwiami stały na osiedlach i służyły za place zabaw dla okolicznych dzieci albo za bar dla tych nieco starszych mieszkańców. A że Odolany to w oczach wielu dość prestiżowa okolica, zamiast Syreny będzie Lambo…