Masz zaplanowany odbiór Tesli? Dobrze jej się przyjrzyj, może być złożona jak dla obcego
Tesla nie ukrywa, że teraz priorytetem jest sprzedaż w 2020 r. Wygląda na to, że nawet kosztem jakości.
Elon Musk nie daje za wygraną. Skoro coś obiecał, to nie spocznie, póki obietnicy nie zrealizuje. Jeśli obiecał inwestorom pół miliona samochodów na 2018 r., to słowa dotrzyma, chociażby w 2020. I skoro obiecał milion aut w 2020, to też ten plan zrealizuje, tylko nie w 2020. Póki co walczy o te pół miliona z 2018 r.
Tesla – sprzedaż w 2020 r. może sięgnąć pół miliona
Żeby tak się stało trzeba będzie wykręcić rekordowy wynik w ostatnim kwartale tego roku. W trzecim kwartale Tesla ustanowiła rekord wszech czasów dostarczając klientom 139 900 samochodów. Żeby dobić do pół miliona, w ostatnim kwartale do klientów musiałoby trafić rekordowe 182 tys. samochodów. I firma próbuje osiągnąć ten wynik na różne sposoby, m.in. namawiając na leasing swoich samochodów tych, którzy wpłacili zaliczki i czekają na swoje Cybertrucki (z odbiorami zaplanowanymi najwcześniej na 2023 r.).
W mailu do pracowników, na który powołuje się m.in. serwis electrek.co, Musk twierdzi, że cel jest osiągalny, ale potrzebna jest pomoc wszystkich pracowników. Szef Tesli jest przekonany, że jemu i całemu zespołowi uda się go osiągnąć wbrew wszystkim, którzy od dawna twierdzą, że to niemożliwe.
Ci, którym przyjdzie odbierać samochody produkowane w końcówce grudnia muszą być szczególnie ostrożni
Z cytowanego maila dowiadujemy się, że nie będzie czasu na żadne poprawki. Parcie na wynik jest tak duże, że Musk mówi bez ogródek, że wyprodukowane samochody muszą trafić prosto do klientów, bez żadnych poprawek podczas PDI (Pre-Delivery Inspection), czyli przeglądu przed wydaniem auta.
Zapewne zamysł prezesa jest taki, by w końcówce roku powstawały same samochody, w których nie będzie nic do poprawienia, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe przypadki odnotowane w samochodach, które tę inspekcję z powodzeniem przeszły, ośmielamy się przypuszczać, że auta po prostu trafią do klientów z pominięciem tej zbędnej fazy produkcji. Ostatnie doniesienia, mówiące o tym, że nowi właściciele muszą podpisać odbiory samochodów jeszcze przed oględzinami zdają się potwierdzać, że Tesla naprawdę chce wcisnąć klientom pół miliona samochodów, choćby nie wiem co. Oczywiście bardzo możliwe, że to wszystko nieprawda, a my hejtujemy Tesle, bo nas na nie nie stać.
Na szczęście jest duża szansa, że w związku z faktem, że do wyników liczą się auta przekazane klientom, te niedorobione ostatki z grudnia będą trafiać do chętnych w okolicach fabryk. W końcu nie ma szans, by auta z grudniowej produkcji trafiły do końca roku na inny kontynent. Polscy klienci mogą więc spać spokojnie, oczywiście do czasu aż te amerykańskie wozy zostaną sprowadzone do Polski po stłuczce. Ale jak już przyjdzie do odbioru, to sugerowalibyśmy poświęcić na niego trochę czasu, żeby potem nie musieć szukać wsparcia na facebookowych grupach.