Oto cztery gadżety Renault Kangoo Van (muszą wystarczyć zamiast testu)
Po Renault Express Van, w moje ręce trafił pojazd o nazwie Renault Kangoo Van, który z zewnątrz wygląda bardzo podobnie, ale jest nieco inny. Jego inność tkwi w gadżetach.
Cały tekst poświęciłem temu, że Renault ma w ofercie trzy niemal identyczne blaszaki – dwa nowe (Express Van i Kangoo Van) oraz jednego starego (Kangoo Express). Dawno nie było tak kuriozalnej sytuacji w tym segmencie, no ale jakiś powód musi być i pewnie jest nim emisja CO2, albo coś. Express Vanem już jeździłem i jest to samochód, który Amerykanie określiliby mianem „bare bones car”, czyli sama motoryzacyjna treść bez żadnej formy. Po prostu jeździsz nim i wozisz towary. Jego charakter odzwierciedla też jego atrakcyjna cena.
Jest jednak coś wyżej, blaszak premium
Droższe o szokujące 20 tys. złotych Renault Kangoo Van. Dwadzieścia kafli różnicy między blaszakami, które z zewnątrz są niemal identyczne? Mocna rzecz. Jakoś tę różnicę trzeba było uzasadnić. Raczej nie rozmiarem ani gamą silników, bo tu mamy właściwie to samo. No to czym? Usiedli, kombinowali, jedli bagietki, pili kawę (fuj) i wymyślili: zrobimy blaszaka, ale niech będzie gadżeciarski, niech będzie dziwniejszy, niech przyciąga czymś uwagę. No to uwaga.
Cztery gadżety Renault Kangoo Van
Nie będę opisywał silnika, bo to standardowy 1.5 dCi, który ma tyle lat, że napędzał jeszcze chyba dinozaury. Jest po prostu znakomity i dopracowany, pali 6,5 l/100 km nawet w mieście i nie potrzebuje AdBlue. Sprawa omówiona, przejdźmy do gadżetów. Gadżet numer jeden to oczywiście brak słupka B po prawej stronie. Zobaczcie sami.
Słupka nie ma jak w Fordzie B-Maxie, Nissanie Prairie i jeszcze paru samochodach, o których zdążyliśmy zapomnieć, a są to głównie japońskie kei-vany. Przestrzeń po otwarciu drzwi w tej postaci może wydawać się absurdalna, bo przecież i tak przednie fotele są rozdzielone od sekcji bagażowej metalową kratą, więc jakiś tam rodzaj słupka, choć kadłubkowy, ale występuje. Otóż nie do końca, ponieważ gadżet pierwszy jest tylko wstępem do gadżetu numer dwa, tego właściwego, a jest nim...
Składany fotel przedni w Renault Kangoo Van
Fotel składa się niesłychanie zmyślnie. Najpierw do przodu idzie siedzisko, chowając się w nogach pasażera. Wprawdzie wtedy widzimy jego spodnią część z żółtej gąbki, ale kaman, to jest auto użytkowe. Nie musi być pięknie. Następnie kładziemy oparcie (z wyjętym zagłówkiem) i mamy zupełnie płaską powierzchnię. Wystarczy wtedy pociągnąć za zwalniacze blokady w kracie – górny i dolny, i odchylamy kratę w stronę kierowcy, wydłużając przestrzeń ładunkową.
Wtedy dopiero dowiadujemy się, po co jest ten brak słupka B z prawej strony. Dzięki temu rozwiązaniu załadunek i rozładunek długich przedmiotów jest o jakieś 99,8% łatwiejszy, bo nie trzeba nimi manewrować omijając słupek, można po prostu je obrócić i wyciągnąć z boku. Jeśli stale wozisz coś długiego, np. długi swoich wierzycieli, to to rozwiązanie na pewno przypadnie ci do gustu. Kratę oczywiście można zablokować w pozycji monoposto i mieć samochód jednoosobowy, idealny dla introwertyków. Po małych przeróbkach ten wóz nadałby się zresztą na całkiem niezłego kampera, właśnie dzięki możliwości stworzenia łóżka w tej przestrzeni po złożeniu fotela. Z gadżetem numer dwa wiąże się jeszcze ciekawostka: przez brak prawego słupka, przedni fotel nie ma pasa mocowanego z prawej strony, tylko z lewej. Idealne do trollowania pasażerów.
Gadżet numer trzy
Koniec tej mechaniki, czas na coś z elektroniki. Zawsze narzekałem na fatalną widoczność w blaszakach. W przypadku Kangoo Van postanowiono coś z tym zrobić, tyle że wyszło średnio. Oto na dachu nad tylnymi drzwiami pojawiła się kamera. W środku zaś, zamiast lusterka wstecznego – jej ekran, pokazujący obraz naprawdę rewelacyjnej jakości. W rzeczywistości ten samochód ma dwie kamery tylne, tj. tę lusterkową i kamerę cofania z szerokim kątem widzenia, za to beznadziejnym obrazem. Wygląda to tak:
I teraz najważniejsza część. Spójrzcie na samochody w górnym ekranie, a potem na widok na ekranie dolnym. Te dwa srebrne wozy widoczne na dolnym ekranie w jego górnej części to te same auta, które zajmują cały górny ekran. One stoją o ok. 9-10 metrów od tylnego zderzaka Kangoo Van. Ta kamera „lusterkowa” ma tak wąski kąt widzenia i tak absurdalnie przybliża, że powoduje więcej zamieszania niż korzyści. Na plus oddam jej – poza świetną jakością obrazu – możliwość regulacji pola widzenia na boki i góra-dół oraz zmniejszania intensywności świecenia.
Innymi słowy: kamera zastępująca lusterko daje złudne wrażenie, że widzimy co dzieje się za pojazdem. Widzimy, ale martwe pole po drodze jest ogromne, więc jeśli cofniemy patrząc tylko w lusterko, to możemy niemile się zdziwić, najeżdżając na niewidoczną przeszkodę stojącą nawet 3 metry za autem. Testowany wóz miał kamerę cofania, ale jest ona opcjonalna i sądzę, że większość wyjedzie z salonu bez kamery. Lusterko-ekran jest natomiast seryjne. Widzę tu potencjalne pole do niebezpiecznych sytuacji – kierowcy będą ufać lusterku traktując je jak kamerę cofania, nie wiedząc o tym ogromnym martwym polu. Powinno być jakieś ostrzeżenie na ten temat.
Gadżet numer cztery
Nie byłem pewien czy może nie dać tu specjalnie zaprojektowanego słupka A, zasłaniającego widoczność na lewo tak mocno, że przed każdym zakrętem w lewo na wąskiej drodze mdleję ze strachu, czy kogoś nie przytrę, zjeżdżając odruchowo za bardzo na środek (żeby coś widzieć)...
Postanowiłem jednak, że dam w tym miejscu gałkę biegów. Auto ma przebieg 10 tys. km, gałka biegów wygląda jak po 250 tysiącach.
Nie widać tego idealnie na zdjęciach, ale została zrobiona ze specjalnego materiału, który nazwałby ZARYSOWANIUM. Rysuje się nawet od przejechania paznokciem. To fascynujące, że można zrobić element służący do nieustannego dotykania z najbardziej miękkiego i delikatnego tworzywa. Halo, czy ktoś Wam tam nie pomylił materiałów przy produkcji? Z tego to chyba miały iść jakieś ozdobne wykończenia, a nie gałka biegów?
I to już koniec gadżetów Renault Kangoo Van
Bez systemu Open Sesame za 4000 zł auto nie różni się właściwie od Expressa. Ostatecznie, żeby wyjechać z salonu wypasionym blaszakiem z najmocniejszym dieslem 1.5 dCi 95 KM, trzeba wydać ponad 90 tys. zł netto. Nie powiem, zaskoczyła mnie konieczność dopłacania 800 zł do poduszki powietrznej pasażera i 1200 zł do poduszek bocznych. Moje Kangoo z 2001 r. miało w serii cztery poduszki powietrzne. Najwyraźniej cena bezpieczeństwa również poszła do góry. Obstawiam, że w przeciwieństwie do taniego Express Vana, Kangoo Van pozostanie dziwaczną ciekawostką w gamie francuskiego producenta i być może jedyną w tym segmencie próbą stworzenia blaszaka premium. To teraz czekam na Mercedesa Citana, który pewnie będzie jeszcze droższy i bardziej gadżeciarski.