Opel Grandland GSe: pierwsza jazda. Do Polski trafi tylko 50 egzemplarzy
Czasem muszę uczciwie przyznać, że nie rozumiem pewnych posunięć producentów. Nie znaczy to, że one są nietrafione. Opel Grandland i Astra zadebiutowały w odmianach sportowych GSe. Ten pierwszy to właściwie już youngtimer.
Opel mocno nawiązuje do swojej historii, odrzucając całkowicie budowaną przez lata submarkę OPC. Było niebiesko, było szybko, ale już nie ma i nie będzie, ponieważ nastąpiła nowa era, która już raz była, czyli GSe. W dawnych czasach to oznaczenie na dużych modelach typu Commodore czy Monza oznaczało Grand Sport Einspritzung (wtrysk paliwa). Potem niemieckie „e” zmieniło się w angielskie „i” jak injection i powstały takie wspaniałości jak Astra GSi. Dalej była era OPC, a teraz wraca GSe, ale tym razem „e” oznacza „electric”.
Jest jeden problem
Mianowicie taki, że modele z serii GSe nie są elektryczne. To hybrydy plug-in, więc powinny nazywać się np. Grand Sport Partially Electric albo Grand Sport Electric But Also Gasoline (GSe-BAG). To oczywiście efekt europejskich przepisów o emisji CO2, które faworyzują pojazdy tego typu i pozwalają im uzyskiwać ultraniskie wyniki spalania w testach homologacyjnych. Do tego momentu wszystko rozumiem i nie jestem zdziwiony.
Dziwi mnie jednak nowa sportowa submarka. Nie sądziłem, że wśród klientów Opla wciąż jest zainteresowanie wersjami sportowymi. Gdybym miał na to postawić 20 zł, nie zaryzykowałbym. Opel jednak najwyraźniej wie co robi i z badań rynku wyszło im, że na ten produkt jest zapotrzebowanie. Oznaczenie GSe trafi od razu na 3 modele: Astrę hatchback, Astrę Sports Tourer i Grandlanda. Ominie za to Mokkę i Crosslanda.
Po czym poznamy modele GSe?
Po oznaczeniu, haha. Ale też po odważnym, czarno-białym malowaniu. Czarna maska w Grandlandzie wygląda świetnie, szkoda że zabrakło jej w Astrze. Są to jednak typowe warm-hatche, czyli wersje usportowione, ale nie sportowe. Nie ma mowy o rajdowych nawiązaniach czy wyścigowych smaczkach. We wnętrzu znajdziemy półkubełkowe fotele ortopedyczne AGR i na tym sportowe akcenty się kończą. Nie ma mniejszej kierownicy krytej alcantarą, kolorowych przeszyć czy dodatkowych wskaźników. Można włączyć sobie tryb Sport, wtedy fragment ekranu przed kierowcą podświetla się na czerwono i to tyle. Może to i dobrze, może nie wszyscy chcą krzyczeć swoim autem „jeżdzę bardzo szybko”, albo chcą, ale wtedy musi być ich stać na AMG. Jedyne, co mi się nie spodobało, to czarny logotyp Opla na czarnej blendzie między lampami przednimi. W ogóle go nie widać. Powinien być biały, albo można tam dać emblemat GSe. Tak tylko mówię.
Opel Grandland i Astra GSe - układ napędowy
Stary silnik 1.6 produkcji koncernu PSA nie ma zamiaru łatwo zejść ze sceny. W swojej turbodoładowanej formie i z pomocą silnika elektrycznego rozwija 225 KM w Astrze i aż 300 KM w Grandlandzie, łącząc się zawsze z ośmiobiegową skrzynią automatyczną. Przypomnę, że 300-konny Grandland plug-in występował już w odmianie przedliftowej, ale nie nazywał się wtedy GSe. Przypomnę też, że Astra dwie generacje temu miała w swojej topowej wersji moc 240 KM, ale to było dawno i nieprawda. Z pewnością ani Astra, ani Grandland GSe nie znajdą się na szczycie listy najszybszych i najmocniejszych Opli w historii, ale to nie szkodzi, bo najwyraźniej nie takie jest założenie.
