REKLAMA

Elon Musk wiercił, wiercił, aż stworzył podziemny buspas dla taksówek. I to nawet ma sens

Dobra wiadomość: udało się osiągnąć przepustowość nawet większą, niż początkowo wyliczano. Zła: nie w każdym przypadku taki system się sprawdzi. 

Elon Musk wywiercił podziemny tunel dla taksówek. I to nawet ma sens
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy od tej dobrej wiadomości. Przeprowadzone niedawno testy krótkiego tunelu wykopanego pod Las Vegas pokazały, że przepustowość tego systemu wynosi ponad 4400 pasażerów na godzinę, a to jeszcze nie koniec. Usprawnienia mają podnieść ją do ponad 5000 pasażerów na godzinę, a cała pętla w Las Vegas ma mieć przepustowość 55 000 osób w ciągu godziny.

A przynajmniej tak wynika z tego tweeta:

Zaraz, jaki system?

System podziemnych tuneli, po których będą poruszać się - docelowo - autonomiczne Tesle. Przy czym warto tutaj od razu wyjaśnić kilka kwestii.

Po pierwsze - to nie działa tak, że kupujemy sobie Teslę, a potem wjeżdżamy do tunelu-tylko-dla-Tesli i omijamy korki na powierzchni. Całość jest zbliżona swoim działaniem do metra skrzyżowanego z taksówkami. Albo raczej do taksówek, które po prostu jeżdżą pod ziemią.

W skrócie: przychodzimy na stację (na ziemi albo pod ziemią), wsiadamy do samochodu, samochód jedzie do wybranego przez nas punktu i... to tyle. Wysiadamy i dalej poruszamy się już w inny sposób.

Stacje póki co są tylko trzy, a całość ma długość mniej niż 3 kilometrów. Przy czym biorąc pod uwagę, że to faza wczesnych testów - z długości całej linii raczej nie ma się co śmiać. Tym bardziej, że to Stany Zjednoczone - jestem pewien, że multum osób decydowało się przejechać ten odcinek prywatnym samochodem po powierzchni.

Zalety? Według Boring Company, czyli firmy, która stoi za tym projektem, jest ich kilka. Przede wszystkim mamy wpływ na to, z kim chcemy jechać - jeśli nie lubimy ludzi i co za tym idzie, komunikacji publicznej, to nie musimy z nikim dzielić przejazdu. Nie ma też raczej korków, nie zatrzymujemy się na stacjach pośrednich, a prędkość Tesli w tunelu ma być zauważalnie wyższa niż metra. Plus stacje w takim systemie mogą być wielokrotnie mniejsze niż stacje metra, więc można je robić nawet w zatłoczonych miejscach.

Niższy ma być też koszt wiercenia takich tuneli (cóż innego ma napisać firma, która wierci te tunele), przy czym niższy koszt może wynikać po części z rozmiaru samego tunelu, w którym ledwo mieści się jedno auto.

Czyli, w pewnym uproszczeniu, mamy taksówkę, którą łapiemy na powierzchni, zjeżdżamy nią pod ziemię i wysiadamy na końcu trasy. Żeby było śmieszniej, to na razie skojarzenie z taksówką jest tym wyraźniejsze, że podczas niedawnych jazd pokazowych w każdej Tesli... siedział kierowca.

Ale niech będzie, że to tylko faza testowa i kiedyś kierowca będzie zbędny. Kiedyś. Na razie nie ma to większego znaczenia, bo i tak tunele nie są jeszcze otwarte dla publiczności.

No i po co, to skoro jest metro?

Argument o metrze jest podstawowym argumentem przeciw tunelom Tesli. I owszem - metro bije te tunele na głowę pod względem przepustowości, wymaga jednego kierowcy na kilkudziesięciu albo raczej kilkuset pasażerów, pociągi są raczej bardziej odporne na upływ czasu niż samochody, a do tego... metro znamy, więc się go nie boimy, jak ma to miejsce w przypadku nowinek.

Tyle tylko, że nie wszędzie są środki i warunki na budowę pełnowymiarowego metra. Nie wszędzie takie pełnowymiarowe metro, oplatające całe miasto, jest też niezbędne. Czasem wystarczyłby jakiś względnie krótki odcinek, żeby przynajmniej w danej okolicy zmniejszyć liczbę samochodów na powierzchni. I tak np. jest właśnie w Las Vegas, gdzie teslo-metro będzie jeździć na początku w okolicach ogromnego centrum konferencyjnego. Nie byłoby to więc pełnoprawne zastępstwo dla metra czy innych form transportu masowego, a jakaś alternatywa, możliwa do zastosowania tu i tam.

REKLAMA

W żaden sposób nie zmienia to faktu, że to dalej są po prostu taksówki jadące po podziemnym buspasie, ale jeśli kogoś przekona wizja takiej hybrydy indywidualnego i zbiorowego transportu, to dlaczego nie? W końcu każdy taki podróżnik w tunelu, to jedno auto mniej na powierzchni. A jedno auto mniej na powierzchni, to korek krótszy o jedno auto. Proste.

Żeby było przy tym zabawnie - na początku pisania tego tekstu uznałem, że cały ten pomysł nie ma najmniejszego sensu, bo przecież jest metro (albo może być). A potem sam przekonałem się, że jednak może tu być sens. Zresztą - jak podpowiada redakcyjny kolega Grzegorz - może nawet w tym wszystkim nie chodzi i tak o transportowanie ludzi. W końcu Boring Company jest firmą od wiercenia, która opracowuje m.in. własne maszyny do wiercenia tuneli. Jeśli więc pomysł z wożeniem ludzi Teslami pod ziemią nie wypali, mogą po prostu licencjonować albo sprzedać rozpoznawalną i pewnie względnie niedrogą technikę wiercenia tuneli. Na to pewnie zawsze znajdą się kupcy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA