REKLAMA

Miałem szczęście. Udało mi się kupić taki samochód używany, jaki chciałem

Nie da się ukryć, że miałem trochę szczęścia. Można by nawet stwierdzić, że to przeznaczenie. No i proszę - mam takie auto używane, jakie sobie wymarzyłem.

auto używane
REKLAMA
REKLAMA

„No dobra, powiedz jakie!”, „czy to Lotus Esprit V8? Albo chociaż Honda NSX?”, „pffff, pewnie znowu Ford”. Okej, okej, już odpowiadam.

Tak, to auto używane to Ford

Konkretnie: Ford Galaxy. Jak być może czytaliście kilka dni temu, mocno zastanawiałem się nad zakupem egzemplarza z uszkodzonym silnikiem ze względu na jego bardzo niską cenę. Gdyby wszystko poszło jak należy, to nawet po wymianie silnika koszt całości wyniósłby mniej niż średnia cena takich aut. Ale popytałem w różnych miejscach, w tym i Was, no i proszę: udało się wybić mi z głowy ten pomysł.

W tamtym tekście wrzuciłem jednak takie jedno zdjęcie. Zdjęcie Galaxy w naprawdę ładnej konfiguracji, za którą w dużym stopniu odpowiadają rewelacyjne felgi. Co ja się będę produkować, macie je jeszcze raz:

auto używane

Pod zdjęciem widniał podpis o treści: „Takiego to bym bardzo chciał. Ale nawet wśród diesli trudno o taką konfigurację.” Jak można się z tego domyślić, interesowały mnie wyłącznie egzemplarze z silnikami benzynowymi - a wartych uwagi benzynowych S-Maxów i Galaxy spełniających moje kryteria to za bardzo nie ma w ogłoszeniach. Ale wiecie co?

Dwa dni po napisaniu tamtego tekstu niemal identyczne auto pojawiło się na sprzedaż

Niemal, bo ma inny kolor nadwozia - ale nie szkodzi, bo też ładny i pasujący do Galaxy. Cóż było robić - napisałem do red. Adamczuka, czy byłby tak uprzejmy i sprawdził dla mnie ten samochód, w międzyczasie organizując finansowanie. W sensie, że finansowanie organizowałem ja. Pytałem o nie Mikołaja, ale nie wiedzieć czemu nie odpisał. <śmiech z taśmy>

Sam nie wiem, czy bardziej chciałem żeby to był niewart uwagi grat (bo obawiałem się przesiadki z Mondeo), czy wręcz przeciwnie. Treść ogłoszenia zdecydowanie wskazywała na opcję „wręcz przeciwnie”, a Mikołaj umówił się z właścicielem Forda na stacji kontroli pojazdów znanej z wyjątkowej upierdliwości dociekliwości.

auto używane
fot. Mikołaj Adamczuk

Okazało się, że jest naprawdę dobrze - znaleziono tylko dwa drobne problemy do usunięcia, w tym uszkodzony łącznik elastyczny układu wydechowego - o czym informował sam właściciel w ogłoszeniu. Sprawdzono pojazd czujnikiem lakieru - niemal cała karoseria ma oryginalny lakier, nieco grubsza jego warstwa jest tylko pod jedną z tylnych lamp. Jazda próbna też przebiegła pomyślnie.

Cóż mogłem zrobić? Już tylko kupić bilet na pociąg

I wstać o 3:30 nad ranem. Ale przynajmniej pograłem sobie w Gran Turismo wpół do piątej rano na dworcu.

Potem dojazd do sprzedawcy, oględziny, jazda próbna... i dobicie targu. Z jednej strony było mi trochę szkoda, że nie udało się bardziej zejść z ceny, z drugiej - po prostu nie miałem na to argumentów (a przynajmniej tej wersji będę się trzymać). To auto było używane przez sprzedającego tylko przez jakieś 2 lata, ale znał je niemal na wylot i nie oszczędzał na niczym - w związku z czym mi odeszło naprawdę sporo poważnych wydatków w perspektywie nie miesięcy, a lat. Chodzi m.in. o takie kwestie jak nowe sprzęgło i dwumasa, nowe hamulce, renowacja dwóch kompletów felg czy zakup nowych opon letnich. W Galaxy nie ma żadnej chińszczyzny - jeśli coś było wymieniane, to na markowe części. Co więcej, dostałem też zeszyt, w którym już kilku poprzednich właścicieli zapisywało wszystko, co robili przy aucie - zwykle takie artefakty kojarzą się z pojazdami typu Wartburga 353 odkupowanego od pana rocznik 1920, a tu proszę - fajna niespodzianka. No naprawdę chciałem mieć jakieś argumenty na bardziej zaciętą walkę cenową, próbowałem nawet przybrać minę naszego ulubieńca z TVN Turbo, no ale nie udało mi się.

No i mam. I nie, Ford Galaxy nie jest czymś w rodzaju Mondeo w wersji minivan - różni się od niego znacznie bardziej niż się spodziewałem, nawet w takich kwestiach, których bym w ogóle nie brał pod uwagę - jak np. reakcja na dodanie gazu, która w dość statecznym przecież Mondeo jest zdecydowanie bardziej wyostrzona. Ale na zakrętach Galaxy daje niemal równie dużo przyjemności, co można chyba traktować jako spory sukces, biorąc pod uwagę o 300 kg większą masę własną. Innymi słowy: lepiej się tego zrobić w tym segmencie nie da (sprawdzić, czy nie S-Max). A pierwsza przejażdżka dzieciaków nowym nabytkiem zakończyła się ich zapadnięciem w błogi, głęboki sen. Jeśli to nie jest rekomendacja dla auta rodzinnego, to nie wiem co nią jest.

Słowo na koniec: nie warto się zniechęcać

Ja co prawda szukałem auta dopiero od kilku tygodni, ale wiem, że niektórzy robią to miesiącami czy nawet latami w poszukiwaniu tego jedynego egzemplarza wymarzonego samochodu. Wiem też natomiast, że gdyby nie łut szczęścia, zwykły ślepy traf, to skończyłbym ze znacznie gorzej wyposażonym autem, bez tych cudownych felg, i na dodatek pewnie dopiero w 2023 r. - a może i w ogóle musiałbym kupić coś innego, jak choćby Renault Espace.

I właśnie o to chodzi: jeśli auto używane jest czymś, czego właśnie szukacie, regularnie przeglądajcie ogłoszenia. W serwisach ogłoszeniowych ustawcie sobie powiadomienia o nowych ofertach zgodnych z Waszymi kryteriami. Jeśli pojawia się coś ciekawego, od razu zadzwońcie czy chociaż napiszcie. Przygotujcie sobie wcześniej listę pytań, które chcielibyście zadać sprzedającemu. Nie wiadomo, ile trzeba będzie czekać na powtórkę takiego farta. Ja byłem przerażony tempem, w jakim to się odbywa, bo jeszcze nie zdarzyło mi się nabyć auta używanego o takiej wartości od nieznanego sprzedającego. Ale zrobiłem co mogłem, by dokładnie „prześwietlić” wóz - nie mogę sobie niczego zarzucić.

Może jedynie to, że przegrałem kilka wyścigów w Gran Turismo.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA