REKLAMA

Porównaliśmy mandaty w Europie w odniesieniu do średnich płac. Wnioski mogą zaskoczyć

Polska - kraj uciśnionych, poniżonych i zbyt surowo karanych. Mandaty w Niemczech na pewno są niższe, a tamtejsza woda w kranie jest cieplejsza i lepiej układa się nią wąsy. Sprawdziliśmy: mandaty w Polsce są niskie w kwotach bezwzględnych, ale gdy je porównać do średnich zarobków, wnioski są inne.

mandaty w niemczech
REKLAMA
REKLAMA

Sprzedali nas w Jałcie i teraz mają lepiej. To prawda, możemy mieć lekkie poczucie krzywdy, że kraj, który rozpętał drugą wojnę światową, mimo przegranej jest jednym z bogatszych krajów w Europie, a nas na długie lata oddano we władanie zwycięzcy-ludobójcy. Sprzedawcy też mają się dobrze. I jeszcze zbrodniarzy wojennych wykorzystano do odbudowy przemysłu, podczas gdy my musieliśmy robić na wielkiego brata co lubił zagłodzić swoich obywateli.

Nie przenośmy jednak tego żalu na mandaty drogowe, tylko sprawdźmy, czy w kwestii wysokości mandatów jesteśmy narodem uciśnionym. Nasza maksymalna stawka za przekroczenie prędkości - 500 zł - to przecież jest żart, można na to w miesiąc jednym dzieckiem zarobić. Ha, redaktor kłamie. Nie dość, że gra na antyniemieckich nastrojach, to jeszcze nie bierze pod uwagę, że w innych krajach zarabia się więcej. A właśnie, że bierze i wciąż wychodzi mu, że jeśli chodzi o mandaty za przekroczenie prędkości to mamy się całkiem dobrze. Zestawienie europejskich płac z wysokością mandatów wypada dla nas przyzwoicie. Żyć nie umierać, każdego stać by jeździć za szybko.

Mandaty w Niemczech – niższe niż w Polsce

Żeby tylko Niemiec miał gorzej, żeby tylko Niemiec miał gorzej, proszę choć trochę gorzej. Za doznane krzywdy i za to, że Josef Mengele zmarł przez nikogo niepokojony w Brazylii dopiero w roku 1979, a najgroźniejszym epizodem w jego powojennym życiu było zapalenie otrzewnej spowodowane kulą z włosów jak powstała w jego jelitach z powodu zbyt nerwowego przygryzania wąsów.

Przykro mi, nie jest u nich tak źle. Niemiecki mandat za przekroczenie prędkości o 20 km/h jest niewiele wyższy od naszego, 100 zł kontra 35 euro, czyli jakieś 150 zł. A gdy zestawi się się te kwoty z polskimi i niemieckimi płacami, robi się jeszcze gorzej. W 2017 godzina pracy w Polsce była wyceniana na około 27 zł, w Niemczech było to zaś 32,30 euro, czyli około 140 złotych. Taka różnica powoduje, że Polak na pokrycie 100 złotowego mandatu musiał pracować prawie 4 godziny, a Niemiec uwija się w godzinkę z minutami.

mandaty w Niemczech zarobki

Nie lepiej sprawa wygląda, gdy przyjrzymy się kwocie mandatu za przekroczenie prędkości aż o 50 km/h, w Polsce warte 500 zł, a w Niemczech 240 euro. Niemiec musi zapłacić więcej, ale łatwiej mu na mandat zarobić, bo potrzeba mu na to tylko 7,5 godziny, zamiast polskich 19 godzin w fabryce. Ból polskiego serca noszonego zupełnie błędnie po lewej stronie wzmaga fakt, że zachodni sąsiedzi za swe średnie roczne zarobki mogą sobie kupić blisko 200 mandatów za 50-kilometrowe przekroczenie, a Polacy muszą się zadowolić tylko setką mandatów do pokrycia za roczne dochody polskiej rodziny.

Na pocieszenie pozostaje fakt, że Niemcom prawo jazdy odbierane jest bardziej ochoczo i czasowy zakaz prowadzenia pojazdów jest tam popularną formą zapobiegania wygłupom na drodze. Ale może są bogatsze kraje, których obywatelom wysokością mandatów bardziej dobrano się do skóry?

Mandaty w Wielkiej Brytanii – tu są naprawdę wysokie

Tak, tak, tak, hip hip, hurra. Inni mają gorzej i mimo olbrzymich dochodów mogą pozwolić sobie na bardzo małą liczbę mandatów. Biedaki! Szczególnie restrykcyjne przepisy panują w Wielkiej Brytanii. Hmm, kłopot, to przecież sojusznik, trochę nieładnie się napawać smutnym losem aliantów. Lecz nie zapominajmy o Jałcie, Winstonie Churchillu i jak kopcąc cygaro podpisał się tuż obok Stalina. Na Wyspach mają wysokie mandaty, bardzo dobrze.

mandaty w Niemczech

Brytyjski mandat za przekroczenie prędkości o 20 km/h to 110 euro, to prawie tyle co maksymalny polski. Prawdziwa zabawa zaczyna się w miarę wzrostu prędkości. Przekraczający prędkość o 50 km/h wyspiarze będą muszą zapłacić - tu uwaga, otwieramy puszki Guinessa - 2890 euro, ponad 12 tysięcy złotych. Acha, i co, trzeba było nie doceniać szyfrantów od Enigmy i polskich lotników? Teraz macie za swoje. Brytyjczycy nawet z jednymi z najwyższych dochodów na rodzinę w Europie mogą pozwolić sobie tylko na niecałe 20 tak wysokich mandatów w ciągu roku. Ale z nich nędzarze, co muszą uciekać przed fotoradarami jak statki z Dunkierki.

Mandaty w innych krajach – Luksemburg to „raj”

Szukajmy dalej biedaków. O, jest kolejny. Siedział sobie okrakiem na złocie nazistów i machał nogami, nazywa się Szwajcaria. Mandat za haniebne 20 km/h ponad limit to 165 euro. Niewiele, to fakt, szczególnie, że w Szwajcarii zarabia się świetnie i jedna godzina pracy warta jest 43,80 euro, czyli niemoralnie blisko 200 złotych. Ale za to maksymalna kara za przekroczenie prędkości sięgać może 60 dziennych wynagrodzeń. Aż nawet nie chcę liczyć ile to będzie 8 razy 200 zł razy 60 dni, tak bardzo mi tych bankierów nie żal.

A co słychać w ojczyźnie sami wiecie kogo, w Austrii? Nie jest źle, jest dobrze. Co prawda przeciętna Austriacka rodzina biedy nie klepie, bo Austria stawką za godzinę pracy dobija do 30 euro, ale mandaty też mają srogie. Maksymalna wartość mandatu za łamanie limitów prędkości przekracza 9 tysięcy złotych. Nawet bogaty Austriak będzie musiał uzbierać sporo dobrze płatnych roboczogodzin by taką karę spłacić.

Mina zrzednie nam, gdy zajrzymy do Danii, gdzie rowerowy lud w ogóle nie docenia, że mandat za 50-kilometrowe przekroczenie prędkości na poziomie 300 euro to przy ich zarobkach żadna kara. Godzina pracy warta 38,7 euro pozwala w niepełny dzień pracy rozprawić się z taki mandatem i luksus przekroczenia prędkości kupić sobie ponad 170 razy w roku.

Lecz to nic w zestawieniu z Luksemburgiem, gdzie podobno wysoki mandat o wartości 145 euro można odrobić, lecz nie będę nawet pisał w ile godzin. Wystarczy, że powiem, iż 455 wysokich przekroczeń prędkości rocznie wcale nie leży poza zasięgiem przeciętnej luksemburskiej rodziny.

A co z biednymi, pogardzanymi przez los jak my i chłostanymi przez wiatr historii narodami, które w uznaniu swych cierpień winny być gilgotane przez przyjemny zefirek powodowany przez wirujące banknoty odszkodowań? W Bułgarii za 50 km/h powyżej limitu zapłacimy od 120 euro w górę, na Węgrzech od 195, a w Rumunii kara startuje - również od - 215 euro. Polskie maksymalne 500 zł, czyli jakieś 120 euro, wygląda w tym towarzystwie dość skromnie, a od obywateli wszystkich tych trzech państw zarabiamy lepiej.

Pieniądze to nie wszystko

Nie jest więc u nas źle, a zestawiając wysokość naszych mandatów z tym co codziennie można zaobserwować na drogach, to dla piratów drogowych jest wręcz bardzo dobrze. Na pewno nie wybijamy się z naszym taryfikatorem ponad europejską średnią. Niektórzy europejscy drogowi złoczyńcy mają się znacznie gorzej, mimo że stać ich na setki wysokich mandatów. 

W podsumowaniu europejskich mandatowych krzywd trzeba dodać, że pieniądze to nie wszystko i system kar jest w krajach europejskich zróżnicowany. Choć większość zachodnioeuropejskich obywateli stać na wielokrotne przekraczanie prędkości (w pieniądzu), to nikt im na to nie pozwoli. Są inne sankcje, jak zatrzymywanie prawa jazdy, systemy punktowe, surowe wyroki sądowe, a przede wszystkim nieuchronność kary, z czym w naszym kraju jest największy problem. Jeśli prawdopodobieństwo każdorazowego złamania przepisów byłoby wysokie, wysokość mandatu nie byłaby najbardziej istotna. Tymczasem nie ma co płakać nad ich wysokością, bardziej nad tym jak potrafimy zachowywać się na drodze.

REKLAMA

*Do wszystkich obliczeń użyłem tabeli Eurostat, a dokładniej kolumny prezentującej dochody małżeństwa z dwójką dzieci, w którym zarabiają dwie osoby, a zarobki jednej z nich są na poziomie 33 proc. statystycznego pracownika. Wydało mi się to takie polskie. A do wyceny roboczogodzin posłużyłem się tym wykresem.

Zdjęcie główne: Stefans02 (CC BY 2.0)

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA