Oczywiście, że hybrydowy Jeep Wrangler nadaje się do jazdy po bezdrożach. Znaczy tych z ładowarką
Ach te prawdziwe samochody terenowe. Ta wolność, którą gwarantują. Ta obietnica przejechania każdą, nawet najbardziej absurdalną i niecywilizowaną trasą. Ta konieczność szukania ładowarki na początku szlaku... zaraz, co?
No dobrze, może i ładowarki nie trzeba będzie szukać, bo w końcu Wrangler 4xe jest hybrydą typu plug-in, a nie samochodem elektrycznym, więc jak zabraknie prądu, to po prostu pojedzie na benzynie. Ale tak - Jeep (czy tam Stellantis) wpadł właśnie na nowy pomysł - zbuduje przy wybranych szlakach w Stanach Zjednoczonych... ładowarki.
Posiadacze Wranglera 4xe będą mogli przy tym skorzystać z nich za darmo. Oczywiście po tym, jak pobiorą osobną aplikację, zalogują się w niej, a potem pewnie podadzą wszystkie swoje dane, włącznie z numerem buta, zresetują telefon, bo coś nie będzie działać i tak dalej.
I teraz widzę taki piękny scenariusz
A właściwie to trzy.
Pierwszy jest taki, że ktoś jedzie swoim Wranglerem 4xe na początek szlaku w trybie uczciwym-hybrydowym. Zasięg 4xe na prądzie nie jest zbyt wielki i według EPA wynosi 21 mil, czyli niecałe 34 km. Przy amerykańskich odległościach, gabarytach Wranglera, jego aerodynamice i zapotrzebowaniu na energię, można założyć, że na miejsce dotrze z akumulatorem bliskim rozładowania. A że nie po to kupił 4xe, żeby wyć silnikiem w dziczy, podłącza się do ładowarki. Teraz musi już tylko poczekać około 2 godzin, bo właśnie tyle zajmuje ładowarkom instalowanym przy szlakach uzupełnienie energii w akumulatorach.
Cudownie. Teraz może w trybie eko-elektryczno-bezemisyjnym przejechać 34 km. Tzn. na pewno tyle nie przejedzie, bo absolutnie nie wyobrażam sobie, żeby targany w terenie Wrangler, który w tej wersji ma masę 2,4 tony, przejechał na prądzie taki dystans, skoro testy EPA raczej nie przewidują takich warunków.
Żeby było jeszcze zabawniej, Jeep podał już informacje o 3 trasach, przy których staną ładowarki. Pierwszy z wymienionych, Rubicon Trail, ma co najmniej 35 km. Co oznacza, że jeśli ktoś naładuje akumulator do pełna - przypominam: stojąc pod ładowarką dwie godziny - to i tak nie przejedzie go w całości elektrycznie. Nawet w najczystszej zasięgowej teorii, zakrawającej już o zdecydowanie chorobliwy optymizm. Czyli dostajemy auto elektryczno-spalinowe przeznaczone do jazdy w terenie, które w trybie elektrycznym niezbyt poradzi sobie w terenie. Nawet jeśli naładuje się tuż-tuż przed nim.
Drugi scenariusz jest taki, że ktoś dojedzie na miejsce w trybie czysto spalinowym (pewnie da się taki wymusić). Ma to sens - w końcu na autostradach i tak większość samochodów burczy i dymi, więc lepiej zachować cichą jazdę na bezdroża. Nie ma to sensu, bo przez całą drogę będziemy wieźli ze sobą kilkaset kilogramów balastu (zwykły Wrangler ma masę nieco ponad 2 ton), którego nie będziemy przez większość czasu używać.
Zyskujemy tyle, że fragment segmentu off roadowego przejedziemy na prądzie i ruszymy na niego dwie godziny wcześniej niż osoba z poprzedniego przykładu. Acha - jeśli będziemy starać się jeździć w terenie jak najwięcej z prądem, to na końcu trasy będziemy mieć pewnie bliski rozładowania akumulator. Więc albo teraz odstoimy swoje dwie godziny pod ładowarką, albo znowu wracamy z balastem, który na autostradach naładujemy raczej symbolicznie i pewnie kosztem podwyższonego spalania.
Jest jeszcze trzeci, najbardziej realistyczny scenariusz - wszyscy miłośnicy jazdy po szlakach (tych szlakach dla samochodów...), nawet ci z Wranglerem 4xe, będą mieli głęboko w pompie te całe ładowarki, to stanie godzinami przed wjazdem na szlak i po prostu ruszą na niego tak, jak przyjechali. Chyba że zostawią swoją hybrydę na parkingu i wybiorą wariant pieszego zwiedzania - wtedy te dwie godziny ładowania nie będą straszne.
Gorzej, jeśli do takich parkingo-ładowarek podjedzie osoba z pierwszego scenariusza i cały jej plan weźmie w łeb...