REKLAMA

Łap za koło. Uchwyt rowerowy Thule UpRide 599 - recenzja

Są takie rowery, których nie powinno się montować na dachu za ramę. Są też takie, których nie chcemy montować w ten sposób. A jednak czasem musimy przewieźć rower kilkadziesiąt albo kilkaset kilometrów, jednocześnie nie chcąc demontować przedniego koła. Na szczęście i na to jest rozwiązanie. 

Łap za koło. Uchwyt rowerowy Thule UpRide 599 – recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Tym rozwiązaniem jest testowany bagażnik rowerowy Thule UpRide. Ale po kolei.

Co w tym UpRide takiego ciekawego (i czym różni się od tańszego ProRide)?

Głównym powodem istnienia UpRide jest to, że możemy dzięki niemu zamontować rower na dachu bez:

  • montowania uchwytu na ramie roweru (tak jak w ProRide) - to z pewnością ucieszy właścicieli rowerów z karbonowymi ramami,
  • demontażu przedniego koła - to ucieszy z kolei tych, którzy nie lubią zaczynać wyjazdu od procesu demontażu i późniejszego montażu koła. Nie mówiąc już o przewożeniu go osobno we wnętrzu auta.

W przypadku UpRide na dach wrzucamy cały rower, a uchwyt trzyma wyłącznie za przednie koło - rama jest całkowicie wolna.

Chwytanie za przednie koło wpływa też na uniwersalność tego bagażnika. Możemy na nim zamontować niemal dowolny rower (fatbike'i wymagają dedykowanych rynienek, cena: 89 zł), bez względu na rozmiar koła (20-29", szerokość opony do 3", masa do 20 kg). Tak, rowery elektryczne, gdzie na ramie znajduje się np. akumulator, też można przewozić w ten sposób. O ile oczywiście nie przekroczymy dopuszczalnej masy całkowitej.

Jak to się montuje?

Bez zbędnej filozofii. Najpierw odchylamy pałąk numer 1 (ten czarny), który zablokuje nam rower po włożeniu na dach i pozwoli na dalsze operacje. Powiedziano mi przy tym, że najlepiej ustawić go jeszcze na ziemi na odpowiednią długość dla moich kół, ale zignorowałem te rady i bez problemu dokonałem niezbędnych poprawek już na dachu.

Po odbezpieczeniu elementu numer 1 (uwaga - nie ma blokady wychylenia do przodu. Jeśli puścimy w złym momencie, możemy sobie zbić szybę), wrzucamy rower na dach. Trafiając przy tym w dwie rynienki (ruchome, można dostosować łatwo do długości roweru) na koła.

Po tej operacji możemy dokonać małych korekt ustawienia roweru - już bez konieczności trzymania go. Przy czym nie będę ukrywał - w przypadku ProRide miałem wrażenie, że całość opierająca się na ramowym uchwycie była odrobinę stabilniejsza. Z drugiej strony - nic nie spadło mi na głowę, więc nie mam powodów do narzekania.

Jeśli wszystko jest ok, podnosimy pałąk numer 2 i blokujemy go (pod kątem prostym) na elemencie numer 1, potem jeszcze dociągamy specjalną wajchą aż usłyszmy odpowiedni klik i już. Brzmi trochę skomplikowanie, ale w ogóle takie nie jest.

Cały proces montażu roweru zajmuje może ze 2-3 minuty. Podobnie jak proces montażu całego uchwytu rowerowego na bagażniku bazowym (tu wystarczy wsunięcie w odpowiednie prowadnice i dokręcenie standardowych klipsów). Wszystko bez narzędzi i bez większej siły.

I to tyle - nasz rower jest już prawie całkowicie gotowy do drogi. Można jeszcze tylko dopiąć koła dodatkowymi taśmami i już - ruszamy w drogę.

PS Tak, można samodzielnie w maksymalnie kwadrans przerobić UpRide'a tak, żeby pasował do montażu po prawej lub lewej stronie bagażnika. Nie musimy się więc martwić, co się stanie, jeśli UR jest naszym n-tym bagażnikiem, który planujemy zamontować na dachu.

I to się naprawdę trzyma?

Pociągając za ten szary element zwalniamy blokadę czarnego ramienia uchwytu. W miarę wysuwania ramienia widoczne są informacje o tym, jaki rozmiar koła zmieści się przy obecnym ustawieniu.

Tak, chociaż przyznam, że pierwszy przejazd w moim wykonaniu był trochę niepewny - do tej pory jeździłem głównie z uchwytami za ramę i byłem z tego rozwiązania bardzo zadowolony. Szczęśliwie jednak przy drugim przejeździe nie miałem już co do UpRide żadnych wątpliwości i z powodzeniem poruszałem się z takim bagażem (oczywiście z zainstalowanym rowerem) po autostradach i drogach szybkiego ruchu, a także po dziurawych do przesady drogach Dolnego Śląska.