Hybryda plug-in pozwala przejechać jakieś 40 km na prądzie, ale sytuacja była o tyle dziwna, że w Grandlandzie nie chciała zejść poniżej 30 proc. poziomu naładowania, a w Astrze udało mi się ją rozładować do 3 proc. Czas ładowania akumulatora do pełna zależy oczywiście od mocy ładowarki – te, które stały przy hotelu, ładowały akumulatory Opli z prędkością ok. 4,3 kWh. Podłączając Opelka do zwykłego gniazdka uzyskamy pewnie połowę tego. Biorąc pod uwagę, że akumulator Grandlanda (ten duży) ma pojemność 14,2 kWh, to pełne ładowanie zajmie jakieś 6 godzin. Astra ma pojemność 12,4 kWh.
Opel Grandland GSe ma amortyzatory FSD – co to znaczy?
Zabrano nas na bardzo kręte górskie drogi, żebyśmy mogli wypróbować układ kierowniczy Grandlanda i Astry, ponieważ został on szczególnie dopracowany w modelach GSe. Podobnie jak zawieszenie FSD – Frequency Selective Damping z amortyzatorami o podwójnym przepływie oleju. System ten działa bardzo prosto i nie wymaga sterowania z zewnątrz. Jest to po prostu dodatkowy zawór w amortyzatorze, który zapobiega zbyt szybkiemu nabudowywaniu się ciśnienia. Oznacza to, że amortyzatory będą pracowały z taką samą charakterystyką w każdych warunkach i auto nie będzie się bujać na dłuższych nierównościach ani dobijać na krótkich, bo ciśnienie oleju w środku w amortyzatorze jest zawsze optymalne. Rozwiązanie firmy Koni koncern Stellantis stosuje już od lat w Jeepach.
Opel Grandland GSe: jak to jeździ?
Jak to jeździ: niesportowo. To znaczy Grandland GSe jest szybki, potrzebuje 6,1 s. do setki. Astra z mocą 225 KM ślimaczy się do 100 km/h w 7,5 sekundy. Przypomnijmy że Astra OPC w generacji J robiła setkę w równe sześć sekund. Występuje ogromne opóźnienie między wciśnięciem gazu a dynamicznym ruszeniem, na tyle duże że włączając się do ruchu na rondzie można zdążyć pomyśleć „o kurczę, chyba coś jest nie tak”. Wszystko jest tak, i tak ma być. Podczas dynamicznego przyspieszania silnik intensywnie wyje, a gdy odpuści się gaz, obroty spadają bardzo powoli. Tak również zapewne ma być. Nie ma to jednak już nic wspólnego z hot-hatchami sprzed lat, które miały dawać wrażenia jak samochód wyścigowy czy rajdowy.
Owszem, układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny, amortyzatory FSD nie pozwalają się nadmiernie wychylić w zakręcie, auta są dość szybkie, ale w całkowicie neutralny sposób. Jak trzeba, przyspieszą żwawo, ale najlepiej jedzie się nimi spokojnie i delikatnie, ponieważ w obu przypadkach są bardzo komfortowe i dobrze wyciszone. Sport to w tym przypadku głównie literka S w skrócie GSe. I rzeczywiście, te fotele AGR są znakomite.
Te samochody są kulturalne i dyskretne
Owszem, szybkie, owszem potrafią być też oszczędne – podczas łagodnej jazdy z rozładowaną baterią można zejść na 6 l/100 km. Jeśli ktoś jednak liczy na wrażenia, które pamięta z OPC, czy jeszcze bardziej – z GSi, nic takiego tu nie znajdzie. Tamte czasy już minęły.
Opel czuje jednak, że pewnym problemem może być cena. 204 tys. zł za Astrę i 252 900 zł za Grandlanda w wersjach GSe to nie są ceny, które sprawią, że polscy klienci pobiegną do salonów. Opel stawia przede wszystkim na rynek niemiecki. Nie wiadomo ile Astr GSe trafi do Polski, wiadomo jednak że na razie odmiana Sports Tourer GSe nie będzie u nas dostępna. Wiemy za to, że przewidziano dla naszego kraju 50 Grandlandów GSe. Powinni je ponumerować, bo to gwarantowane youngtimery. One będą tylko drożeć.