Jaguar-Land Rover odkrył, jak sprzedawać więcej samochodów. Mechanicy ich nienawidzą
Podobno wystarczy robić samochody, które - proszę o werble - się nie psują.
I już, w ten prosty sposób - przynajmniej według prezesa Jaguar Land Rover - można sprzedawać o ponad 100 000 samochodów więcej każdego roku. Chociaż jego twierdzenie było raczej skonstruowane w drugą stronę - przez to, że Jaguar Land Rover ma problemy z jakością swoich produktów, rocznie sprzedaje się o ponad 100 000 mniej aut tej grupy, niż gdyby się nie psuły, a klienci byliby z nich zadowoleni. W sumie na jedno wychodzi.
Żeby nadać temu jakąś perspektywę, Jaguar Land Rover sprzedał w zeszłym roku niemal 426 000 samochodów, przy czym sprzedaż rok do roku skurczyła się o niemal jedną czwartą. Oczywiście winnym tego był COVID, ale jest to spadek porównywalny do tej szacunkowej straty wywołanej problemami z jakością. Czyli wychodzi na to, że problemy jakościowe JLR są wirusem toczącym firmę od dłuższego czasu.
Tak, bardzo szybko się zorientowali.
Na naszym redakcyjnym Slacku kilkukrotnie padało już w ostatnich latach pytanie o to, czy warto kupić używanego Land Rovera albo Jaguara. Dyskusja wyglądała mniej więcej tak:
- Panowie, czy warto kupić używanego Lan...
- NIE!!!!!!!!!!
I na tym się przeważnie kończyła. Podejrzewam, że nawet osoby z naszej redakcji, które z trudem rozróżniają, gdzie samochód ma przód, a gdzie tył, doskonale już wiedzą, jaka jest jedyna słuszna odpowiedź na to pytanie. Nawet jeśli w sumie nie bardzo wiedzą, czym jest Land Rover i dlaczego ktoś chciałby go kupić.
Nie jest to w żadnym razie odosobniony przypadek. Jeśli produkty JLR z czegoś słyną - może poza brytyjskim stylem i zdolnościami terenowymi w zależności od marki lub modelu - to właśnie z awaryjności. I nie jest to kwestia ostatnich 2, 5 czy 7 lat. To od dawna była stała cecha produktów tych marek - i niewiele pomaga tutaj fakt, że w niektórych przypadkach do naprawy wystarczył młotek i kawałek drutu. A czasem i sam młotek.
Nie pomogło nawet przejęcie brytyjskich marek przez firmę Tata Motors i wpompowanie w nie miliardów dolarów, a także wprowadzenie nowych procedur testowych. Produkty JLR regularnie zajmują końcowe miejsca w rankingach niezawodności i to nawet pomimo tego, że na zerwanie z przeszłością, po przejęciu przez Tata Motors, było kilkanaście lat.
Tak więc minęło sobie te kilkanaście lat i prezes JLR stwierdza, że problemem jest awaryjność produkowanych przez jego firmę samochodów. Mogłem to za darmo podpowiedzieć w okolicach 2008 r.
Ale, ale! Jest rozwiązanie!
Podobno już teraz widać pierwsze efekty wprowadzonych jakiś czas temu zmian i poziom niezadowolenia z najnowszych modeli jest na rekordowo niskim poziomie. Ciekawe podejście i ciekawy wskaźnik - choć chyba warto byłoby przyjrzeć się raczej poziomowi zadowolenia. Ale od czegoś trzeba zacząć.
Kolejnym krokiem ma być produkowanie mniejszej liczby samochodów - i to nawet o 1/4 w ciągu najbliższych 5 lat. W sumie proste - im mniej się produkuje i sprzedaje, tym mniej niezadowolonych klientów lepiej można dopracować każdy egzemplarz. Chociaż z drugiej strony, jeśli teraz JLR traci 1/4 sprzedaży przez usterkowość swoich aut, to jeśli sam zrezygnuje z 1/4 obecnej produkcji i sprzedaży, to... gdzieś tu się chyba pogubiłem.
Ale nieistotne, w Excelu się zgadzało i już jest wpisane w odpowiednie komórki, zostawmy jak jest. Chyba że plan obejmuje zaniechanie produkcji tych samochodów, które się psują albo tej części, której nie kupują nie-klienci. To wtedy robi się całkowicie logiczne. Chyba. I tak teraz pewnie pójdziecie sprawdzić, po ile chodzą używane P38.