Lublin zrobił skocznię dla rowerzystów. Skończyło się wizytą w szpitalu
Czy można zrobić drogę dla rowerów, której stałym elementem są całkiem spore schody? W pogoni za innowacjami w dziedzinie aktywnej mobilności urzędnicy w Lublinie uznali, że tak.

Efekt był niestety sprzeczny z prawdopodobnymi założeniami wydziału zajmującego się promowaniem poruszania się po Lublinie na rowerze i była nim konieczność uruchomienia pojazdu spalinowego, w którym pechowy rowerzysta kontynuował swoją podróż. Na jego nieszczęście tym pojazdem spalinowym była karetka, która przewiozła cyklistę do szpitala. Najchętniej napisałbym, że było to też na nieszczęście urzędników z Lublina, ale dobrze wiemy, co im grozi - nic.
Co wydarzyło się na schodach w Lublinie?
W dużym skrócie: rowerzysta, poruszający się drogą dla rowerów w Lublinie... spadł ze schodów. Nieszczęśnik został przewieziony karetką do szpitala, a na miejscu - patrząc na zdjęcia - pojawiła się nawet policja. Początkowo pojawiły się informacje, że rowerzysta był nieprzytomny, a w sieci sugerowano, że nie zauważył schodów. Według przedstawicieli policji, z którymi rozmawiał serwis lublin112, sytuacja nie była jednak aż tak dramatyczna - poszkodowany był podobno "przytomny i kontaktowy", a całe zdarzenie nie wynikało z tego, że nie zauważył schodów, a z tego, że próbował zjechać po fragmencie przeznaczonym dla wózków i doszło do pęknięcia widelca.
Fragmenty wypowiedzi policjantów nie sugerują przy tym, żeby zauważyli na miejscu coś nieprawidłowego. Więc skoro oni nie zadają pytań, to niech będzie, że ja zadam urzędnikom z Lublina kilka - i to niezbyt przyjemnych.
Na przykład:
Skąd się wzięły schody na drodze dla rowerów?
Technicznie w tym miejscu nie ma schodów na drodze dla rowerów. Jeśli przyjrzeć się znakom pionowym, droga dla rowerów kończy się jakiś metr przed nimi, a potem zaczyna jakieś 2-3 m za nimi. O tym jednak za chwilę, bo niestety zupełnie nie jest tak, jak to sobie urzędnicy narysowali.
Same schody na tej trasie wzięły się jednak z bardzo prozaicznego i powszechnego w Polsce powodu. Lokalny wydział ds. czegoś związanego z mobilnością musiał się wykazać nowymi kilometrami tras, więc zapewne wybrano odcinki, gdzie można podzielić dotychczasowy chodnik/drogę dla pieszych na część pieszą i rowerową, do tego zrobić to jak najtaniej i proszę bardzo - można się wykazać progresem i utrzymać stanowisko.
Zgodnie z internetowymi doniesieniami tak właśnie było - lubelska Aleja Młodości, i nie tylko ona, doczekała się znaków pionowych i nagle z chodnika - zapewne używanego też przez rowerzystów - stała się drogą dla pieszych i drogą dla rowerów z prawdziwego znaczenia. Fakt, że lata temu nie była z myślą o rowerzystach planowana - stąd i całkiem spora liczba całkiem spory schodów - w niczym tutaj nie przeszkadzał. Widać zresztą na historycznych zdjęciach, że postawiono tutaj na "nie naróbmy się za bardzo":
Rok 2011:

Rok 2017, w którym powstała już obecna, dwukolorowa nawierzchnia, ale żadnego oznakowania nie było:

I rok 2023, kiedy namalowano oznakowanie poziome, ale pominięto oznakowanie pionowe, co sprawia, że dalej na dobrą sprawę mamy do czynienia z chodnikiem.

Żeby było zabawniej, te schody, które pokonały właśnie pierwszy rowerowy widelec, nie są jedynymi na tej trasie. Na drugim końcu znajdziemy bowiem taki twór:

Z którym, jak widać, rowerzyści poradzili sobie sposobem. Co jednak szczególnie urocze, cały ten ciąg - podobnie jak zresztą inne, utworzone w tym miejscu w podobny sposób, nie jest połączony z żadnym innym ciągiem rowerowym czy pieszo-rowerowym. Z jednej strony kończy się schodami, z drugiej urywa od linijki.
I gdyby ktoś pytał, to tak - większość z tych ciągów nie jest prawidłowo oznakowane. Przykładowo kilkaset metrów obok istnieje taki twór:

Który bez znaków pionowych jest nadal chodnikiem, tylko z namalowanym śmiesznym rowerem. Zdjęcie pochodzi przy tym z połowy zeszłego roku, a jeśli zerkniemy na kwiecień 2021 r., to zobaczymy, że nawet i tych elementów poziomych brak:

W skrócie: Lublin 5 lat temu zbudował dwukolorowy chodnik, po 5 latach dorysował na nim rowerek i uznał, że zostanie w ten sposób globalnym liderem zrównoważonej mobilności. Historia jak z każdego miasta w Polsce, więc czas przejść do drugiego pytania:
Czy rowerzysta mógł zauważyć, że tam są schody?
Musiał, skoro próbował po nich zjechać, ale na wszelki wypadek wysłaliśmy naszego specjalnego wysłannika na miejsce, żeby zobaczyć, jak to wygląda w praktyce. I powiedzmy - tak, jest szansa, żeby tych schodów nie zauważyć, choć rowerzysta siedzi też trochę wyżej, niż stoi człowiek robiący zdjęcie, więc pewnie może je zauważyć wcześniej.

Czy natomiast taka konstrukcja jest bezpieczna? Naprawdę trudno ją za taką uznać. Dla mieszkańców, którzy znają teren - pewnie tak. Dla kogokolwiek przyjezdnego - obecność schodów w takim miejscu zdecydowanie będzie zaskoczeniem.
Co zmusza do zadania pytania, czy organ, który zatwierdził taki projekt organizacji ruchu, faktycznie przyłożył się do weryfikacji i rzetelnej oceny tego, czy taka organizacja będzie zapewniała odpowiednie bezpieczeństwo. A jest to jego absolutnym obowiązkiem.
"Ale przecież rowerzysta ma znak końca ścieżki rowerowej, więc to jego wina".
I tu się pojawiają dwa problemy. Po pierwsze - C-13a, czyli przekreślony rower, nie oznacza, że należy zsiąść z roweru. Oznacza tylko i wyłącznie koniec drogi przeznaczonej tylko i wyłącznie dla rowerów, i zapewniającej rowerzyście specjalne przywileje. Znakiem, który nakazywałby zejście z roweru i prowadzenie go byłoby w tym przypadku tylko i wyłącznie C-16 (czyli ludzi z drogi dla pieszych).

I tutaj przechodzimy do kluczowego problemu - te znaki w ogóle nie powinny tutaj stać.
Jeśli jesteśmy odrobinę leniwi i zerkniemy tylko do rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych, dowiemy się, że znak C-13a to "koniec drogi dla rowerów" i "oznacza koniec drogi przeznaczonej dla kierujących rowerami". Póki co się zgadza, ale chcemy postępować zgodnie z prawem, więc sięgamy do rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych (i tak dalej), i wtedy dowiadujemy się, że:
Znak C-13a "koniec drogi dla rowerów" (rys. 4.2.14.1) stosuje się w celu wskazania miejsca, w którym kończy się droga dla rowerów i następuje włączenie do jezdni, na której odbywa się ruch innych pojazdów.
Oraz:
Znaku C-13a nie stosuje się, jeżeli kontynuacją drogi dla rowerów jest droga dla rowerów i pieszych, droga dla pieszych (...)
Sprawdziłem przy okazji i taki zapis funkcjonuje jako obowiązujący co najmniej od drugiej połowy 2019 r.
Co oznacza, że jeśli chcemy zakończyć drogę dla rowerów "bo tak", jak w przypadku Lublina, to nie można tego zrobić znakiem C-13a, bo jedynym dopuszczalnym zastosowaniem jest pokazanie w ten sposób rowerzystom, że kończy się DDR i zaczyna jezdnia/droga z innymi pojazdami.
Zamysłem urzędników z Lublina było prawdopodobnie zasugerowanie, że w tym miejscu jest wyłącznie droga dla pieszych, co zostało w rozporządzeniu wyraźnie i wprost zakazane. Stworzyli też przy okazji wspaniałą plątaninę, gdzie rodzic z dzieckiem w wózku musi wejść na DDR - co jest nielegalne przy obecności obok drogi dla pieszych - żeby wprowadzić wózek po pochylni, po czym... ląduje znowu nielegalnie na drodze dla rowerów i w razie kolizji z rowerem to on będzie winny. Brawo.
"Ale tak jest przecież od lat"
Mniej więcej tak wypowiadają się mieszkańcy cytowani przez lublin112.pl. Można przyjąć, że - skoro na miejscu była policja i uznała, że wszystko spoko, bo i pewnie sama opiniowała ten wspaniały projekt - to urzędnicy też uznają, że tak jest od lat i jest spoko, nawet jeśli będzie niezgodnie z przepisami. A potem odtrąbi się jakiś kolejny sukces i... dalej będzie spoko.
Zostaje już chyba tylko powtórzyć po raz kolejny apel - przestańcie już budować drogi rowerowe. Nie umiecie i nie chcecie umieć.