Elektryczny skuter zepsuł się z nagła podczas jazdy, więc aplikacja nałożyła na mnie karę
Godzina 21, jest już ciemno. Jadę skuterem miejskim, wymija mnie auto, a za mną jedzie tir. Nagle skuter podczas jazdy z maksymalną szybkością pada trupem. I dobrze, że tym razem tylko on.
Wczorajszej nocy spotkała mnie najniebezpieczniejsza sytuacja drogowa, w jakiej uczestniczyłem od lat. Wszystko za sprawą wypożyczonego elektrycznego skutera miejskiego, który nagle stracił zasilanie. W ciemności, w czasie jazdy z pełną prędkością, na ruchliwej ulicy.
To miał być standardowy powrót do domu skuterkiem
Zarezerwowałem skuter firmy Blinkee.city w aplikacji mobilnej, sprawdziłem jego zasięg, który według aplikacji wynosił ponad 30 km, założyłem kask i ruszyłem w drogę.
Moją uwagę przykuło to, że skuter rozpędzał się do 45 km/h zamiast do zwyczajowych 50, no ale nigdzie mi się nie spieszyło, tym bardziej, że było już zupełnie ciemno. W pewnym momencie na trasie miałem rondo, z którego zjechałem. Za mną zaczynał rozpędzać się tir, a lewym pasem wymijały mnie auta, które już nabrały większej prędkości po zjeździe z ronda.
I wtedy zasilanie w skuterze padło
Jadąc 45 km/h, z tirem za plecami i z rozpędzonymi autami na sąsiednim pasie, nagle straciłem zasilanie w skuterze. Zgasło wszystko: oświetlenie, kontrolki i przede wszystkim silnik.
Przez kilka pierwszych sekund nie wiedziałem, co się właśnie wydarzyło, ale czułem, że zrobiło się skrajnie niebezpiecznie. Odruchowo zacząłem hamować. Dopiero po chwili zrozumiałem, że przestałem być widoczny dla innych kierowców na drodze.
Zjechałem jak najbliżej krawężnika, inne pojazdy mnie wyminęły, a kiedy zrobiło się luźniej, przeprowadziłem skuter pod pierwszy zjazd na posesję. Towarzyszył mi akompaniament systemu alarmowego, który myślał, że właśnie kradnę wyłączony skuter.
Roztrzęsiony chwyciłem za aplikację, ale mój skuter zniknął z systemu. Po kilku próbach udało mi się zakończyć jazdę, a system obciążył mnie karą finansową za to, że zostawiłem skuter poza strefą jazdy. Tak się składa, że jechałem do kolejnej strefy, która jest wysepką poza głównym obszarem w centrum miasta. Taką trasę pokonywałem już dziesiątki razy. Tym razem mogłem tylko poprowadzić skuter do strefy, problem w tym że on cały czas wydawał głośny sygnał informujący o próbie kradzieży, więc pomysł ten nie wchodził w grę.
Może i aplikacja nałożyła karę, ale za to nie pozwoliła skontaktować się z obsługą
Owszem, w aplikacji znalazłem zakładkę "Kontakt", ale infolinie są co najwyżej w Szwecji, Słowacji, czy Rumunii. Polak musi zadowolić się mailem. Oczywiście napisałem wiadomość, a automat wysłał mi informację, że Blinkee.city odniesie się do mojego problemu w ciągu 30 dni. To kupa czasu, może gościu zapomni. Pora na CS-a.
Szyny były złe, a podwozie też było złe
Co w tej sytuacji poszło nie tak? Zasadniczo wszystko:
- aplikacja twierdziła, że skuter pozwoli przejechać dystans ponad 30 km, a zasilanie padło już po 5. Może to akumulator, może to jej urok, a może awaria - mało mnie to obchodzi;
- skuter wyłączył się bez żadnego ostrzeżenia, do tego podczas jazdy z maksymalną szybkością;
- nie było żadnego awaryjnego systemu oświetlenia, który zapewniłby widoczność mojej pozycji po zmroku;
- doraźna obsługa klienta nie działa, a infolinia po prostu nie istnieje. To skandal, bo skutery można wypożyczać 24/7, więc w takim samym zakresie powinna działać infolinia;
- wisienką na szczycie tortu jest kara finansowa nałożona na mnie za porzucenie skutera poza strefą zwrotów. Niby to tylko 30 zł, ale niesmak pozostaje.