Nie jedź za blisko, bo ktoś ci zahamuje. Wątpliwości przy kolizji w Warszawie
Utrzymywanie odpowiedniego odstępu od poprzedzającego pojazdu na drogach szybkiego ruchu to bardzo ważna zasada. W wielu sytuacjach pozwala uniknąć kolizji, kiedy jedno z aut nagle zahamuje. Jak pokazuje praktyka, wina nie zawsze jest dla wszystkich oczywista.

Co tu się wydarzyło? 30 października na obwodnicy Warszawy, na wysokości węzła Konotopa, kierująca Citroenem jechała prawym pasem drogi ekspresowej S2 z mniej więcej stałą prędkością, po czym - wtem! - nagle zahamowała. Dlaczego? Nie wiadomo - pomyliła pedały, znalazła na jezdni 50 groszy, zobaczyła lej po bombie na środku pasa lub po prostu zorientowała się, że przegapiła zjazd.
Chwilę później dochodzi do kolizji, kiedy jadąca za Citroenem ciężarówka nie jest w stanie wyhamować na czas i uderza w tył stojącego samochodu.
Link do filmu: tutaj.
Werdykt? Kierująca samochodem osobowym została ukarana mandatem za doprowadzenie do kolizji, którego to rzekomo nie przyjęła, nie poczuwając się do winy. A tymczasem w social mediach wybiło szambo.
Sekcja komentarzy pokazuje, że ludzie nadal nie rozumieją podstawowych zasad ruchu drogowego
Większość komentujących od razu zlinczowała kobietę, wskazując ją jako główną winowajczynię kolizji. To prawda, za tak idiotyczne hamowanie powinna być kara i nic nie usprawiedliwia tego, że pani tak postąpiła. Natomiast wszyscy, którzy tak uważają, zapomnieli o dość istotnej zasadzie ruchu, a mianowicie obowiązku utrzymywania odpowiedniego odstępu od poprzedzającego pojazdu. Właśnie z uwagi na takie, zaskakujące sytuacje.
Wniosek? Kierujący samochodem ciężarowym jest winny doprowadzenia do kolizji
Owszem, kierująca zahamowała w sposób kretyńsko niebezpieczny, ale czy kierowca ciężarówki zareagowałby inaczej, jeżeli powód jej zatrzymania byłby inny? Nie, stałoby się dokładnie to samo. To, z jakiego powodu ktoś się zatrzymał, nie ma żadnego znaczenia - reakcja tego z tyłu byłaby dokładnie taka sama. Czyli, mówiąc w skrócie, przywaliłby i tak.
Mandat za doprowadzenie do kolizji naturalnie nie wyklucza kary za niebezpieczne hamowanie, które powinno być analizowane oddzielnie. Takie manewry są po prostu skrajnie niebezpieczne, zwłaszcza z ciężkim pojazdem na plecach.
Kierowcy nie respektują przepisu o utrzymywaniu minimalnego odstępu
Przypomnijmy, że polskie przepisy regulują tę kwestię - odstęp pomiędzy pojazdami na drogach szybkiego ruchu powinien wynosić nie mniej, niż połowę ich prędkości wyrażoną w metrach. Czyli, jadąc przykładowo 120 km/h, należy jechać co najmniej 60 metrów za poprzedzającym samochodem. Czy kierowcy się do tej zasady stosują? Nie.
Problem jest natomiast bardziej złożony, aniżeli tylko "bo nie"
Po pierwsze, w statystycznym samochodzie nie ma narzędzia pomagającego zmierzyć odległość za jadącym z przodu pojazdem. Dystans można z grubsza ocenić na oko, ale jak mówi stare chińskie przysłowie, na oko to chłop w szpitalu umarł. Czyli nie wiem, czy jadę 50 metrów, czy 40, czy 60.
Po drugie, o ile policja dysponuje przyrządami do mierzenia takiego dystansu, o tyle te jest problem z ich pełną legalnością. Takowy stan rzeczy może pozwolić na łatwe podważenie otrzymanego w ten sposób mandatu, co w dalszej perspektywie prowadzi do bezkarności. Skoro policji trudno jest kogoś ukarać, skuteczność egzekucji drastycznie spada.
Po trzecie w końcu, kierowcy tak czy inaczej przepis często mają po prostu w rzyci, czyli nawet nie próbują się do niego stosować. Można mieć wątpliwości w przypadku różnicy kilku-kilkunastu metrów, kiedy samochód jedzie z dużą prędkością, ale nagminna jazda na zderzaku stanowi oczywistość nawet dla kogoś z wadą wzroku.
Przepis sam w sobie jest jednak bardzo słuszny
Pomijając kwestię skuteczności jego egzekucji, zasada jest bardzo słuszna, ponieważ pokazana na nagraniu sytuacja dobitnie pokazuje, że trzeba być przygotowanym na niespodziewany bieg wydarzeń. Inaczej mówiąc, trzeba zakładać, że jadące przed nami auto w dosłownie każdej chwili może się nagle zatrzymać. Sytuacje na drodze są różne i raz będzie to bezpodstawne zatrzymanie, ale drugi raz dojdzie do reakcji łańcuchowej i ktoś staranuje sznurek hamujących samochodów.
Czas reakcji w obu przypadkach będzie dokładnie taki sam.







































