Lud żąda krwi. Poszkodowany wjechał na skrzyżowanie na zielonym. MANDAT MU!
Film, który obejrzałem, był nawet ciekawy, ale w sumie dość standardowy. Oto wypadek w Łodzi: jeden kierowca ruszył na zielonym, drugi z premedytacją wjechał na pełne czerwone i go staranował. Lud domaga się surowego ukarania i sprawcy, i poszkodowanego.
Fabuła jest stosunkowo prosta. Robi się zielone, kierowca Mercedesa rusza, zostaje staranowany przez białego kombivana, który wjechał na skrzyżowanie za sygnał czerwony. Już prościej się nie da. Ale oczywiście znawcy prawa o ruchu drogowym z komentarzy musieli to wszystko skomplikować.
Czy kierowca Mercedesa miał prawo wjechać na skrzyżowanie?
Nie, jeśli udałoby się dowieść, że widział pędzącego dostawczaka. A właściwie nie tyle że widział samego dostawczaka, ile widział go i był w stanie stwierdzić, że kierowca białego auta nie zatrzyma się na czerwonym. Gdyby dało się stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że w momencie ruszania posiadał tę wiedzę, byłby współwinny wypadku. Wszystko to z powodu art. 3 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga - szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.
Czyli jeśli wiesz, że może dojść do wypadku, to nie możesz wjechać nawet na zielone
Ale czy kierowca Mercedesa mógł zobaczyć pędzącego vana? Spróbujmy odpowiedzieć sobie sami. W momencie zmiany z czerwonego na zielone, biały van znajdował się o sześć swoich długości od Mercedesa.
Sześć długości takiego busa to ok. 27 metrów. Ile czasu zajęło białemu vanowi pokonanie tych 30 metrów? Sprawdziłem ze stoperem, od wjazdu w kadr do uderzenia minęło 1,3 sekundy. Jeśli ktoś przejeżdża 27 metrów w 1,3 sekundy, to znaczy że jedzie z prędkością prawie 75 km/h. Czy na ulicy Rokicińskiej w Łodzi, gdzie doszło do zdarzenia, można jechać tak szybko? Raczej nie, sprawdziłem że w tym miejscu mamy obszar zabudowany z ograniczeniem do 50 km/h. Kilkadziesiąt metrów za skrzyżowaniem mamy znak podnoszący dopuszczalną prędkość do 70 km/h, ale przed samym skrzyżowaniem jest 50-tka. Zatem kierowca Mercedesa mógł nawet zobaczyć kątem oka białego vana, ale uznał że jedzie on ok. 50 km/h i na dystansie niecałych 30 m zdąży zahamować.
No to jest winny czy nie?
Zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania, o której pisał red. Barycki – nie. Miał prawo w ograniczony sposób uznać, że inni kierowcy będą stosować się do znaków i sygnałów, i że na widok czerwonego światła inny kierujący po prostu się zatrzyma. Zwłaszcza że nie wydaje mi się, by to czerwone światło zapaliło się na ułamki sekund przed białym vanem. Zapewne widział je dużo wcześniej i po prostu uznał, że jeszcze można. Trudno mi się doszukać winy kierującego Mercedesem. Gdybyśmy mieli przed każdym wjechaniem na zielone upewnić się czy aby na pewno szwagier nie leci na czerwonym, to nastałby istny cyrk. A na razie mamy tylko cyrk w komentarzach i tradycyjne żądania ukarania wszystkich zamieszanych, nieważne czy zawinili, czy byli poszkodowani.