W końcu elektryczny kamper, który nie boi się dłuższych podróży. Fani ciszy mają nową opcję do wyboru
Uwaga - tym razem nie będzie śmieszkowania z zasięgu...

... które było jak najbardziej uzasadnione w przypadku Nissana e-NV200 w odmianie ukamperzonej. Mogliśmy nim bowiem przejechać maksymalnie 200 km i to był nasz koniec podróży. Albo szukaliśmy gniazdka lub stacji ładowania, albo mogliśmy się przekonać na własnej skórze, jak dobrze żyje się w głuszy w takim kamperze, bez dostępu do udogodnień, które oferuje współczesny świat.
LEVC e-Camper ma natomiast zasięg... 98 km.
Tyle tylko, że jeśli nawet wskaźnik elektrycznego zasięgu spadnie do zera, to nie oznacza to, że stajemy w miejscu i nic nie możemy zrobić. e-Camper bazuje bowiem na osobowej wersji VN5, dziedzicząc po niej też układ napędowy.
Czyli tak - możemy jechać na samym prądzie przez niecałe 100 km (pewnie mniej, jeśli zapakujemy całą rodzinę i wakacyjne graty), a po przekroczeniu tej bariery... dalej jedziemy na prądzie. Tyle tylko, że za jego generowanie odpowiada już 1,5-litrowy silnik spalinowy. Jeśli nie chcemy go uruchamiać - szukamy stacji ładowania. Ale jeśli nie ma jej w pobliżu, to po prostu tankujemy w kilka minut benzynę na najbliższej stacji benzynowej i ruszamy dalej w trasę.
W sumie możemy pokonać tak na jeden raz (przy pełnym zatankowaniu i naładowaniu) maksymalnie 489 km. I przy okazji chwalić się znajomym, że uznajemy tylko samochody z napędem na tył - bo właśnie przy tylnej osi umieszczono elektryczny silnik napędzający całą kostrukcję.
Na brak miejsca w środku nikt nie powinien narzekać.
Wprawdzie LEVC udostępnił jak na razie tylko jedno zdjęcie wnętrza i nawet nie jest to zdjęcie, a rysunek, ale można spokojnie założyć, że wymiary będą w większości zbliżone do VN5. Czyli będziemy mieli do czynienia z autem o długości 5,23 m, wysokości 1,99 m, szerokości 1,95 m (bez lusterek) i rozstawie osi 3,39 m. Ładowność w wersji użytkowej wynosi 830 kg - tutaj będzie pewnie trochę mniej, biorąc pod uwagę kamperową zabudowę, której w tańszym wariancie brak.
Z raczej oszczędnego komunikatu prasowego można się jeszcze dowiedzieć, że wewnątrz przygotowano miejsca noclegowe dla maksymalnie 4 osób, kuchenka jest (oczywiście) elektryczna, na dachu znajduje się rozkładany namiot, a nadwozie ma być gotowe na przyjęcie wszelkiej maści uchwytów na np. rowery, kajaki i wszystko inne, czym interesują się aktywni i dynamiczni ludzie.
Wnętrza z perspektywy kierowcy niestety nie pokazano w ogóle, ale pewnie będzie wyglądać podobnie jak w VN5 - czyli będzie mniej więcej odpowiedzią na pytanie, jak wyglądałyby nowe modele Volvo, gdyby Szwedzi postanowili rywalizować cenowo z Dacią:
Tyle tylko, że e-Camper wcale tani nie będzie.
Bo i dlaczego miałby być tani, skoro ludzie chcą kamperów? I o ile za VN5 w najtańszej odmianie trzeba zapłacić od 38 500 funtów, tak e-Camper będzie startował od 73 000 euro i to - według komunikatu prasowego - bez doliczenia VAT-u. Na dzień dobry trzeba więc liczyć się z wydatkiem w okolicach 330 000 zł... plus VAT.
Czy warto? O tym napiszemy już pewnie niebawem, chociaż na razie na przykładzie - zapewne - VN5. Sam e-Camper trafi bowiem do sprzedaży... w sumie nie do końca wiadomo kiedy. Póki co firma przyjmuje nie tyle nawet rezerwacje, co zainteresowania, a fizyczna premiera pierwszych egzemplarzy przewidziana jest na koniec tego roku. Na najbliższe wakacje lepiej więc pomyśleć o innym kamperze.