I absolutnie nic się nie stało - ba, nawet nie bardzo było co poprawiać na moich zwyczajowych zatrzymaniach sprawdzających po kilkuset metrach przejechanych z rowerem na dachu. Tak jak w ogłoszeniach od handlarzy - nic nie stuka, nic nie puka. Mimo dość specyficznego chwytu nie ma szans, żeby zgubić dobrze zapięty rower. A że to Thule, to bardzo, bardzo, bardzo trudno jest go zapiąć źle. Mi nie udało się to ani razu, a to już spora rekomendacja (bo jeśli coś ma mi pójść źle, to tak właśnie idzie).

Trzeba tylko pamiętać, że w przypadku UpRide zalecana prędkość maksymalna do 130 km/h - i z taką właśnie maksymalnie jeździłem (według GPS, nie prędkościomierza), bez najmniejszych nawet kłopotów.

Choć, z drugiej strony, sposób montażu roweru w UpRide nie zapewnia aż takiej sztywności, jaką zapewnia ProRide. Nie da się dokręcić roweru w tym bagażniku tak, żeby nie drgał ani o kawałeczek. Ale i nie ma co się obawiać, że - mimo niecodziennej konstrukcji - będzie się przesadnie bujał. Nic z tych rzeczy.

A po dojechaniu na miejsce?

Proste - zwalniamy jedno ramię uchwytu, rower nie spada nam na głowę, zdejmujemy go spokojnie, składamy drugie ramię uchwytu i możemy ruszać w trasę.

Jeśli natomiast nie planujemy od razu jeździć na rowerze, możemy przypiąć go do bagażnika specjalną linką, umocowaną w tylnej części uchwytu (a właściwie wyciąganą z wnętrza). Jest oczywiście zabezpieczona odpowiednim zamkiem (można go podmienić na ten z systemu One-Key i mieć jeden klucz do wszystkiego).

Ewentualnie można jeszcze dokupić zestaw blokad na paski trzymające koła (45 zł).

Wszystko super, ale chyba jakieś wady muszą być?

Po lewej ProRide. Taki jakby mniejszy...

I oczywiście są, cudów nie ma. Przy czym najważniejsze są dwie z nich.

Po pierwsze - rozmiar i masa, przynajmniej w porównaniu do użytkowanego przeze mnie na co dzień ProRide'a. ProRide ma masę 4,2 kg i wymiary 145 x 32 x 8,5 cm. UpRide jest z kolei aż o 3,5 kg (!) cięższy i ma wymiary 163 x 31,5 x 10,5 cm. Nie sądzę, żeby robiło to gigantyczną różnicę w kwestii miejsca na dachu dla większej liczby uchwytów, ale... robi przy noszeniu tego bagażnika do samochodu. Tak, zdecydowanie powinienem trochę poćwiczyć.

Druga wada dotyczy ceny. ProRide, który jest naprawdę świetnym bagażnikiem, kosztuje według Thule 539 zł, a w sklepach kupicie go jeszcze taniej. UpRide kosztuje z kolei... 839 zł. 300 zł więcej.

Sporo, szczególnie jeśli przemnożymy tę różnicę przez liczbę bagażników, które musimy kupić np. na potrzeby całej rodziny. Z drugiej strony - nikt nie każe nam kupować UpRide'a dla wszystkich. To rozwiązanie idealne w dwóch sytuacjach - kiedy mamy drogą, np. karbonową ramę, której nie chcemy zgniatać (lub ryzykować zgniatania) lub kiedy mamy niestandardową ramę, za którą nie da się chwycić standardowym uchwytem.

I w takich sytuacjach 300 zł przestaje się wydawać już aż taką wielką dopłatą.

Na plus:

  • solidna, aluminiowa konstrukcja
  • nie da się go źle zamontować i źle zamontować na nim roweru - właściwie wszystko jest na klik i wiadomo, kiedy jest złożone poprawnie
  • wbrew pozorom - banalnie proste montowanie roweru
  • wbrew pozorom numer 2 - świetnie trzyma rower w każdej sytuacji
  • pasuje do właściwie każdego roweru - niezależnie od rozmiaru, przeznaczenia i kształtu ramy (chyba że jest bardzo, bardzo blisko koła)
  • wbudowane zabezpieczenie z zamkiem (i obsługą One-Key)
REKLAMA

Na minus:

  • większy i cięższy od bardzo dobrego ProRide'a
  • drogi (choć przy ramie za kilka tysięcy złotych niespecjalnie)
  • do przewożenia Fatbieke'a trzeba dokupić dodatkowy zestaw (na szczęście niezbyt drogi)
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA